Выбрать главу

– Bill, masz cudowne mieszkanie – odezwała się, nie ukrywając zachwytu.

– Mnie też bardzo się podoba – przyznał. – Widziałaś piętrowe łóżko? Zrobił je facet z Newport Beach. Zwykle robi dwa na rok. Mogłem wybrać piętrowy autobus, który w końcu kupił jakiś Anglik, ale zdecydowałem się na lokomotywę. Mam słabość do pociągów. Są wspaniałe, staromodne i wygodne.

Adriana słuchała go z uśmiechem. Miała wrażenie, że Bill opisuje siebie. Nic dziwnego, że śmiał się z jej pustego mieszkania – jego posiadało charakter i duszę. Stanowiło znakomite miejsce do pracy i odpoczynku.

– Od lat próbuję się przekonać do kupna domu, ale nienawidzę przeprowadzek, a tu jest tak wygodnie. Poza tym chłopcom się podoba.

– Rozumiem ich.

Oddał im największy pokój, choć tak rzadko tu bywają, dla niego jednak byli tego warci.

– Mam nadzieję, że będą spędzać ze mną więcej czasu, jak dorosną.

– Jestem tego pewna – z przekonaniem rzekła Adriana. Bo kto by nie chciał z takim ojcem i w takim domu? Mieszkanie nie było luksusowe ani obszerne, lecz nie o to przecież chodziło. Ważny był panujący w nim nastrój, który otulał gościa niczym przyjazne ramiona. Wrażenie to nie opuszczało Adriany ani gdy siedziała na kanapie, ani gdy poszła do kuchni, niemal w całości wykonanej przez Billa, by pomóc przy kolacji. Gospodarz z wielką wprawą przygotowywał jedzenie.

– Czego nie potrafisz robić? – zapytała.

– Jestem do niczego w sporcie. Mówiłem ci, nie umiem grać w tenisa. Nie rozpalę ogniska, nawet gdyby chodziło o życie. W czasie naszych wypraw Adam musi to robić. I strasznie boję się samolotów.

Była to krótka lista w porównaniu z rejestrem jego umiejętności.

– Dobre i to – odetchnęła z ulgą Adriana. – Miło wiedzieć, że jesteś człowiekiem, a nie supermenem.

– A ty, Adriano? W czym ty nie jesteś dobra? – zapytał, siekając świeżą bazylię na surówkę. Zawsze chętnie słuchał, co ludzie mają do powiedzenia o sobie.

– Och, w wielu rzeczach. Jazda na nartach. Tenis jeszcze ujdzie, za to w brydża jestem okropna. Nie nadaję się do gier, nigdy nie pamiętam zasad, a poza tym i tak nie zależy mi na wygranej. Nienawidzę komputerów. – Przez chwilę poważnie się zastanowiła, po czym dodała: – I kompromisów. Nie potrafię zdobyć się na kompromis w sprawach, w które wierzę.

– To raczej zaleta niż wada, nie uważasz?

– Tak – przyznała z namysłem. – Tylko że czasami taka postawa może wiele kosztować – dodała myśląc o Stevenie. Zapłaciła wysoką cenę za swoje przekonania.

– Ale czy nie warto? – zapytał łagodnie. – Nie lepiej trzymać się swoich zasad, nawet jeśli trzeba za to zapłacić? Moim zdaniem tak – oświadczył, świadom, że przez to właśnie został sam, choć w gruncie rzeczy już mu to nie przeszkadzało.

– Owszem, ale czasem trudno stwierdzić, co jest właściwe.

– Rób to, na co cię stać, skarbie. Wybieraj najlepsze wyjście z nadzieją, że się uda. A jeśli ludziom się to nie podoba – wzruszył filozoficznie ramionami – trudno, ich sprawa.

Łatwo powiedzieć! Adriana wciąż nie potrafiła uwierzyć w rezultaty, jakie przyniosła jej taka postawa, chociaż w tym wypadku nie dokonywała wyboru – po prostu nie mogła zrobić inaczej. Kochała to dziecko, ich dziecko, i nie potrafiła usunąć ciąży tylko dlatego, że Steven się przestraszył. Skutek był taki, że straciła męża.

– Powiedz, Bill, nigdy nie rezygnujesz ze swoich przekonań? Bez względu na odczucia innych ludzi? – zapytała, gdy usiedli do wielkich soczystych steków, które Bill przyrządził. Udział Adriany w przygotowaniach ograniczył się do nakrycia stołu i doprawienia sałaty. Jedzenie wyglądało wspaniale: steki, sałata, chleb czosnkowy, a na deser truskawki oblewane czekoladą. – Czy bez względu na okoliczności zawsze obstajesz przy swoim?

– To zależy – odparł Bill. – Chodzi ci o sytuację, kiedy dzieje się to kosztem innych?

– Na przykład.

Bill przez chwilę się zastanawiał. Adriana w tym czasie nałożyła sobie sałaty.

– W takim razie decydujące znaczenie ma to, do jakiego stopnia jestem przekonany o swojej racji. Jeżeli uważam, że stawką jest moja uczciwość albo jasność sytuacji, to chyba tak. Czasem nieistotne jest, że decyzje nie przysparzają nam sympatii, ważniejsza jest wierność swoim przekonaniom. Podobno im człowiek starszy, tym bardziej staje się elastyczny, widzę to po sobie. Teraz, mając trzydzieści dziewięć lat, na pewno jestem bardziej tolerancyjny niż w młodości, ale mimo to wciąż wierzę, że należy walczyć o swoje przekonania. Przez to nie stałem się ulubieńcem tłumów, za to przyjaciele wiedzą, że mogą na mnie liczyć. A to bardzo ważne.

– Zgadzam się – rzekła łagodnie Adriana.

– A co Steven sądzi na ten temat? – Bill coraz bardziej ciekaw był męża Adriany. Rzadko o nim wspominała i zastanawiał się, czy są udaną parą i jak wiele ich łączy. Sądząc tylko z wyglądu, uważał, że bardzo się różnią.

– Dla Stevena też ważne są jego przekonania. Nie zawsze potrafi zrozumieć stanowisko innych – wyjaśniła, a jej słowa były klasycznym przykładem niedopowiedzenia.

– A jak mu wychodzi dostosowanie się do ciebie? – indagował Bill. Chciał poznać ich oboje, ponieważ nie mógł mieć Adriany tylko dla siebie, mimo że bardzo tego pragnął.

– To zależy. Stevenowi udaje się… – urwała, szukając odpowiednich słów. – Udaje mu się prowadzić życie równoległe, to chyba najlepsze określenie. Robi to, co chce, i innym też na to pozwala. – Pozwala dopóty, dodała w myślach, dopóki uważa, że to służy ich karierze. Jak praca w wiadomościach.

– I to się sprawdza?

Sprawdzało, póki jej nie porzucił, bo nie spodobał mu się system wartości żony. Adriana głęboko odetchnęła, starając się wytłumaczyć swoje poglądy Billowi.

– Według mnie, żeby małżeństwo naprawdę było udane, konieczne jest większe zaangażowanie, wspólne przeżywanie różnych spraw, przeplatanie się dwóch osobowości. Nie wystarczy wzajemnie pozwolić sobie po prostu być, trzeba w pewnym sensie stać się jednością.