– Bill… proszę, nie…
– Przepraszam – rzekł, choć wcale nie było mu przykro. Nigdy przedtem nie był szczęśliwszy, nigdy z większą siłą nie pożądał kobiety, nigdy nie kochał nikogo tak bardzo jak ją. W jego miłości zawarta była tęsknota i pustka minionych siedmiu lat oraz cała czułość i mądrość wieku średniego, który osiągnął.
– Przepraszam, Adriano… Nie chciałem cię zdenerwować…
Wstała i wolno przeszła przez pokój, jakby oddalenie od Billa miało ją uchronić przed jakimś niemądrym postępkiem.
– Nie zdenerwowałeś mnie. – Odwróciła się i spojrzała na niego z żalem. – Tylko… nie potrafię tego wytłumaczyć… nie chcę sprawić ci bólu.
– Ty mnie? – zdumiał się. – W jaki sposób ty mogłabyś sprawić mi ból?
Podszedł do niej i ujął ją za ręce, patrząc głęboko w błękitne oczy, które tak bardzo pokochał.
– Uwierz mi na słowo, Bill. Teraz oprócz bólów głowy nic nie mogę ci dać.
– To brzmi bardzo zachęcająco – odrzekł z uśmiechem, z wielkim wysiłkiem hamując pragnienie, by znowu ją pocałować.
– Mówię poważnie – ostrzegła, a jej wyraz twarzy w pełni to potwierdzał.
Nie zamierzała nikogo obarczać odpowiedzialnością za swoje dziecko. Steven go nie chciał, tym bardziej więc nie miała prawa narzucać obowiązków z nim związanych komuś innemu, a już na pewno nie Billowi mającemu własne życie i własne dzieci. Powiedział przecież, że Adam i Tommy w zupełności mu wystarczają.
– Ja też jestem poważny, Adriano. Nie chciałem cię ponaglać, bo wiem, że rozwód jest przykrym przeżyciem – mówił ze wzrokiem przepełnionym uczuciem. – Adriano, ja cię kocham. Naprawdę. Może brzmi to głupio, bo wszystko tak niedawno się zaczęło, ale tak jest… Nie zamierzam do niczego cię zmuszać, a jeśli uważasz, że to nieodpowiednia pora, poczekam… Ale daj mi szansę, proszę, daj mi szansę… – zakończył szeptem, po czym nie mogąc się powstrzymać, znowu ją pocałował.
Adriana zrazu próbowała mu się oprzeć, lecz już po sekundzie poddała się jego ramionom. Wbrew sobie, wbrew okolicznościom ona także zaczynała go kochać, mimo że nie powinna. Kiedy wypuścił ją z objęć, nie mogła złapać tchu, a na jej twarzy malowała się troska. Bill uśmiechnął się i dotknął jej ust palcami.
– Jestem dużym chłopcem, dam sobie radę. Nie martw się o mnie. Poczekam, aż poukładasz sobie sprawy ze Stevenem.
– Ale to nie jest w porządku wobec ciebie.
– Byłoby bardziej nie w porządku, gdybyśmy się przed tym bronili. Od samego początku przyciągamy się wzajemnie jak magnes. Nazwij to, jak chcesz: kismet, przeznaczenie, los… Ja mam wrażenie, że to musiało się stać. I nie chcę cię stracić, nie możesz ode mnie uciec. Poczekam, jak długo będzie trzeba, nawet gdyby to miało trwać w nieskończoność.
Jego słowa głęboko wzruszyły Adrianę. Podzielała jego uczucia, musiała jednak myśleć przede wszystkim o dziecku, musiała dać Stevenowi szansę powrotu, gdyby zmienił zdanie, a całą energię i miłość poświęcić dziecku. Nie mogła wkraczać w życie Billa, będąc w ciąży z poprzednim mężem. To za bardzo przypominało scenariusz jego serialu. Jęknęła głośno, gdy sobie wyobraziła, że to wszystko mówi Billowi.
– Przyrzekam, do niczego nie będę cię zmuszał. Nawet cię nie pocałuję, jeśli nie chcesz. Pragnę tylko być blisko ciebie i dobrze cię poznać.
– Och, Bill… – wtuliła się w jego ramiona, marząc, by na zawsze w nich pozostać. Uosabiał wszystko, czego pragnęła, tylko że nie był jej mężem ani ojcem jej dziecka. – Sama nie wiem, co powiedzieć.
– Nic nie mów. Bądź cierpliwa wobec siebie i wobec mnie. I trochę poczekaj, potem zobaczymy. Może dojdziemy do wniosku, że nie o to nam chodzi i że nic z tego nie będzie? Ale przynajmniej daj nam szansę, dobrze? – Popatrzył na nią z nadzieją. – Proszę…
– Ale ty… ty prawie nic o mnie nie wiesz…
– A co? Ukrywasz przede mną jakieś straszliwe sekrety?… Cóż może być aż tak okropnego? Zdradziłaś męża? – żartował, chcąc rozładować napięcie, które w niej wyczuwał. Adriana się uśmiechnęła. Owym „straszliwym” sekretem, którego mu nie wyjawiła, było dziecko. – Nigdy nie uwierzę – ciągnął Bill – że w twojej przeszłości czy nawet teraźniejszości jest coś, co mogłoby zmienić moje uczucia do ciebie.
Adriana o mało nie wybuchnęła śmiechem na wspomnienie nieugiętej postawy, jaką przyjął Steven dowiedziawszy się o jej stanie. Tyle że to nie był Steven, to był Bill. Prawie uwierzyła w jego miłość, jednakże nawet od niego nie mogła wymagać, by wziął ją z dzieckiem.
– Wiesz co? Niech sprawy toczą się własnym torem, a my odpoczywajmy i cieszmy się wakacjami. Po powrocie do domu poważnie się nad wszystkim zastanowimy, zgoda? Obiecuję, że będę grzeczny. – Uścisnął jej dłoń, powstrzymując się z całej siły, by jej nie pocałować. – Umowa stoi?
Adriana z ociąganiem odwzajemniła uścisk.
– Stoi, chociaż to umowa raczej na twoją korzyść.
Mimo wszystko była zadowolona, aczkolwiek na chwilę ogarnęła ją pokusa, by wrócić do Los Angeles i w ten sposób uciec przed swym pożądaniem. Z tego pomysłu jednak zaraz zrezygnowała.
– I pamiętaj – pogroził jej Bill palcem – że ja nie żartowałem.
Zgasił światło i po kilku minutach oboje byli w swoich łóżkach. Towarzyszyły im wspomnienia namiętnego pożądania, które dało o sobie znać z zaskakującą siłą. Teraz wiedzieli już o jego istnieniu i mimo że na razie mieli nad nim kontrolę, zdawali sobie sprawę, że to nie potrwa długo. Adriana wiedziała, że Bill jest poważnym mężczyzną i trudnym do pokonania przeciwnikiem.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Nazajutrz pojechali do San Francisco. Po drodze zatrzymali się w Carmelu, malowniczo położonym miasteczku pełnym straganów i sklepików, w których śmiejąc się i żartując wybierali dla chłopców różne drobiazgi. Za wszystko płaciła Adriana. Bill nie podzielał ich ożywienia. Prawie się nie odzywał, pogrążony w myślach, wspominając poprzednią noc i zadając sobie pytanie, czym Adriana tak bardzo się martwi i dlaczego jest tak pewna, że nie będzie chciał z nią być. Wiedział, że ma to związek z jej małżeństwem lub rozwodem, i zastanawiał się, co przed nim ukrywa.
Kiedy dotarli do San Francisco, poczuł się lepiej. Poszli do Fisherman’s Wharf, przejechali się kolejką, odwiedzili Ghirardelli Square i przystawali przy każdej turystycznej atrakcji. Spędzone tam dwa dni były dość męczące, toteż Adriana wyglądała blado, gdy wreszcie ruszyli do doliny Napa.
– Dobrze się czujesz? – zapytał łagodnie Bill, odrywając wzrok od szosy.
Wyjeżdżali właśnie z miasta. Adriana zaproponowała, że go zmieni przy kierownicy, lecz odmówił, wolał bowiem, aby odpoczywała i w spokoju podziwiała widoki Sonomy. Mijali łąki pełne dzikich kwiatów i winnice, pastwiska ze stadami krów, owiec i koni, piękne wysokie drzewa rosnące wzdłuż pobocza, a kiedy droga zakręciła, w oddali pojawiły się wzniesienia.
– Wyglądasz na zmęczoną.
Martwił się o nią, bo szybko się męczyła i bywała blada, chociaż rzadko narzekała. Poza tym jednak sprawiała wrażenie zdrowej, dużo jadła i zawsze była w doskonałym nastroju. Po rozmowie, którą odbyli drugiego wieczora, Bill uważał, by się zanadto do niej nie zbliżać ani nie poruszać poważnych tematów. Adriana znała już jego uczucia i odnosił wrażenie, że je odwzajemnia, lecz coś ją hamowało. Postanowił dać jej czas, aby mogła rozwiązać swoje problemy. Jednego tylko był pewien: że nie chce jej stracić.
Do Adama i Tommy’ego odnosiła się nadzwyczaj ciepło. Chłopcy jeszcze z żadną przyjaciółką Billa nie czuli się tak dobrze. Droczyli się z nią bez litości, a Tommy uwielbiał ją łaskotać, bawić się jej włosami i wdrapywać na kolana w dowód swej wielkiej sympatii. Billowi przyszło na myśl, że wyglądają jak zwyczajna rodzina.