Выбрать главу

Nie sprzeciwiła się jego planom, gdy do niej poszedł, bo po prostu była tak wyczerpana przeżyciami dnia, że nie potrafiła sensownie rozmawiać, chociaż się obudziła. Zanim wyszedł, na powrót zasnęła. Pielęgniarka jednak zapewniła Billa, że może ją spokojnie zostawić.

– Nawet nie będzie wiedziała, że pana tu nie ma, a ja wszystko jej wytłumaczę, jak się obudzi – przyrzekła. – Jeśli będzie chciała, zawsze może do pana zadzwonić.

Bill zostawił numer telefonu i wrócił do synów. Godzinę później obaj skakali już po łóżkach, oglądając telewizję. Tommy zamówił nawet lody czekoladowe, które obsługa przyniosła do pokoju. Dziw brał na myśl, że dzieciak tego popołudnia ledwo uszedł z życiem.

Wykąpawszy chłopców, Bill położył ich spać, po czym śmiertelnie zmęczony wyciągnął się na łóżku w przeznaczonym dla Adriany pokoju. Nie pamiętał równie bolesnego i pełnego wstrząsów dnia. Przed oczyma ciągle miał okropny widok dwóch bezwładnych ciał i ratowników czyniących wszystko, by zatrzymać w nich życie… Wiedział, że przez lata będzie o tym śnił. Na myśl o Adrianie ogarnęła go wielka tęsknota. Pragnął ją tulić, powiedzieć jej o tylu rzeczach! Iluż wspólnych odkryć mogli dokonać, ile zrobić razem, ile nauczyć się o sobie!… No i było jeszcze dziecko. Nie miał nawet pojęcia, jak zaawansowana jest jej ciąża, wiedział tylko tyle, ile domyślił się lekarz. Zdumiewające, że oto nowe istnienie wkroczyło w jego życie, że otworzyły się przed nim widoki na szczęście. Kochał Adrianę już przedtem, ale teraz jego miłość się spotęgowała. Kiedy tak leżał pogrążony w myślach, zadzwonił telefon.

– Tak? – odezwał się zachrypniętym głosem i zaraz na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech. Adriana dzwoniła ze szpitala. Obudziła się i nie widząc go przy sobie, zatęskniła za nim. W ciągu jednego tylko dnia połączyła ich zupełnie nowa więź.

– Gdzie jesteś? – spytała.

– W twoim łóżku – odparł wesoło. – I bardzo żałuję, że nie ma cię przy mnie.

Biorąc pod uwagę dotychczasowy niewinny charakter ich znajomości, były to dość odważne słowa, Bill liczył jednak, że Adriana nie będzie miała mu ich za złe. Zdawało mu się, że od dawna są małżeństwem, i właśnie mu powiedziała, że spodziewa się dziecka.

– Słyszysz jakieś niedźwiedzie? – zażartowała. Głos wciąż jej się łamał, choć teraz brzmiał już o wiele mocniej.

– Ani niedźwiedzi, ani kojotów. – Zważywszy cenę, jaką zapłacił za apartament z widokiem na jezioro, do ich uszu powinien dochodzić jedynie szelest norek i warkot silników rolls-royce’ów. – Smutno mi tu bez ciebie.

– Mnie też jest smutno. – Pobyt w szpitalu budził w niej głęboką niechęć, poza tym bardzo brakowało jej Billa. – Jak tam chłopcy?

– Mam nadzieję, że śpią. Godzinę temu położyłem ich do łóżek. A jeśli nie śpią, nie chcę o tym wiedzieć. – Był prawie tak samo zmęczony jak Adriana. – A co z twoim dzieckiem? – zapytał czule.

– Chyba wszystko dobrze – odparła zakłopotana, bo nie przywykła jeszcze do rozmowy z nim o ciąży. To było coś całkiem nowego. Przez kilka miesięcy świadomie ignorowała swój stan, który teraz nieoczekiwanie stał się centrum zainteresowania całego otoczenia. – Takie dziwne to wszystko – wyznała. – Jeszcze do tego nie przywykłam.

– Zobaczysz, szybko przywykniesz. A przy okazji, na kiedy masz termin?

– Na początek stycznia. Dokładnie na dziesiątego.

– W sam raz na moje czterdzieste urodziny. Urodziłem się pierwszego.

– No to pięknie!

– Jeszcze piękniejsze jest to – rzekł łagodnie – że będziesz miała dziecko. Od tak dawna nawet nie myślałem o niemowlętach!… Przypominają mi się czasy, kiedy Adam i Tommy się urodzili. Byli tacy śliczni. Twoje dziecko też takie będzie.

Adriana ledwo wierzyła własnym uszom. Ojciec jej dziecka zostawił ją w gniewie, a ten mężczyzna, niemal zupełnie jej obcy, którego znała dopiero od trzech miesięcy, cieszył się z jej stanu. Czuła, że troszczy się o nią. Ogarnęło ją wielkie szczęście, a samotność nagle stała się mniej dotkliwa.

– Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? – spytała nieśmiało. Czego od niej chce?, zastanawiała się. Kiedy ją zrani? To niemożliwe, żeby był aż tak wyjątkowy. A może jednak?

– Bo na to zasługujesz.

Adriana nieoczekiwanie wybuchnęła śmiechem.

– Już wiem! Jestem dla ciebie źródłem pomysłów do serialu. – Przypomniała sobie absurdalną zbieżność nieślubnej ciąży w filmie ze swoją sytuacją.

– Z całą pewnością nie można się przy pani nudzić, pani Townsend. A może powinienem inaczej panią nazywać? – zaciekawił się, nie wiedząc, czy Adriana zamierza zmienić nazwisko.

– Moje panieńskie nazwisko brzmi Thompson. – W końcu będzie musiała do niego wrócić, ponieważ dziecko i tak nie może nosić nazwiska Stevena, ale miała jeszcze sporo czasu. – Chciałabym, żeby już było jutro. Tu jest tak przygnębiająco.

– Poczekaj, aż zobaczysz nasze pokoje.

– Nie mogę się doczekać.

Czuła się jak w przededniu wyjazdu na miesiąc miodowy. Wrażenie psuły tylko tkwiące w nosie rurki aparatu tlenowego, kroplówka oraz zadrapania na twarzy, dłoniach i ramionach wyglądające, jakby stoczyła walkę z kotami. Pamiętała, że niektóre z tych zadrapań były dziełem Tommy’ego. Mieli za sobą niesamowity dzień, przeżyli cud i wciąż nie potrafili wyjść z podziwu nad szczęśliwym zakończeniem. Dramatyczne wydarzenia miały ponadto tę dobrą stronę, że Bill wreszcie dowiedział się o ciąży. I nie zerwał z nią. I… Adriana uśmiechnęła się do siebie. I powiedział nawet, że ją kocha.

– Do zobaczenia jutro. Odpoczywaj – usłyszała w słuchawce jego czuły szept. Było już późno. Zdawało się, że nad całym światem zapadła absolutna cisza. – Brakuje mi ciebie…

– Ja też za tobą tęsknię – odparła.

– Nie zapominaj, jak bardzo cię kocham – rzekł na pożegnanie.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Nazajutrz Bill i chłopcy przyjechali po Adrianę do szpitala. Mieli ze sobą kwiaty, balony i wielki transparent z napisem „dziękujemy”, który Tommy wymalował własnoręcznie. Adriana była wreszcie osłabiona, toteż samochodem, który dzięki tym wszystkim osobom przypominał wóz cyrkowy, pojechali prosto do hotelu, by mogła wypocząć. Bill zaprowadził ją na taras, posadził na kanapie i obłożył ze wszystkich stron poduszkami. Apartament zrobił na Adrianie duże wrażenie. Zwierzyła się Billowi w zaufaniu, że w hotelu bardziej jej się podoba niż na kempingu. W odpowiedzi Bill roześmiał i oświadczył, że niektórzy ludzie gotowi są na wszystko, byle tylko uniknąć noclegu pod namiotem. Z całą pewnością Adriana do nich należała.

Po lunchu, który zjedli w pokoju, Bill z chłopcami poszli na ryby. Złowili trzy sztuki, które zanieśli do hotelowej kuchni i poprosili o przygotowanie ich na kolację. Bardzo to odpowiadało Adrianie.

– Uwielbiam ten rodzaj kempingu – oświadczyła, gdy przyniesiono ryby w delikatnym sosie cytrynowym. Bill i chłopcy byli przekonani, że to te, które złapali, natomiast Adriana w to nie wierzyła.

Po kolacji oglądali stare filmy w telewizji. Tego wieczoru cała czwórka wcześnie poszła spać. Nocą Adrianę budziły co jakiś czas szmery w pokoju. Za każdym razem okazywało się, że to Bill sprawdza, czy wszystko u niej w porządku. Przy śniadaniu podziękowała mu za troskę.

– Nie musisz tak się o mnie martwić. Czuję się dobrze.

– Chciałem się tylko upewnić. Ze szpitala wyszłaś dopiero wczoraj.

Swoją opiekuńczością przypominał kwokę, co Adrianie bardzo się podobało.