– Doskonale – zapewniła.
Zgodnie z przewidywaniami lekarzy wypadek nad Tahoe nie pozostawił trwałych urazów. Adrianie zdjęto szwy z ramienia, zadrapania i siniaki się wygoiły, wstrząs mózgu minął, płód ani trochę nie ucierpiał. Gdy zaraz po powrocie odwiedziła swojego lekarza, ten nie mógł w to uwierzyć. Powiedział, że najwyraźniej nosi wyjątkowo żywotne dziecko. Z wielką ulgą przyjął to Bill, który zachowywał się tak, jakby dziecko było jego. Ilekroć o nim mówił, Adrianę ogarniało wzruszenie.
– Boisz się porodu, Adriano? Zawsze mi się wydawało, że to trochę przerażające… i takie niezwykłe. Kochasz się z kimś i małe nasionko zamienia się w tobie w człowieka. Potem rośnie w twoim brzuchu, aż zaczynasz wyglądać, jakbyś miała zaraz pęknąć, i wtedy nadchodzi ta najgorsza chwila: trzeba go z siebie wyrzucić. To na pewno wywołuje strach. Oczywiście z psychologicznego punktu widzenia, bo fizjologicznie jakoś to się udaje. Ale coś na mnie jako na mężczyźnie zawsze robiło jeszcze większe wrażenie. Bo widzisz, szczęśliwy tatuś myśli sobie: Boże, gdybym był na jej miejscu, nigdy w życiu po raz drugi bym się na to nie zdecydował, a kobieta w dwie godziny po porodzie mówi, że wcale nie było tak źle, i w każdej chwili gotowa jest to powtórzyć. To naprawdę niesamowite, prawda?
– Tak. Mnie wszystko się wydaje niesamowite. Zwłaszcza że nie mam się komu zwierzyć. Dotąd w ogóle nie myślałam o ciąży, ale teraz zaczynam zdawać sobie sprawę, że dłużej nie mogę jej ignorować i muszę stawić czoło rzeczywistości.
Bill podał jej następne cappuccino, które Adriana z przyjemnością popijała. Bill bez wątpienia był lepszym kucharzem niż ona.
– Kopie? – spytał ciekawie. Adriana potrząsnęła przecząco głową. – Życie… – Bill usiadł, patrząc na nią z miłością – to naprawdę coś cudownego. Patrzę na chłopców i nie przestaję myśleć, jakim są cudem, nawet teraz, z rozczochranymi włosami, podartymi na kolanach dżinsami i brudnymi tenisówkami. Dla mnie są wspaniali.
Adriana dlatego właśnie pokochała Billa, że był naturalny, dobry i miły, a równocześnie z powagą odnosił się do spraw naprawdę istotnych, takich, jak przyjaźń, miłość, rodzina, szczerość, które także dla niej były najważniejsze. Wciąż nie mogła uwierzyć, że tak po prostu go spotkała. Miała wielkie szczęście. Stanowił przeciwieństwo Stevena, który uciekł przed dzieckiem i nie chciał niczego nikomu dawać.
Bill wkładał naczynia do zlewu. Nagle odwrócił się do niej z nieśmiałym uśmiechem. Ich oczy spotkały się i poczuła, jak coś ją do niego przyciąga. Miał w sobie magnetyzm, który od pierwszej chwili na nią działał.
– Tak? – Wiedziała, że chce o coś zapytać. Jej przenikliwość rozbawiła go.
– Chciałem zadać ci pewne pytanie, ale nie jestem pewien, czy powinienem.
– Jakie? Czy jestem dziewicą? Tak, jestem.
– Dzięki Bogu – odetchnął z ulgą. – Nie cierpię kobiet, które nie są dziewicami.
– To tak jak ja.
– W takim razie… może byś została na noc? Jak chcesz, będziesz spać w pokoju gościnnym.
Mimo że do mieszkania miała raptem parę kroków, zapragnęła tutaj zostać. U niej było tak smutno i pusto! A pokój gościnny Billa, ciepły i przytulny, wydawał jej się oazą, gdzie mogła się cieszyć jego obecnością i schronić przed trudami życia.
– Czy to ma sens? – rzekła nieśmiało. – Chyba powinnam pójść do domu.
– Myślałem… – Przez chwilę na jego twarzy zagościł smutek. – Będę bardzo samotny bez chłopców. – Zdawała sobie z tego sprawę i pragnęła pomóc mu przetrwać te chwile. – Uprażymy sobie kukurydzy i pooglądamy stare filmy w telewizji – kusił.
– No dobra, niech ci będzie – uśmiechnęła się niepewnie, w sumie zadowolona z takiego obrotu rzeczy.
– Patrząc na sprawę z handlowego punktu widzenia, chciałbym się dowiedzieć, co wpłynęło na twoją decyzję – powiedział z przesadną powagą Bill. – Kukurydza czy stare filmy? Może kiedyś znowu będę musiał cię przekonywać, więc ta informacja bardzo mi się przyda.
– Kukurydza – roześmiała się lekko. – I darmowe śniadanie jutro.
– Czy ktoś coś mówił o śniadaniu? – droczył się z nią Bill.
– Bądź miły… albo przyrządzę ci łazanki z wanilią!
– Tego się obawiałem. „Waniliowa dziewica” to doskonały tytuł na serial albo przynajmniej jeden odcinek. Jak myślisz?
Objął Adrianę ramieniem i przytuleni poszli do salonu.
– Myślę, że jesteś cudowny.
Bill objął ją mocniej i pocałował w szyję.
– Miło mi to słyszeć… Ja myślę, że cię kocham.
Adriana nie miała wątpliwości co do swoich uczuć. Była ich pewna od chwili, gdy w szpitalu w Truckee odzyskała przytomność i usłyszała Billa mówiącego o swej miłości do niej i do dziecka. W dodatku okazało się, że on wie o ciąży i opiece nad niemowlętami znacznie więcej niż ona. Pod pewnymi względami bardzo ją to uspokajało i zaczynała we wszystkim na niego liczyć, rada, że stale ma go w pobliżu.
– A może pójdziemy do mojego pokoju? – zaproponował.
W jego sypialni stał olbrzymi telewizor. Kiedy miał u siebie synów, często we trzech układali się wygodnie na łóżku i oglądali filmy. Adriana kilka razy do nich dołączyła, gdy nocowała w pokoju gościnnym. Teraz jednak byli tylko we dwoje, toteż czuła się trochę dziwnie, sadowiąc się w jego łóżku, choć musiała sama przed sobą przyznać, że bardzo jej się to podoba.
Bill włączył telewizor, po czym poszedł do kuchni przygotować kukurydzę. Adriana, oparta wygodnie o poduszki, rozmyślała, jak wiele ten mężczyzna dla niej znaczy i jak bardzo ją pociąga. Dość osobliwe jej się wydawało, że w piątym miesiącu ciąży czuje fizyczny pociąg do człowieka nie będącego jej mężem. Ale wszystko tak właśnie się poukładało, teraz miała zatem problem, nie wiedziała bowiem, jak mu okazać swoje pożądanie.
– Kukurydza! – oznajmił, wkraczając po chwili do sypialni z wielką metalową miską. Kukurydza, wciąż gorąca, była doskonale doprawiona masłem i solą.
– Fantastycznie! – uśmiechnęła się Adriana, moszcząc się obok Billa, który pilotem szukał stacji nadającej wyłącznie stare filmy. Wyświetlano akurat melodramat z Carym Grantem. – Wspaniałe!… – rzekła z zadowoleniem, pojadając kukurydzę. Bill przysunął się do niej i delikatnie ją pocałował.
– Też tak myślę – wyznał szczerze. Adriana była mu najlepszym przyjacielem, ba! kimś więcej nawet. Całował ją i całował, nie potrafiąc przestać, ona zaś leżała na poduszkach, ciągle pogryzając kukurydzę i udając, że ogląda telewizję, choć Bill przysłaniał jej trochę ekran. Dość szybko jednak film przestał ją interesować. Oddając Billowi pocałunki poczuła, że ogarnia ją namiętność, jakiej nigdy w życiu nie doznała.
– Bierzesz pigułki? – zapytał szeptem i oboje się roześmiali.
– Tak – odszepnęła.
Spoważnieli. Ich wzajemne pożądanie sprawiło, że romans Cary’ego Granta poszedł w zapomnienie. Bill odstawił na podłogę miskę z kukurydzą, zgasił światło i wrócił do Adriany. Była taka piękna, delikatna, pociągająca… Wolno zaczął odpinać guziki jej luźnej sukni w kolorze brzoskwini, poczuł jej dłonie pod swetrem. Ich usta dotknęły się, rozstały, znowu się spotkały. Pocałunki Billa stawały się coraz gorętsze. Po chwili nadzy leżeli w ciasnym uścisku. Bill już dłużej nie był w stanie nad sobą panować, zapomniał o rozwadze i o całym świecie. Adriana każdą cząsteczką skóry odpowiadała na najmniejsze drgnienie jego palców. Ich ciała stopiły się w jedno.
Obojgu wydawało się, że przez wiele godzin tak leżeli, nawzajem dając sobie rozkosz, a kiedy się rozłączyli, nie mieli pojęcia, ile czasu upłynęło od ich pierwszego pocałunku.