Выбрать главу

– Jesteś taka piękna – szepnął Bill, dotykając jej twarzy, a potem przesuwając dłonią po jej ciele. Nawet teraz widział wyraźnie, jaka musiała być szczupła i zgrabna przed ciążą. – Dobrze się czujesz?

Nagle ogarnęła go obawa, że mógł zrobić krzywdę jej lub dziecku. Powodowany namiętnością, zapomniał o jej stanie. Adriana odpowiedziała uśmiechem i pocałowała go w szyję i usta, pieszcząc jego potężny tors. Sprawił, że czuła się szczęśliwa, bezpieczna i spokojna.

– Jesteś wspaniały. – Patrzyła na niego z wielką czułością i miłością.

Kiedy Bill, zahipnotyzowany urodą Adriany, dotknął jej wypukłego brzucha, nagle zmarszczyła brwi i dziwnie na niego spojrzała.

– Ty to zrobiłeś?

– Co?

– Nie wiem… coś… Nie jestem pewna, co to było…

Miała wrażenie, jakby coś w niej zatrzepotało. Najpierw myślała, że powodem była pieszczota jego dłoni, lecz one leżały nieruchomo na jej ciele. I nagle, w tej samej chwili, oboje zrozumieli, co to było. Ich akt miłosny jakby ożywił dziecko, które teraz należało już do niego, było ich wspólne, ponieważ Bill pragnął go i kochał Adrianę.

– Daj, muszę sprawdzić.

Znowu położył dłonie na jej brzuchu, niczego jednak nie poczuł, potem zaś przez ułamek sekundy zdawało mu się, że coś w niej drgnęło, ale pewności nie miał, gdyż płód był jeszcze bardzo mały. Przytulił ją mocno, czując krągłość jej brzucha, potem ujął w dłonie jej pełne piersi. Kochał ją bez reszty. Poznawanie Adriany w takim stanie, gdy nosiła w łonie potomka, było dość niezwykłe, lecz nie znał jej innej. Czuł się związany z obojgiem, czuł się ojcem dziecka, bo stanowiło część jego ukochanej.

Otulił ją delikatnie pościelą. Długo leżeli obok siebie, dając sobie ciepło, rozmawiając o dziecku i marząc.

– Wiesz? Zabawne… – odezwał się Bill. Z oddali dobiegał ich głos Cary’ego Granta. – Mam wrażenie, jakby to dziecko było częścią mnie. Nie wiem czemu, ale wracają do mnie znajome uczucia i wspomnienia, to podniecenie, które czułem, jak mieli się urodzić Adam i Tommy… Łapię się na myślach o kupnie kołyski, o urządzeniu pokoju, o tym, że chciałbym być przy tobie w czasie porodu… I wtedy muszę sobie powtarzać: hola, stary, przecież to nie twoje… – W jego głosie zabrzmiał smutek. Bardzo pragnął, by było inaczej, chociaż dopiero raz się kochali.

– Byłam taka zagubiona, dopóki ciebie nie spotkałam… I bardzo samotna. – Popatrzyła na niego poważnie. – Naprawdę nie masz nic przeciwko dziecku? Czasami wydaję się sobie brzydka i gruba…

– Kochana, zanim będzie lepiej, musi być gorzej – zaśmiał się, układając się wygodnie w łóżku, które przed chwilą uczynili wspólnym. – Napęczniejesz jak balon, a ja wiem, że bardzo mi się to spodoba. Będziesz wielka i słodka, a potem przeżyjemy sporo wspaniałych chwil z dzieckiem.

– Głuptas. – Zamrugała niepewnie, gdy opowiadał, jak bardzo zmieni się jej figura. Dotąd starała się o tym nie myśleć, bo perspektywa tych zmian budziła w niej niemal przerażenie. Już teraz biodra miała prawie dwa razy szersze niż przed paroma tygodniami, a piersi jej się powiększyły prawie dwukrotnie. Wszystko to wydawało jej się dziwne i obce, mimo to z radością myślała o dziecku. Ledwo mogła uwierzyć, że Bill podziela jej uczucia. Wciąż zachodziła w głowę, czym sobie zasłużyła, że na jej drodze stanął człowiek jego pokroju.

– To, że się związałem z kobietą w piątym miesiącu ciąży – rzekł Bill siadając na łóżku – jawi mi się jako swego rodzaju sprawiedliwość. Miałem romanse z większą liczbą cierpiących na anoreksję aktorek i chorych na bulimię modelek, niż ustawa przewiduje. Aż tu nagle zakochałem się w kobiecie, która już niedługo nie będzie mogła dojrzeć własnych butów.

– Nie strasz!… Naprawdę nie ma sposobu, żeby uniknąć tej przemiany w balon? – zapytała. Bill pochylił się i mocno ją ucałował.

– Absolutnie żadnego. To piękny dar, dlatego ciesz się nim.

– A będziesz mnie dalej kochał, jak już będę wielkości szafy? – To pytanie, zadawane żałosnym głosem, zna każdy mężczyzna, którego żona spodziewa się dziecka.

– No pewnie! A ty byś mnie nie kochała, gdybym to ja nosił dziecko?

Bardzo ją taka wizja rozśmieszyła, lecz zarazem wszystko stało się naturalne i przestało budzić w niej strach. Bill każdy problem potrafił pomniejszyć, uprościć, przedstawić w zwyczajnym świetle.

– Jasne, że bym cię kochała.

– W takim razie to jest odpowiedź na twoje pytanie, prawda? W ciąży jesteś piękna. Może raczej powinnaś się martwić, czy będziesz mnie pociągać, kiedy schudniesz. Bo na razie wiemy, jak na mnie działasz w tym stanie – uśmiechnął się łobuzersko.

Odpowiedziała śmiechem. Z nikim nie było jej tak dobrze i nigdy w życiu nie czuła się tak kochana. Cudowne zaś było to, że tę miłość odwzajemniała. Nikogo jeszcze nie kochała tak mocno. Nawet Stevena. On nie obdarzał jej taką uwagą, nigdy też z taką jak Bill wrażliwością i mądrością nie reagował na jej potrzeby, obawy i nastroje. Teraz już Adriana nie miała nawet cienia wątpliwości: miała wielkie szczęście, a William Thigpen był wyjątkowym mężczyzną.

– Adriano, szaleję z pożądania – oznajmił Bill udając, że się na nią rzuca.

– Zapomnij o tym. Gdzie kukurydza?

– Zamiast serca – podał jej miskę – masz żołądek.

Cmoknął ją głośno w pośladek i poszedł po wodę, zanim zdążyła powiedzieć, że chce jej się pić.

– Wiesz, że czytasz w moich myślach?

– Wszystko w ramach usług.

Pragnął znowu się z nią kochać, lecz bał się przesadzić, bo mogłoby to zaszkodzić dziecku. Przez najbliższe cztery i pół miesiąca gotów był okazać wiele cierpliwości i troski, co wydawało mu się i tak niską ceną za cud nowego życia i dar jej obecności. Wziął garść kukurydzy i głośniej puścił telewizor. Patrząc na Adrianę odnosił wrażenie, że oboje do siebie należą, jakby tworzyli jedność i byli małżeństwem od zawsze. Nie potrafił uwierzyć, że była żoną innego mężczyzny, którego dziecko nosiła i który nie chciał ani jej, ani tego dziecka.

Adriana już zasypiała, Bill zaś, obejmując ją mocno, oglądał jeszcze telewizję, gdy zadzwonił telefon. Adam i Tommy bezpiecznie dotarli do domu i zgodnie z obietnicą telefonowali.

– Jak przeszła wam podróż?

– Fajowo! – oświadczył Tommy. – Zjadłem trzy hot dogi – pochwalił się.

Bill zamówił dla nich specjalne dania w postaci ulubionych hot dogów. O tym nigdy nie zapominał.

– A co u Adriany? Jest z tobą? – zapytał chłopiec pełnym nadziei głosem.

– Tak. Oglądamy telewizję i wcinamy kukurydzę. Bardzo za wami tęsknimy. Po waszym wyjeździe było nam okropnie smutno – rzekł szczerze, nigdy bowiem nie ukrywał przed synami swoich prawdziwych uczuć. – Nie możemy się doczekać Święta Dziękczynienia.

Już teraz mówiąc o sobie i Adrianie, używał liczby mnogiej, ponieważ nie miał wątpliwości, że wtedy też będą razem. Wiedział, że trzeba będzie chłopcom powiedzieć o dziecku, ale postanowił, że Adriana sama zdecyduje, ile powinni usłyszeć. Na myśl o tym położył dłoń na jej brzuchu, by sprawdzić, czy poczuje ruchy płodu. Uważał, że teraz, gdy oboje są ze sobą tak blisko, gdy ich ciała połączyły się w jedno, ma do tego prawo. Z żadną kobietą dotąd nie łączyła go tak silna więź.

Słuchawkę przejął Adam, który opowiedział obejrzany w samolocie film o wojnie w Wietnamie. Gdy skończył, zapytał, czy może porozmawiać z Adrianą. Bill trącił ją lekko w ramię i przysłonił słuchawkę dłonią.

– To Adam, kochanie. Chce z tobą rozmawiać.