– Nie mam nic przeciwko temu, żeby cię znowu zobaczyć szczupłą – rzekł wesoło Bill. – Miałaś niezłą figurę, jak cię poznałem.
– Dzięki – odparła, przewalając się na plecy niczym wyrzucony na brzeg wieloryb. – Teraz nie podoba ci się moja figura? – zapytała półżartem. Bill wiedział, że musi być ostrożny. Położył się obok niej na brzuchu, oparł na łokciu i pocałował ją w usta.
– Tak się składa, że w ciąży czy nie, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam.
– Dziękuję. – Łzy napłynęły jej do oczu. Jak dziecko objęła go za szyję. – Boję się – wyznała. Jej słowa mocno go poruszyły.
– Wiem, maleńka, ale przyrzekam, że wszystko skończy się dobrze.
– A jeśli nie? Jeśli coś stanie się mnie… albo dziecku? – Brzmiało to nierozsądnie, ale naprawdę bała się, że może umrzeć. Nie potrafiła zapomnieć o kobiecie z filmu, jej strasznym cierpieniu i przeraźliwych krzykach. Nikt nigdy jej nie powiedział, że poród tak wygląda. Myślała, że dziecko jakoś tam wychodzi na zewnątrz i na tym koniec. Od nikogo nie usłyszała, że może być aż tak bolesny.
– Nic nie będzie ani tobie, ani dziecku – uspokajał ją Bill. – Nie pozwolę na to. Nawet na moment cię nie opuszczę. Będę cię trzymał za rękę i pomagał ci. Zanim się zorientujesz, dziecko się urodzi.
– Czy to naprawdę jest aż tak trudne? – zapytała patrząc mu w oczy, lecz Bill nie chciał jej mówić, jak trudne było dla Leslie. O mało wtedy nie oszalał.
– Niekoniecznie. Niektóre kobiety przechodzą to naprawdę łatwo.
– Tak. Jeśli mają biodra szerokie jak Kanał Panamski – rzekła ze smutkiem. Ona miała biodra wąskie.
– Wszystko będzie dobrze – obiecał i pocałował ją lekko w usta. Adriana wsunęła mu dłonie pod koszulę i pogładziła go po ramionach, potem po plecach. Bill poczuł dreszcz podniecenia. Zaczęli się całować. Adriana go pieściła, jego dłonie zaś delikatnie wędrowały po jej ciele. Nagle Bill się uśmiechnął.
– Powinienem dostać kulką w łeb za napastowanie kobiety w twoim stanie – powiedział uświadomiwszy sobie groteskowość tej sytuacji, zaraz jednak o wszystkim zapomniał.
– O, nie!… – sprzeciwiła się żartobliwie Adriana.
Billa wciąż napawało zdumieniem pomieszanym z zachwytem to, że Adriana mimo swego stanu tak go pociąga. Gdy byli już nadzy, odwrócił się na plecy i posadził ją na sobie. Pół godziny później wyczerpani leżeli obok siebie i wówczas ogarnęły go wyrzuty sumienia. Bał się, że swoją namiętnością może sprowokować poród, chociaż lekarka nie zalecała im abstynencji.
– Dobrze się czujesz? – zapytał nerwowo, przyglądając jej się tak, jakby oczekiwał, że Adriana zaraz eksploduje.
– Jak nigdy dotąd. – Spojrzała nań zamroczonym jeszcze wzrokiem, po czym nagle zachichotała.
– Jestem okropny. Nie powinienem był tego robić.
– Nie mów tak. O wiele bardziej wolę się z tobą kochać, niż rodzić dzieci. Poza tym na pewno nie zajdę w ciążę.
Spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem.
– Chyba mówiłaś, że jesteś dziewicą.
– Jestem – potwierdziła.
To, że mimo zaawansowanej ciąży wciąż tak mocno siebie pożądali, wydawało jej się cudem.
– Chcesz znowu poćwiczyć oddychanie? – zapytał Bill. Czuł, że musi coś zrobić, by odkupić swą niepohamowaną żądzę.
– Myślałam, żeśmy już skończyli – odparła niewinnie, po czym z niesmakiem spojrzała na zegar. Dochodziła dziesiąta, musiała więc wrócić do telewizji. Nie zrezygnowała z pracy w pełnym wymiarze godzin. Zelda zaproponowała, że w każdej chwili może ją zastąpić, lecz na razie nie było takiej potrzeby. Adriana planowała, że rozpocznie urlop macierzyński w dniu, w którym urodzi się dziecko. Bill ostrzegał ją, by nie przesadzała.
– Dlaczego nie odpoczniesz kilka tygodni przed porodem?
– Po porodzie będę miała mnóstwo czasu na odpoczynek.
– Tak ci się wydaje – uśmiechnął się na wspomnienie nie przespanych nocy i pobudek co dwie, trzy godziny, bo dziecko chciało jeść. Próbował wytłumaczyć to Adrianie, ona jednak obstawała przy swoim. Czuła się dobrze i twierdziła, że potrzebuje urozmaicenia. Ilekroć zjawiała się w pracy, Zelda witała ją jękiem.
– Jak ty możesz z tym chodzić? – zapytała kiedyś, wskazując na brzuch. – Nie boli cię?
– Nie. Też się przyzwyczaisz.
– Mam nadzieję, że nie – odparła Zelda, której myśl o ciąży była całkowicie obca i która w ogóle nie odczuwała pragnienia, by ten stan zmienić. Nie zamierzała zakładać rodziny. Bardzo lubiła Billa, lecz już dawno zwierzyła się Adrianie, że samo przebywanie w ich towarzystwie działa jej na nerwy. Za bardzo przypominali stare małżeństwo, cieszyła się jednak ze względu na Adrianę. Nie było kobiety, która bardziej od niej zasługiwałaby na dobrego męża, a Zelda nie miała wątpliwości, że Bill jest dobry. W przeciwieństwie do tego sukinsyna Stevena. Parę razy na niego wpadła, chodzili bowiem do tej samej sali gimnastycznej, lecz jej nie zauważał. Widywała go z różnymi dziewczynami, zawsze ładnymi i młodymi, i gotowa była się założyć, że żadna z nich nie ma pojęcia, iż opuścił żonę, bo spodziewa się dziecka. Raz czy dwa zapytała Adrianę, czy Steven się z nią kontaktuje. Adriana milcząco przeczyła, a ponieważ temat wciąż najwyraźniej należał do drażliwych, przestała go poruszać.
Tego wieczoru, jak co dzień, Bill zawiózł Adrianę do pracy. Zwykle spędzał godzinę u siebie, czekając, aż Adriana po niego przyjdzie. Czasami zatrzymywali się w jego wygodnym gabinecie na krótką pogawędkę. Nigdy nie brakowało im tematu do rozmowy, dzielili się poglądami i pomysłami na serial. Pod wieloma względami stanowili doskonałą parę. Było im ze sobą wspaniale zarówno w łóżku, jak i poza nim. Gdy roześmiani szli w kierunku windy, Adriana nagle przystanęła. Na jej twarzy malował się dziwny wyraz.
– Co się stało? – zapytał Bill z niepokojem.
– Nie jestem pewna… – Oparła się o niego, zaskoczona tym, co działo się w jej ciele. Cały brzuch zrobił się nagle twardy niczym skała i miała wrażenie, że ściska go imadło. Z opisu, który słyszała w szkole rodzenia, domyśliła się, co to jest. – Chyba miałam skurcz.
Była bardzo wystraszona. Bill otoczył ją ramieniem. Już czuła się dobrze, skurcz minął, lecz wyraz paniki nie zniknął z jej oczu.
– Za ciężko pracujesz. Musisz zwolnić tempo albo dziecko wcześniej się urodzi.
– Nie może. Nie jestem jeszcze gotowa. – Wprawdzie pokój dziecinny był już prawie skończony, ale Adriana jeszcze nie w pełni zaakceptowała to, co nieuchronnie ją czekało. – Przed porodem chcę mieć przyjemne Boże Narodzenie.
– W takim razie przestań tak szaleć – rzekł z wyrzutem. – Powiedz, że nie możesz przygotować ostatniego wydania. Do diabła, jesteś przecież w ósmym miesiącu!
W drodze powrotnej miała dwa następne skurcze. W domu Bill kazał jej wypić lampkę białego wina, po której wszystko minęło jak ręką odjął. Adrianie wrócił doskonały humor. Naprawdę bała się, że zaraz zacznie rodzić.
– Podziałało – stwierdziła ucieszona.
– Jasne!… – Bill, zadowolony z siebie, pocałował ją. Na chwilę znowu go ogarnęły wyrzuty sumienia. – Chyba nie powinniśmy więcej się kochać – rzekł niepewnie, zastanawiał się bowiem, czy powodem skurczów nie były przypadkiem ich wcześniejsze igraszki.
– Lekarka nie mówiła, że nie wolno. To chyba były te skurcze, które mają przygotować organizm do porodu.
– Im więcej będziesz ich miała, tym poród będzie łatwiejszy.