Выбрать главу

Chociaż Adriana przyznawała mu rację, całkowite zerwanie z przeszłością nie było łatwe. Na przyjęciu niewiele mówiła i trzymała się na uboczu. Nie włączyła się w przednią zabawę mocno podchmielonych gości, nagle bowiem ogarnęło ją przygnębienie. Zdawało jej się, że jest gruba i brzydka. Czuła się fatalnie, toteż Bill, widząc, w jakim Adriana jest nastroju, dość wcześnie pożegnał się i zabrał ją do domu. Wiedział że współpracownicy nie będą mu tego mieli za złe, a gdyby nawet, nie dbał o to – Adriana była najważniejsza.

Kiedy położyli się do łóżka, wróciły skurcze. Tym razem nie miała najmniejszej chęci na miłosne igraszki.

– Teraz wiem, że naprawdę jesteś w depresji – zażartował Bill. – Żeby tylko nie weszło ci to w nałóg! Może powinienem zadzwonić po lekarza?

Udawał, że się przejmuje, i w końcu zdołał ją rozweselić, chociaż w jej oczach pozostał cień smutku. Nakryty białą koronką koszyk dla dziecka stał w rogu pokoju. Od terminu porodu, który wciąż budził w niej strach, dzieliło ją tylko dwa i pół tygodnia. Zajęcia w szkole rodzenia nie rozwiały jej obaw, mimo że dzięki nim zdobyła wiele użytecznych informacji. Tej nocy jednak nawet o tym nie myślała, znów przeżywając rozwód i ubolewając, że jej dziecko nie będzie miało ojca.

– Mam pomysł – odezwał się naraz Bill. – Dość niezwykły, ale w sumie nic w nim niewłaściwego. Pobierzmy się w Boże Narodzenie. Mamy trzy dni na zrobienie badania krwi i uzyskanie zezwolenia. Nic więcej chyba nie trzeba. Ach, jeszcze dziesięć dolarów. Może uda mi się wyskrobać tę sumę. – Patrzył na nią z czułością i mimo że żartował, propozycję traktował poważnie.

– Tak nie można – odparła ze smutkiem.

– Co, chodzi ci o dziesięć dolarów? – zapytał lekko. – Dobra, może uda mi się wysupłać więcej.

– Mówię poważnie, Bill. Nie mogę pozwolić, żebyś żenił się ze mną ze współczucia. Zasługujesz na więcej, podobnie jak Adam i Tommy.

– Na litość boską – jęknął. – Wyświadcz mi przysługę i nie próbuj mnie ratować przed samym sobą! Jestem już dużym chłopcem, wiem, co robię, i tak się składa, że cię kocham.

– Ja też cię kocham – rzekła z żałością. – Ale to nie w porządku.

– Wobec kogo?

– Ciebie, Stevena i dziecka.

– Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, jaką pokrętną neurotyczną drogą doszłaś do tego wniosku?

Czasem, szczególnie ostatnio, Adriana doprowadzała go do rozpaczy. Tyle spraw ją niepokoiło, wobec tylu osób czuła się do czegoś zobowiązana: wobec niego, dziecka, nawet wobec tego przeklętego Stevena.

– Nie chcę, żebyś się ze mną ożenił, bo tobie się wydaje, że jesteś mi coś winien, że trzeba mi pomóc, że dziecko powinno mieć ojca… Wyjdę za ciebie, jeżeli naprawdę będziesz tego chciał, a nie teraz, kiedy podejmujesz taką decyzję z całkiem innych pobudek.

– Mówił ci ktoś, że jesteś nienormalna? Atrakcyjna, piękna kobieta o świetnych nogach, ale kompletna wariatka. Proszę, żebyś za mnie wyszła nie dlatego, że z jakichś względów poczuwam się do tego obowiązku. Tak się składa, że od pół roku do szaleństwa cię kocham, a może tego nie zauważyłaś? Popatrz na mnie: to ja, facet, z którym mieszkasz od lata, którego dziecko uratowałaś i którego obaj synowie uważają, że potrafisz czynić cuda.

Jego słowa sprawiły Adrianie wielką przyjemność, mimo to powtórzyła:

– Tak nie można.

– Dlaczego?

– To nie w porządku wobec dziecka.

Spojrzał na nią gniewnie. Słyszał ten argument już wcześniej i bardzo mu się nie podobał.

– Coś mi się zdaje, że w gruncie rzeczy chodzi o to, że to nie w porządku wobec Stevena, prawda?

Po chwili wahania skinęła głową. Czuła, że byłego męża też musi ratować przed nim samym.

– Przecież on nie wie, z czego rezygnuje. Zanim zamknę przed nim wszystkie furtki, muszę dać mu szansę, żeby po urodzeniu dziecka mógł swoje decyzje jeszcze raz przemyśleć.

– Najwyraźniej prawo jest innego zdania. Adriano, spójrz na te dokumenty. Stevena nic już z dzieckiem nie łączy.

– Prawnie nie, ale moralnie?…

– Chryste, sam już nie wiem, co mówić. – Wstał z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju, przyglądając się jej z uwagą. Raz omal nie wywrócił się na koszyku. – Wiem tylko jedno: oddałem ci wszystko, serce, ciało, co tylko chciałaś, bo kocham ciebie i dziecko. Nie muszę go widzieć, żeby mieć pewność, czy mi się podoba. Nie muszę sprawdzać temperatury moich uczuć, kiedy się urodzi. Dziecko, ty i ja to dokładnie to, czego zawsze pragnąłem. Chcę się z tobą ożenić i być przy tobie, przy was obojgu, na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie, na zawsze… Przez ostatnie siedem lat za bardzo się bałem, żeby komukolwiek to ofiarować. Nawet bałem się o tym myśleć. Mówiłem ci, nie chciałem po raz drugi cierpieć z powodu rozwodu i rozstania z dziećmi. To dziecko nie jest moje, jest jego, co bez przerwy mi powtarzasz, ale kocham je tak, jakby było moje, i chcę z nim być. Nie gram z tobą w żadne gierki. Nie zamierzam czekać, aż Stevenowi wróci rozum i odbierze mi to, co zdążyłem pokochać. Uważam, że tego nie zrobi, i też ci to już powiedziałem. Ale nie mam ochoty wiecznie trzymać moich drzwi otwartych na wypadek, gdyby przypadkiem zmądrzał albo znudził się swoimi panienkami i raczył wrócić do ciebie i dziecka… Adriano, ja nie chcę, żeby Steven do ciebie wrócił, ale jeśli oboje chcecie ze sobą być, lepiej szybko się zdecydujcie. Nie zamierzam żyć w zawieszeniu. Chcę się z tobą ożenić, zaadoptować twoje dziecko, które nosiłaś przez dziewięć miesięcy i którego kopanie czułem. Nie pociąga mnie życie z wiecznie otwartym sercem. Skoro więc mówimy o tym, co jest w porządku, a co nie, porozmawiajmy o czasie. Jak długo według ciebie powinienem być w porządku wobec Stevena?

– Nie wiem… – Słowa Billa wywarły na Adrianie duże wrażenie. Kochała go bardziej niż kiedykolwiek i pragnęła natychmiast za niego wyjść, ale czuła, że musi czekać. Jednakże Bill miał rację: nie mogła od niego wymagać, by czekał w nieskończoność.

– Jaki okres będzie właściwy? Tydzień? Miesiąc? Rok?… Chcesz dać Stevenowi miesiąc po porodzie, a potem upewnić się przez adwokatów, że w dalszym ciągu nie życzy sobie kontaktu z dzieckiem? Czy to dobre rozwiązanie? – mówił wzburzony Bill. Starał się „być w porządku”, choć postawa Adriany doprowadzała go do szaleństwa.

– Nie zamierzam do niego wrócić – odpowiedziała.

Tej decyzji była pewna, aczkolwiek bywały chwile, kiedy Bill zaczynał w to wątpić. Z niepokojem słuchał, gdy mówiła, jak powinna się względem Stevena zachować. Kobiety mają dziwny stosunek do mężczyzn, którzy są ojcami ich dzieci, lepiej ich rozumieją, dają im większy margines swobody. Mężczyźni tak nie postępują, gdyż w gruncie rzeczy nigdy do końca nie mogą być pewni swojego ojcostwa. Kobiety są w innej sytuacji. One wiedzą. Bill zastanawiał się, czy Adriana zawsze będzie się czuła poprzez dziecko związana ze Stevenem. Miał nadzieję, że nie, choć na to pytanie także jeszcze nie potrafiła udzielić odpowiedzi.

– Chodzi mi tylko o dziecko, Bill… Tylko o nie…

– Wiem, kochanie, ale czasami mnie przerażasz. – Ze łzami w oczach usiadł obok niej na łóżku. – Kocham cię.

– Ja ciebie też – odparła miękko, gdy ją pocałował.

– W takim razie miesiąc, dobrze? Damy temu draniowi miesiąc po urodzeniu dziecka na zmianę decyzji, a potem na zawsze o nim zapomnimy. Umowa stoi?

Adriana skinęła głową. Propozycja Billa wydała jej się rozsądna. Dawał Stevenowi więcej, niż ten zasługiwał. W końcu podpisał przecież dokumenty, w których zrzekł się dziecka… Zrzeczenie się praw rodzicielskich, rozwiązanie małżeństwa – to brzmiało niemal jak morderstwo i w pewnym sensie nim było. Omal nie zabił jej swym postępowaniem. A Bill ją uratował. Już samo to wystarczy, żeby do końca życia była mu wdzięczna. Prawdę mówiąc zawdzięczała mu znacznie więcej, mimo to… Steven był jej mężem. Cholernie to wszystko skomplikowane, myślała. Wobec którego ma większe zobowiązania? Wobec Billa, skoro w trudnych chwilach był przy niej?… Ale przecież… Nienawidziła siebie za to uczucie rozdarcia. W jej sercu był tylko jeden, lecz w umyśle zawsze obaj. I na tym właśnie polegał problem.