Выбрать главу

– Jak go nazwiemy? – szepnęła Adriana.

– Cały czas myślę, że nieźle byłoby się zdecydować na „Thigpen”, chociaż to nie najlepsze nazwisko.

– Tak się składa, że ja je lubię – rzekła z czułością Adriana. Wiedziała, iż nigdy nie zapomni, że Bill był przy niej od początku do końca. Bez niego nie dałaby sobie rady. Personel medyczny wydawał się o wiele mniej ważny. – Następne urodzę w domu – oznajmiła. Bill w odpowiedzi jęknął.

– Błagam, daj mi czas na złapanie oddechu! Jeszcze nie ma szóstej! – udał przerażenie, choć z zadowoleniem słuchał, jak Adriana mówi o „następnym” dziecku.

– Wszystkiego najlepszego – powiedziała Adriana, uświadomiwszy sobie naraz, że jest Nowy Rok, a zatem Bill ma urodziny. Kiedy się nachyliła, aby go pocałować, jej synek pilnie im się przypatrywał. Posapywał cichutko, najwyraźniej jednak czuł się doskonale w ich towarzystwie.

– A to dopiero prezent! – Trudno byłoby znaleźć lepszy sposób na uczczenie czterdziestych urodzin niż ten dar nowego istnienia od ukochanej kobiety, przypominający, jak cenne i proste jest życie. Niczego więcej nie mógł pragnąć. – Przy okazji powiedz, jak ci się podoba imię „Teddy”?

Zastanawiała się przez chwilę, po czym wysunęła swoją propozycję:

– A może „Sam”?

Patrząc na dziecko, pokiwał głową. Chłopczyk był śliczny i to imię do niego pasowało.

– Doskonale. Sam Nie chciał na razie pytać, czyje nazwisko będzie nosił jej synek: jego, jej panieńskie czy jej byłego męża, uważał bowiem, że jeszcze na to za wcześnie.

Pozostał z Adrianą do ósmej, później poszedł do domu wziąć prysznic, posprzątać i zjeść śniadanie. Obiecał, że wróci najpóźniej w południe, i poradził, by trochę się przespała. Wyszedł z pokoju na palcach. W progu na moment przystanął. Zobaczył, że dziecko śpi spokojnie, bezpieczne w ramionach matki. Na widok tych dwojga ukochanych osób Bill po raz pierwszy od długiego czasu poczuł, że jest całkowicie, absolutnie szczęśliwy i zadowolony.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

W godzinę po wyjściu Billa Adrianę obudziły pielęgniarki, które przyszły sprawdzić jej samopoczucie. Dziecko wciąż spało, jej zaś poza lekkimi skurczami nic nie dolegało. Stwierdziwszy, że wszystko w porządku, pielęgniarki zostawiły ją samą. Adriana długo leżała, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić. Musiała zadzwonić w dwa miejsca, a pora wydawała jej się równie dobra jak każda inna. Przypatrując się śpiącemu synkowi, miała wrażenie, że jest naładowana elektrycznością. To był najbardziej podniecający i najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Chciała się nim podzielić z innymi ludźmi.

Najpierw zatelefonowała do Connecticut. Rozmowa była trudna, choć dobra nowina trochę ją ułatwiła.

– Dlaczegoś mi nie powiedziała? – zapytała matka, poruszona wieścią o przyjściu na świat kolejnego wnuka. – A może coś z nim nie tak?

Tylko taki powód milczenia córki przyszedł jej do głowy. Trudno się jednak dziwić, skoro od ślubu ze Stevenem raczej chłodne stosunki panowały między Adrianą a jej rodzicami, którzy nie ukrywali, że nie lubią zięcia. Być może słusznie źle go oceniali, lecz ich nastawienie trwale wpłynęło na rozluźnienie kontaktów z córką.

– Wybacz, mamo, ale moje sprawy trochę się skomplikowały. Steven odszedł ode mnie w czerwcu, tyle że… no cóż, myślałam, że wróci, i wcześniej nie chciałam mówić wam o dziecku… Teraz widzę, że to chyba nie było zbyt mądre.

– I mnie się tak wydaje. – Na długą chwilę zapadła cisza. – Płaci ci alimenty?

Adrianie wydało się dziwne, że matka tylko o to pyta.

– Nie, nie chciałam.

– Będzie się ubiegał o opiekę nad dzieckiem?

– Nie – odparła Adriana krótko, postanowiła bowiem oszczędzić rodzicom szczegółów. Zdecydowała także, że nie powie nic o Billu, bo matka mogłaby pomyśleć, że Steven odszedł, ponieważ ona miała romans. Na to wszystko będzie czas później. Teraz chciała tylko powiedzieć jej o dziecku.

– Jak długo zostaniesz w szpitalu? – Matkę interesowały wyłącznie fakty.

Adriana czuła, że dzieli je dystans nie do przebycia, którego nie potrafi zmniejszyć nawet to, że teraz obie doświadczyły już macierzyństwa.

– Chyba do jutra. Albo dłużej… Jeszcze nie wiem.

– Zadzwonię do ciebie, jak wrócisz do domu. Numer masz ten sam? – zapytała, co było o tyle niecodzienne, że rzadko, bo rzadko, ale zazwyczaj Adriana dzwoniła do matki, a nie na odwrót.

– Tak. – Po sprzedaży mieszkania przeniosła swój numer do Billa, co było znacznie prostsze od wyjaśniania wszystkim sytuacji. – Zadzwonię do ciebie, mamo.

– Dobrze… I gratuluję… – Jej ton wskazywał, że nadal nie wie, co o tym wszystkim sądzić.

Po telefonie do rodziców Adriana posmutniała, pocieszała się tylko, że przynajmniej spełniła swój obowiązek.

Następna rozmowa była jeszcze trudniejsza. Jakiś czas temu z trudem udało jej się wyciągnąć numer telefonu Stevena od adwokata, który poradził, by raczej z niego nie korzystała. Wyjęła teraz z torebki kalendarzyk, odszukała numer i wykręciła go, lewą ręką tuląc do siebie synka. Spojrzała na niego. Sam był taki śliczny, słodki i spokojny! Spełniał dokładnie jej marzenia, a nawet je przerastał. Pojawił się na świecie przed zaledwie czterema godzinami, a już miała wrażenie, że jest z nią od zawsze.

– Halo? – rozległ się w słuchawce znajomy głos, Adriana jednak nie słyszała go od miesięcy, toteż nagle poczuła się niezręcznie.

– Halo… Cześć, Steven, mówi… mówi Adriana. Przepraszam, że dzwonię – zamilkła, Steven także nic nie mówił. Nie rozumiał, dlaczego Adriana nagle chce z nim rozmawiać, nie pojmował też, w jaki sposób zdobyła jego zastrzeżony numer.

– Po co dzwonisz? – zapytał po długiej chwili, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że nawet do tego nie ma prawa. Adriana poczuła, że zaczynają drżeć jej ręce.

– Wydawało mi się, że powinieneś wiedzieć… Urodziłam dzisiaj chłopczyka. Waży osiem funtów i czternaście uncji. – Kiedy i tym razem odpowiedziała jej cisza, poczuła się jeszcze bardziej głupio. – Przepraszam, chyba nie powinnam była dzwonić… Myślałam tylko…

– Jest zdrowy? – odezwał się w końcu Steven. To samo chciała wiedzieć jej matka, Adrianie zaś pytanie owo wydawało się obraźliwe.

– Tak, jest zdrowy – odparła spokojnie. – Naprawdę jest prześliczny.

– A ty dobrze się czujesz? – zapytał z wahaniem. – Bardzo ciężko było?

Wreszcie przypominał mężczyznę, którego kiedyś znała.

– Nie, nie bardzo. – Nie zamierzała mu tłumaczyć, jak było naprawdę.

Poród okazał się trudniejszy, niż przypuszczała, mimo to teraz, gdy było już po wszystkim, a w jej ramionach leżał Sam, wcale nie wydawał się taki straszny.

– Warto było – rzekła, po czym niepewnie dodała: – Dzwonię, bo… myślałam… Wiem, że podpisałeś te dokumenty, ale jeśli chcesz, możesz go zobaczyć. Postanowiłam nie odbierać ci tej szansy. – Na taką wielkoduszność wiele kobiet nie potrafiłoby się zdobyć, lecz Adriana do nich nigdy nie należała. – Oczywiście nie oczekuję, żebyś… Myślałam tylko, że dam ci znać, na wypadek gdybyś… – Jej głos zamarł.

– Chciałbym go zobaczyć – zabrzmiało ostro w jej uszach.

Zaskoczył ją. Nigdy tak naprawdę nie oczekiwała, że Steven skorzysta z jej oferty.

– Gdzie jesteś?

– W szpitalu Cedars-Sinai.