Выбрать главу

– Postanowiłem wyskoczyć na kilka dni do Nowego Jorku, żeby zobaczyć się z chłopcami. – Spojrzał na zegarek. – Zaraz muszę iść, żeby zdążyć na samolot.

Adriana czuła, jak serce jej się ściska. Nie mogła spokojnie patrzeć, jak niepewnym wzrokiem błądzi po pokoju, unikając spoglądania na dziecko.

– Chłopcy wiedzą, że przyjeżdżasz?

– Nie – odparł ze smutkiem. – Chcę im zrobić niespodziankę.

– Jak długo cię nie będzie? – Nie wiedziała, co mu powiedzieć, oprócz tego, że jest jej przykro, że zachowała się niemądrze, że nie powinno było ją obchodzić, co myśli Steven, który okazał się głupcem, że kocha Billa ponad życie, że pragnie, aby Sam rósł jako ich dziecko… jeśli tylko Bill zostanie… jeśli zdoła jej wybaczyć.

– Nie wiem – odparł, trzymając płaszcz w rękach i patrząc tęsknie na Adrianę. – Tydzień, dwa… Myślałem, że może zabiorę ich na krótkie wakacje, jeśli tylko Leslie pozwoli…

Zawsze od łaski innych zależało, czy mógł być z tymi, których kochał: od łaski Leslie, Adriany, Stevena… Jednakże teraz nie mógł sobie pozwolić na takie myśli. Miło będzie znowu zobaczyć chłopców i przynajmniej na trochę opuścić Kalifornię. Miał już wszystkiego dość. Potrzebował odrobiny wytchnienia. Sprawi sobie prezent urodzinowy i wyjedzie, innym pozostawiając rozwiązywanie swoich problemów. Na czas jego nieobecności ekipa ma przygotowane scenariusze wielu odcinków, a jeśli nie będą im odpowiadać, mogą wymyślić nowe.

– Aha, wynająłem dla ciebie pielęgniarkę. Będzie przychodziła w ciągu dnia i może też zostawać na noc, gdybyś jej potrzebowała. Nie widziałem jej, ale w agencji zapewniali, że jest rewelacyjna.

Myślał o wszystkim. Oczy Adriany wypełniły się łzami.

– Nie musiałeś tego robić. Sama dam sobie radę.

– Myślałem, że może będziesz potrzebowała pomocy przy dziecku, jak wyjdziesz ze szpitala. Chyba że… – Wcześniej nie przyszło mu to do głowy i teraz poczuł się jeszcze bardziej głupio niż przedtem. – Wracasz do mojego mieszkania czy przeprowadzasz się do Stevena?

Adrianie z bólu ścisnęło się serce. Wszystko przez nią, ona zawiniła. Ta świadomość tylko pogłębiła smutek wywołany cierpieniem Billa.

– Nie przeprowadzam się do Stevena. Nigdzie się z nim nie wybieram – oświadczyła zdecydowanie. Bill popatrzył na nią dziwnie.

– Rano odniosłem wrażenie… myślałem… Wiedziałem przecież, że do niego zadzwonisz, tylko się nie spodziewałem, że zrobisz to tak szybko. Nie byłem na to przygotowany, choć powinienem. Zaskoczył mnie widok was trojga razem… A taki byłem podniecony z powodu Sama…

Na jego twarzy malował się wielki smutek. Adrianie po policzkach wolno spływały łzy, gdy na niego patrzyła. Potem przeniosła wzrok na synka.

– Chciałam to mieć za sobą… Wiem, że nie miałam racji, ale chciałam, żeby zobaczył dziecko… i psychicznie uwolnił się od niego. Chciałam pobłogosławić go na drogę. Sama zresztą nie wiem. Nie mogę teraz zrozumieć, dlaczego z takim maniackim uporem poczuwałam się do zobowiązań wobec Stevena. Może czułam się winna, że pozbawiam go czegoś wspaniałego i odchodzę, żeby dzielić to z tobą? Ale teraz wiem na pewno, że Steven nie ma nawet pojęcia, co znaczy dziecko. On nie rozumie, na czym polega miłość. Dla niego dziecko oznacza jedynie wyrzeczenia. Jest głupcem i idiotą, a ja okazałam się jeszcze głupsza, że za niego w ogóle wyszłam.

Wyglądała bardzo żałośnie. Zaczęła płakać, tuląc do siebie synka, który także nagle się rozkrzyczał. Bill rzucił płaszcz i podbiegł, by jej pomóc.

– Pozwól mi go wziąć. – Spokojnie, pewnymi rękoma odebrał od niej Sama. – Może jest głodny?

– Nie wiem. Niedawno go karmiłam.

– No to może ma mokro? – Umiejętnie sprawdził pieluszkę, po czym ciasno owinął dziecko kocykiem. Adriana w milczeniu podziwiała jego zręczność we wszystkim, co robił, od scenariuszy poprzez suflety aż po opiekę nad niemowlętami. – Chyba chciał znowu być mocno zawinięty. Ty trochę go rozplątałaś. Małe dzieci lubią być jak w kokonie. Popatrz, pokażę ci.

Szybko zademonstrował, jak to robić, po czym oddał jej zawiniątko. Adriana wydmuchała nos i podziękowała mu.

– Nie wiem, co myślałam, dzwoniąc do Stevena, ale jak tylko się tu zjawił, zrozumiałam, że to był błąd. A potem ty wszedłeś i zanim zdążyłam się odezwać, już cię nie było. – Znowu wybuchnęła płaczem. Do sali weszła pielęgniarka i pokiwała głową, myśląc, że u Adriany z całą pewnością albo występują wczesne symptomy depresji połogowej, albo mąż źle ją traktuje, w każdym razie coś jest nie tak. – Cały dzień próbowałam cię złapać – mówiła dalej Adriana – ale nigdzie cię nie było! – W jej głosie pojawił się wyrzut. – A dzisiaj są twoje urodziny!

– Wiem! – uśmiechnął się. Wyglądała tak biednie i smutno, i tak dziecinnie z błękitną kokardą we włosach, jakby była nastolatką, która trzyma w ramionach cudze dziecko. – Ale rano na widok Stevena poczułem się bardzo niezręcznie. Nie spodziewałem się go. W dodatku wyglądało to bardzo rodzinnie.

– Cóż, na początku rzeczywiście było wzruszająco – zaczęła opowiadać Adriana, marząc, by Bill usiadł, choć mu tego nie proponowała w obawie, że przypomni sobie o samolocie. – Patrzył na dziecko, jakby w życiu nie widział noworodka. Ale jest takim pompatycznym kretynem! Nie sądzę, żeby kiedykolwiek kogoś albo coś kochał, może z wyjątkiem swojej rakiety do tenisa i samochodu. Gotów był mi wybaczyć moją zdradę i przyjąć mnie z dzieckiem na próbę. Możesz to sobie wyobrazić? – W jej głosie zabrzmiał gniew.

– A gdyby przyjął cię bez żadnych warunków? Gdyby powiedział, że cię kocha?

– Uświadomiłam sobie, że jest za późno, że wszystko minęło, o ile w ogóle kiedykolwiek istniało. Steven i ja nigdy nie mieliśmy tego, co my mamy, Bill. Uczucie, które nas łączyło, było nieprawdziwe i bardzo niedojrzałe. Nie znałam znaczenia wyrazu „kochać”, dopóki ciebie nie spotkałam – rzekła miękko.

Bill położył płaszcz koło błękitnego misia i podszedł do łóżka.

– Nie mogłem znieść myśli, że cię stracę, Adriano… Po prostu nie mogłem. Już raz to przeżyłem… – spojrzał na śpiące w jej ramionach niemowlę. – Nie chciałem też stracić Sama. Pragnę być z wami na zawsze. Nic mnie nie upoważnia do decydowania o twoim życiu. Byłaś żoną Stevena i masz prawo wrócić do niego, jeśli tego chcesz. Ale jeśli podjęłaś decyzję, jeśli jesteś już jej pewna, muszę wiedzieć… – Popatrzył jej w oczy pełnym bólu wzrokiem. Stał się dojrzałym mężczyzną w swoje czterdzieste urodziny.

– Nikogo nie kochałam bardziej niż ciebie – powiedziała wyciągając do niego ręce. Bill objął ją i przytulił. Po jej policzkach toczyły się łzy. Miała wrażenie, że przepłakała cały dzień, tak samo jak on. Urodziny tym razem mu się nie udały. – Nie mogę żyć bez ciebie. – Z drżeniem myślała, że przez własną głupotę o mało nie straciła Billa.

Bill w milczeniu długo siedział uśmiechnięty, potem pomógł jej położyć dziecko do łóżeczka.

– Kocham cię, Adriano. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo… – Spojrzawszy na zegarek, wygodniej przysiadł na brzegu łóżka. – Wygląda na to, że nie zdążę na samolot – zauważył ani trochę nie zmartwiony, bo skoro zamierzał zrobić chłopcom niespodziankę, nie będą zawiedzeni, że jednak nie przyjechał. – Mogę zostać tu na noc? – zapytał.

Adriana uśmiechając się, po raz kolejny wyczyściła nos. Miała za sobą dzień przepełniony wzruszeniami.