Jossie, czekająca przed salą do ważenia, sprawiła, że ogarnęło mnie straszne zdenerwowanie.
– Cześć – powiedziała. – Notebook czeka. Wygląda szlachetnie jak zwykle i pewnie jak zwykle sprawi się beznadziejnie.
– Wspaniale.
– Wskazówki trenera dla dżokeja są krótkie a rzeczowe – ciągnęła. – Nie spadnij z konia i unikaj kłopotów. Nie chce, żeby ci się coś stało.
– Ja też nie – odparłem szczerze.
– Nie chce, żeby cokolwiek popsuło ojcu humor tego dnia, jeśli Ivansky wygra National.
– Aha – powiedziałem. – Myśli, że wygra?
– Odleciał dziś powietrzną taksówką jak zwykle bardzo podniecony – rzekła ciepło. – Niby był pewien wygranej, ale już chwilę później gnębiły go wątpliwości.
Finch wysłał dwa konie do Towcester i to właśnie ten drugi, Stoolery, był prawdziwym powodem, dla którego przyjechała Jossie. Pomogłem jej go osiodłać do handicapu na dystansie dwóch mili i razem z nią biłem brawo na trybunach, kiedy wygrał. Tuż po zwycięskim wyścigu transmitowano Grand National na telewizorach rozmieszczonych wszędzie na torze, więc kiedy się okazało, że Ivansky zajął piąte miejsce, Jossie nie była strasznie załamana.
– Co tam – wzruszyła ramionami. – Nic wielkiego. Tata będzie przygnębiony, właściciele też, chłopaki spiją się na smutno, a potem zaczną mówić o przyszłym roku.
Przechadzaliśmy się wzdłuż toru właściwie bez celu i po jakimś czasie znaleźliśmy się u drzwi baru.
– Chcesz się czegoś napić? – spytałem.
– I tak nie ma nic innego do roboty.
Bar był wypełniony ludźmi dyskutującymi gorączkowo o wynikach National i trzeba było stać w długich kolejkach, żeby zamówić piwo.
– Dajmy sobie spokój – rzuciła Jossie.
Przyznałem jej rację. Już mieliśmy zamiar wyjść, kiedy z tłumu wysunęła się chuda ręka i mocno złapała mnie za nadgarstek.
– Co chcecie? – spytał głos przekrzykujący gwar. – Właśnie mnie obsłużyli. Co chcecie? Szybko.
Zobaczyłem, że była to ręka Moiry Longerman, a za nią stał Binny Tomkins, który jak zawsze miał skwaszoną minę.
– Jossie? – spytałem.
– Sok. Grejpfrutowy, jak jest.
– Dwa razy sok grejpfrutowy – powiedziałem.
Ręka puściła mnie i zniknęła, aby po chwili pojawić się ze szklanką. Wziąłem ją, następną też i w końcu Moira Longerman, a za nią Binny, z trudem przecisnęli się przez tłum.
Moira trzymała ich szklanki nad głowami, aby uniknąć wylania cennej zawartości.
– Jak wspaniale się składa! – powiedziała. – W końcu cię złapałam. Już od paru tygodni próbowałam się dodzwonić do ciebie i słyszałam jakąś nieprawdopodobną historię o tym, że cię porwano.
Przedstawiłem jej Jossie, która popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, kiedy usłyszała to, co powiedział Moira.
– Porwano? – Jej brwi wygięły się zabawnie. – Ciebie?
– Możesz się z tego śmiać – odparłem ponuro.
Moira podała szklankę Binny’emu, który wydusił jakieś lakoniczne podziękowanie. Facet zupełnie bez wdzięku, pomyślałem. Nie do pomyślenia, żeby pozwolić kobiecie przeciskać się przez tłum, żeby dać sobie kupić drinka, a przecież w dodatku to jeszcze właścicielka najlepszego konia w jego stajni. Oczywiście to ona stawiała.
– Moja droga – zwróciła się Moira Longerman do Jossie. – Od razu po tym, jak Ro wygrał Gold Cup na moim słodkim Tapestry, ktoś go porwał z toru. Prawda? – Uśmiechnęła się do mnie pytająco, a w jej niebieskich oczach malowało się uprzejme zaciekawienie.
– Zgadza się – przytaknąłem.
Binny zrobił jeszcze bardziej kwaśną minę.
– Jak się miewa koń? – spytałem.
Binny wlepił we mnie wzrok i nie odpowiedział, ale Moira Longerman była pełna entuzjazmu i miała różnorakie wieści.
– Bardzo mi zależy, żebyś od dzisiaj już zawsze jeździł na Tapestry, we wszystkich wyścigach, Ro, i mam nadzieję, że będziesz. Binny mówi, że koń jest przygotowany na wyścigi w Ascot, które odbędą się w następną środę, a ja już od dawna próbowałam skontaktować się z tobą, żeby wiedzieć, czy się zgodzisz.
– Już zaangażowałem innego dżokeja – powiedział gorzko Binny.
– To mu podziękuj, drogi Binny.
Pod powłoczką przyjacielskiego, lekkiego tonu czuć było tę samą nieprzejednaną twardość stali, dzięki której w ogóle mogłem wystartować w Gold Cup. Moira ważyła pewnie połowę tego, co Binny, ale bez wątpienia inteligencją biła go na głowę.
– Może byłoby lepiej, gdyby ten inny facet wystartował… – zacząłem.
– Nie, nie, nie – przerwała. – Chcę, żebyś to ty pojechał, Ro. Nie zgodzę się na nikogo innego. Oznajmiłam to Binny’emu, zaznaczając, że nie ma od tego odwołania, jak tylko wygrałeś Gold Cup. Teraz, kiedy już wróciłeś cały i zdrowy, ty będziesz dosiadał mojego konia albo w ogóle nie będzie startował. – Spojrzała wyzywająco na Binny’ego, diabełkowato na Jossie i zwróciła wyczekująco ku mnie zwieńczoną kręconymi, jasnymi włosami głowę. – No i? Jaka jest twoja odpowiedź?
– Hm – powiedziałem, co na niewiele się zdało.
– Ej, no, daj spokój – wtrąciła się Jossie. – Nie masz wyboru. Nieprzychylne spojrzenie Binny’ego przeniosło się na Jossie, która zupełnie się tym nie speszyła.
– Przecież wygrał Gold Cup – dodała. – Nie można powiedzieć, że nie jest dobry.
– Ależ on właśnie tak twierdzi, moja droga – rozpromieniła się Moira. – Czyż to nie dziwne?
Binny zaczął coś ponuro mamrotać pod nosem, z czego jedynym zrozumiałym słowem było „amatorzy”.
– Wydaje mi się, że Binny tak naprawdę chce powiedzieć – zaczęła tłumaczyć go Moira, słodko i wyraźnie – że Ro, jak większość amatorów, zawsze bardzo stara się wygrać i nigdy nie ulega namowom, żeby przegrać.
Twarz Binny’ego stała się purpurowa. Jossie zaczęła chichotać. Moira spojrzała na mnie swymi przejrzystymi, niebieskimi oczyma, jakby nie w pełni uświadamiała sobie, co powiedziała, a ja rozpaczliwie próbowałem znaleźć jakąś rozsądną odpowiedź.
– Jak większość dżokejów - wydusiłem w końcu.
– Jesteś taki miły, Ro – powiedziała. – Myślisz, że wszyscy są uczciwi…
Jak większość księgowych, skłaniałem się ku wręcz przeciwnym wnioskom, ale tak się złożyło, że nigdy przedtem nie zastanawiałem się zbytnio nad Binnym. Możliwość trenowania konia takiego jak Tapestry powinna być wystarczającym bodźcem, żeby nie próbować żadnych machlojek.
Binny postanowił, że nie zrozumie tego, co chwilę wcześniej powiedziała Moira, i udawał, iż nie widzi przepaści rozwierającej się pod jego nogami. Moira posłała mu niechętne spojrzenie i nie pozostawiła cienia wątpliwości co do tego, że może go w nią zepchnąć.
– Drogi Binny – powiedziała. – Nigdy nie porzucę człowieka, który trenował dla mnie zwycięzcę Gold Cup. Przynajmniej dopóki moje konie będą w świetnej formie i sama będę decydowała, kto ich będzie dosiadał.
Zapadła cisza. W końcu Jossie odchrząknęła i zwróciła się pocieszająco do Binny’ego:
– Podejrzewam, że dobrze postawiłeś na konia w Gold Cup? Mój ojciec zawsze trochę stawia w Gold Cup i National. Niedobrze, jak się wygra, a się nie postawiło. Mówi, że wtedy się wygląda na skończonego dupka…
Jeśli była to próba sypnięcia soli na jego świeże rany, to chyba nie mogła lepiej trafić. Moira Longerman wybuchnęła radosnym śmiechem.
– Ty niegrzeczna dziewczyno – rzekła, klepiąc Jossie po ramieniu. – Biedny Binny był takim niedowiarkiem, że nie tylko nie postawił na zwycięstwo Tapestry, ale na jej przegraną. Cóż za szkoda. Biedny Binny. Wygrał Gold Cup i został bez grosza w kieszeni.