Выбрать главу

– Słyszałem, że dopiero co ktoś cię zamknął na dziesięć dni czy coś takiego i uciekłeś. Cholerna szkoda. Zasługujesz na to, żeby być zamkniętym, naprawdę. Taki sukinsyn jak ty. Niezależnie, kto wpadł na to, żeby ciebie zamknąć, miał świetny pomysł.

Nic nie mówiłem. Elroy na wpół się odwrócił, ale jeszcze absolutnie nie skończył. Po prostu zwracał się do szerszej widowni.

– Wiecie, co ten sukinsyn zrobił mojemu synowi?

Ludzie odwrócili oczy w typowo brytyjskim geście zażenowania, ale usłyszeli odpowiedź, niezależnie od tego, czy tego chcieli, czy nie.

– Ten lizusowski, oślizły sukinsyn poszedł na czworakach do urzędnika skarbówki i powiedział mu, że mój syn ma trochę pieniędzy, od których nie zapłacił podatków.

– Nie zrobiłem tego – powiedziałem do Jossie.

Ponownie zwrócił się w moją stronę i podstawił mi sztywny palec pod nos.

– Cholerny kłamca. Dla takich cholernych sukinsynów jak ty, zamknięcie to o wiele za mało.

Zjawił się właściciel, a za nim kręcił się kelner.

– Panie Elroy – powiedział właściciel z kurtuazją. – Butelka wina dla pańskich przyjaciół, na koszt firmy. – Przywołał palcem kelnera, który zręcznie zaprezentował butelkę czerwonego Bordeaux.

Właściciel był młody i dobrze ubrany i przypominał mi Viviana Iversona. Jego taktyka zadziałała nadspodziewanie skutecznie i Elroy, rzuciwszy jeszcze kilka „sukinsynów”, odszedł do swojego stolika, mamrocząc coś pod nosem.

Ludzie przy innych stolikach przyglądali się całej sytuacji, maskując zainteresowanie ożywionymi rozmowami, a kelner wyciągnął korek z butelki i zaczął nalewać darmowe wino przyjaciołom Elroya. Właściciel ponownie zbliżył się do naszego stolika.

– Pańska kolacja będzie na koszt firmy, proszę pana. – Zamilkł na chwilę taktownie. – Pan Elroy to ceniony przez nas klient.

Skłonił się lekko i oddalił, nie czekając na odpowiedź.

– Jak super się zachował – powiedziała Jossie, bliska wybuchu.

– Jak profesjonalnie. Wlepiła we mnie wzrok.

– Często siedzisz bez ruchu i pozwalasz ludziom nazywać siebie sukinsynem?

– W tygodniu raz i dwa razy w niedzielę.

– Mięczak.

– Gdybym wstał i go walnął, nasze steki zdążyłyby ostygnąć.

– Mój już ostygł.

– Zamów nowego – rzekłem.

Zabrałem się do jedzenia, a Jossie po chwili zrobiła to samo.

– Mów dalej – powiedziała. – Nie mogę się doczekać. O co w tym wszystkim chodziło? – Rozejrzała się po restauracji. – Wszyscy teraz o tobie szepczą i chyba nie darzą cię zbytnią sympatią.

– W zasadzie – zacząłem, przebijając sałatę widelcem – ludzie nie powinni oczekiwać, że ich księgowy pomoże im łamać prawo.

– To o Patyczaku?

– A księgowi niestety nie mogą rozmawiać o sprawach swoich klientów.

– Mówisz poważnie? Westchnąłem.

– Klient, który chce, żeby jego księgowy przymknął oko na unikanie podatków na ogromną skalę, nie będzie zachwycony, kiedyjego księgowy odmówi.

– Mhm. – Przeżuwała starannie. – Rozumiem.

– I księgowy, który doradzi swojemu klientowi, żeby ujawnił swoje dochody i zapłacił podatek, bo w przeciwnym razie niedobrzy ludzie z urzędu skarbowego z pewnością się o tym dowiedzą, i klient oprócz podatku będzie musiał zapłacić jeszcze dodatkowo karę i kiepsko na tym wyjdzie, bo dostanie mu się nie tylko za to jedno wykroczenie, ale już do końca życia każde jego kolejne oświadczenie podatkowe będzie szczegółowo sprawdzane i już zawsze będzie nękany o każdego pensa, i inspektorzy podatkowi będą o drugiej nad ranem przeszukiwać wszystkie zakątki jego domu… – Nabrałem powietrza -…taki księgowy może być niepopularny.

– Nierozsądne.

– I księgowy, który odmawia złamania prawa i mówi, że jeśli jego klient na to nalega, to będzie musiał powierzyć swoje sprawy finansowe komuś innemu, to właśnie taki księgowy ma szansę być nazwanym sukinsynem.

Skończyła stek i odłożyła nóż i widelec.

– Czy taki hipotetyczny księgowy donosi na swojego klienta urzędnikowi urzędu skarbowego?

Uśmiechnąłem się.

– Jeśli klient już nie jest jego klientem, on nie wie, czyjego były klient unika podatków czy nie. Więc nie, nie donosi.

– Czyli Elroy zupełnie nie miał racji…

– Mhm – powiedziałem. – To on wymyślił interes, z którego Patyczak ciągnął kasę. Właśnie dlatego jest taki wściekły. A ja nie powinienem ci tego mówić.

– Źle to się dla ciebie skończy, tak, wylecisz?

– Z hukiem. – Napiłem się wina. – Zadziwiające, jak wielu ludzi stara się nakłonić swoich księgowych do pomagania im w przekrętach podatkowych. Wydaje mi się, że jak ktoś chce zrobić przekręt, to ostatnią osobą, której powinien o tym powiedzieć, jest jego księgowy.

– Można to zrobić i po prostu siedzieć cicho, co?

– Jeśli chcą na siebie wziąć ryzyko.Roześmiała się cicho.

– Jakie ryzyko? Unikanie podatków jest sportem narodowym.

Ludzie nigdy nie rozumieli zbyt dobrze kwestii podatkowych, pomyślałem. Bezwzględność, z jaką można dzisiaj egzekwować podatki, usuwa właścicieli ziemskich epoki wiktoriańskiej w cień, a dzisiejszym komornikom przysługują niesłychanie szerokie uprawnienia w kwestii wejścia na czyjąś posesję i jej przeszukania.

– Dużo bezpieczniej jest okraść swojego pracodawcę niż poborcę podatkowego – powiedziałem.

– Chyba żartujesz.

– Wybierz sobie ciastka – powiedziałem.

Jossie spojrzała na zbliżający się wózek z ciastkami i zdecydowała się na cztery małe, wypełnione kremem babeczki w polewie czekoladowej.

– A ty nie jesz? – spytała.

– Pomyśl o Tapestry w środę.

– Nic dziwnego, że dżokeje szybko tyją, kiedy w końcu pozwalają sobie jeść. – Z satysfakcją zdrapała łyżeczką gęstą, ciemnobrązową polewę. – Dlaczego bezpieczniej okraść pracodawcę?

– Bo on nie może sprzedać twoich rzeczy, żeby odzyskać swoje pieniądze.

Duże oczy zrobiły się jeszcze większe.

– Niech mnie! – powiedziała.

– Jak wpadniesz w długi, sąd może wysłać komorników, aby wzięli twoje meble. Jeśli zamiast tego ukradniesz, to nie mogą tego zrobić.

Zastygła na chwilę, mając jeszcze pełne usta, potem zaczęła dalej przeżuwać i przełknęła.

– Mów dalej – rzekła w końcu. – Zamieniam się w słuch.

– Cóż… to kradzież jest sportem narodowym, a nie unikanie podatków. Drobna kradzież. Podwędzanie. Przekręty. Większość kradzieży sklepowych popełniają pracownicy, a nie klienci. Nikt tak naprawdę nie wini dziewczyny sprzedającej cały dzień rajstopy, jeśli idąc do domu, wkłada sobie jedną parę do torebki. Naciąganie pracodawców traktowane jest właściwie jako prawowite źródło dodatkowych dochodów, a jeśli firma produkcyjna zatrudnia wydajnie pracującego kontrolera przy wyjściu dla personelu, faktycznie dochodzi do buntu, aż nie zostanie on usunięty.

– Bo powstrzymuje wyciekający z zakładu strumień kluczy francuskich i wózków widłowych?

Uśmiechnąłem się szeroko.

– Można by nakarmić niejedną armię z tego, co ginie z hotelowych lodówek.

– Księgowych nie powinno to bawić – powiedziała.

– Szczególnie dlatego, że spędzają swoje życie na próbach wykrycia oszustw…

– Naprawdę? – spytała zdziwiona. – Naprawdę tym się zajmują? Myślałam, że księgowi zajmują się tylko liczeniem.

– Głównym celem kontroli rachunków jest wykrywanie przekrętów.

– Myślałam, że chodzi… cóż… o zsumowanie zysków albo strat.

– Niezupełnie. Zamyśliła się.

– Ale kiedy Trevor przyjeżdża liczyć bele siana, siodła i resztę, to jest inwentaryzacja…