Выбрать главу

Kiedy uspokoiłem się nieco po tym odkryciu, zacząłem powoli podnosić się na nogi, cały czas opierając się plecami o boczną ścianę, i wyciągnąłem ręce do góry, aby wyczuć sufit. Był zbyt nisko, żebym mógł stać wyprostowany, brakowało jakichś sześciu, może ośmiu cali. Ze zgiętymi nogami i podkurczoną głową, ponownie obszedłem całą furgonetkę.

Boczne ściany były zupełnie płaskie i puste, na przedniej była drewniana płyta, która musiała w jakiś sposób łączyć się z kabiną kierowcy. Chyba została zaprojektowana tak, aby można było ją przesunąć, ale była zamknięta tak mocno, jakby ją przyspawano. Od wewnątrz nie było żadnej rączki ani rygla; tylko gładki metal.

W pierwszej chwili tylne drzwi zapowiadały się obiecująco, bo odkryłem, że nie są wyłącznie z metalu, tylko są w nich okna. Po obu stronach, były szerokie na jakieś dwanaście cali, czyli odległość dzielącą mój nadgarstek od łokcia i wysokie na mniej więcej sześć.

W oknach nie było szkła. Ostrożnie wyciągnąłem rękę przez to po prawej stronie i natychmiast natrafiłem na przeszkodę. Z zewnątrz coś twardego przylegało do okna.

Byłem tak skupiony na rejestrowaniu bodźców przez palce, że dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że cały czas siedziałem przykucnięty z zamkniętymi oczyma. Naprawdę zabawne. Otworzyłem je. Żadnego światła. Na co były oczy, skoro nie ma światła.

Za każdym oknem rozpostarty był szorstki materiał. Sądząc po dotyku, było to grube płótno. Na zewnątrz okien można było ruszyć płótno, odepchnąć je na jakieś trzy czy cztery cale od furgonetki. Dookoła jednak, było do niej ciasno przyciśnięte tym czymś, co unieruchamiało drzwi.

Po kolei wyciągałem rękę z obu stron i badałem palcami tyle zewnętrznej przestrzeni furgonetki, ile mogłem dosięgnąć. Czyli bardzo mało i w dodatku nie było z tego żadnego pożytku. Cały tył furgonetki był zakryty płótnem.

Osunąłem się z powrotem na podłogę i próbowałem zwizualizować, to, czego dotykałem. Furgonetka pokryta płótnem i z zablokowanymi drzwiami. Gdzie można by taką zaparkować, aby natychmiast jej nie odkryto? W garażu? W stodole? Czy ktoś by mnie usłyszał, gdybym zaczął walić w ściany?

Uderzyłem pięściami w boczne ściany furgonetki, ale słabo było je słychać, a nie było nic innego, czym mógłbym walić. Wielokrotnie krzyknąłem „Pomocy” przez okna, ale nikt się nie zjawił.

Powietrze najwyraźniej wpadało do wnętrza przez okna; czułem to, kiedy wypychałem nieco płótno. Nie musiałem się bać uduszenia.

Irytowało mnie to, że nie mogłem w żaden sposób wykorzystać tych okien. Były zbyt małe, żeby się przez nie przecisnąć, nawet gdyby nie było płótna i tego czegoś, co je przytwierdzało do furgonetki. Przez szpary nie udałoby mi się wystawić głowy, nie mówiąc już o ramionach.

Postanowiłem zjeść trochę sera i wszystko przemyśleć. Ser był niezły. Myślenie uzmysłowiło mi, że tym razem nie mam materaca, koca, poduszki ani toalety. Ani książki, pary skarpet na zmianę czy mydła. W porównaniu z furgonetką, forpik był Hiltonem.Z drugiej strony, w jakiś dziwny sposób czas spędzony w forpiku lepiej mnie przygotował na tę bardziej surową celę. Zamiast czuć się bardziej przerażony, bardziej histeryzować i rozpaczać, czułem się bardziej odporny. Już wiedziałem, jakie katusze mnie czekają. Poza tym, w ciągu czterech dni, kiedy byłem na wolności, nie poleciałem na Biegun Południowy, żeby uniknąć ponownego porwania. Obawiałem się tego i robiłem, co w mojej mocy, aby tego uniknąć, ale decydując się na powrót do normalnego życia, miałem świadomość, że tak się może stać.

Powód, dla którego porwano mnie za pierwszym razem, prawdopodobnie ciągle istniał. Uciekłem przedwcześnie i ktoś musiał potraktować to jako poważny błąd z mojej strony. Na tyle poważny, aby wysłać ekipę, która ponownie miała mnie porwać już w dzień po moim powrocie do Anglii. Na tyle poważny, żeby ryzykować uprowadzenie mnie, choć tym razem sprawą zainteresuje się policja, przynajmniej taką miałem nadzieję.

Byłem właściwie pewien, że jestem cały czas w Anglii. Zupełnie nie pamiętałem, żeby transportowano mnie z motelu do miejsca, w którym teraz się znajdowałem, ale miałem bardzo silne wrażenie, że byłem nieprzytomny zaledwie przez godzinę albo dwie.

To oznaczało, że w niedzielny poranek nikt nie będzie za mną tęsknił. Dopiero w poniedziałek Debbie i Peter zaczną się zastanawiać. We wtorek, jeśli policja potraktuje sprawę poważnie, o czym wcale nie byłem przekonany, pomimo ich zapewnień, zaczną działać. Upłynie jeszcze dzień lub dwa, nim ktoś naprawdę zacznie mnie szukać: a nie miałem żony ani rodziców, którzy nie pozwoliliby zaprzestać poszukiwań, gdyby nie znaleziono mnie w ciągu kilku dni.

Może mógłbym liczyć na Jossie, gdybym znał ją dłużej, pomyślałem smutno. Jossie z tymi swoimi promiennymi oczyma i ciętym językiem.

Ale i tak, przyjmując nawet najbardziej optymistyczny scenariusz, najbliższa przyszłość wyglądała zupełnie niewesoło.

Biorąc pod uwagę znacznie krótszą perspektywę, najbardziej palącym problemem było rozwiązanie kwestii pozbywania się płynnych odchodów. Wyglądało na to, że jestem zmuszony żyć w metalowym pudle, ale, jeśli mógłbym temu zapobiec, nie musiało to być śmierdzące metalowe pudło.

Potrzeba zapewniła wspaniałą koncentrację umysłu, która to prawidłowość już wcześniej została dostrzeżona przez innych. Wyjąłem plasterki sera z jednego z grubszych, plastikowych pojemników, wykorzystywałem go i opróżniałem w ratach przez tylne okno, odpychając płótno od furgonetki tak daleko, jak mi się udawało. Z pewnością nie było to najbardziej higieniczne rozwiązanie, ale lepsze niż żadne.

Po chwili podniecenia ponownie usiadłem. Ciągle było mi zimno, ale już nie tak przenikliwie jak wcześniej. Mógłbym zrobić trochę ćwiczeń na rozgrzewkę, gdyby nie protestujące siniaki. Siedziałem więc po prostu na podłodze, bo każdy ruch przypominał mi o niedawnych wydarzeniach.

Do tej chwili byłem zajęty eksploracją, ale następne kilka godzin w pełni uświadomiło mi rozmiary mojego osamotnienia.

Z zewnątrz nie dochodziły absolutnie żadne dźwięki. Kiedy na chwilę powstrzymywałem swój oddech, nie słyszałem dosłownie nic. Żadnych odgłosów samochodów czy samolotów, żadnego wiatru, skrzypienia ani szelestu. Nic.

Było kompletnie ciemno. Świeże powietrze regularnie wpływało zza płótna, ale światło się nie przedostawało. Widziałem dokładnie tyle samo, niezależnie od tego, czy miałem oczy otwarte czy zamknięte.

Nie było wyczuwalnych zmian temperatury. Ciągle była zbyt niska, żebym mógł się dobrze czuć, co uniemożliwiało mojemu ciału przyzwyczajenie się do niej. Pozostawiono mi spodnie, majtki, koszulę, sportową marynarkę i skarpetki, ale nie miałem krawata, paska ani żadnych rzeczy osobistych. Była niedziela, 3 kwietnia. Być może na zewnątrz był słoneczny, wiosenny dzień, ale tu, gdzie byłem, było po prostu za zimno.

Pomyślałem, że ludzie będą czytać o Grand National w swoich niedzielnych gazetach. Leżeć w łóżkach, ciepłych i wygodnych. Wstawać i spacerkiem iść do pubu. Jeść ciepłe posiłki, bawić się z dziećmi, po raz kolejny odsuwać skoszenie trawnika na przyszły tydzień. Miliony ludzi będą się po prostu cieszyć niedzielą.

Zjadłem niedzielny lunch, składający się z plasterków sera, i bardzo ostrożnie napiłem się wody z kanistra. Był ciężki, bo pełny, a nie mogłem sobie pozwolić na przewrócenie go. Wystarczająco dużo wody spłynęło mi po szyi, żebym zaczął rozważać konieczność wykorzystania plastikowego pojemnika po serze jako kubka.

Po lunchu drzemka, pomyślałem. Odpowiednio układając pojemniki z serem w reklamówce, skonstruowałem znośną poduszkę i postanowiłem spać, ale mimo wszystko było tak niewygodnie, że nie mogłem.