Выбрать главу

W czwartek, czyli dzisiaj, na wielu pierwszych stronach wydrukowano zdjęcie mojej uśmiechniętej twarzy, które zrobiono pięć minut po Gold Cup. „Znajdźcie Rolanda Brittena” nakazywała jedna, a „Życie dżokeja w niebezpieczeństwie” obwieszczała ponuro druga. Przebiegłem je oczyma w zdumieniu, przypominając sobie z ironią swoje obawy, że nikt naprawdę mnie nie będzie szukał.

Zadzwonił telefon stojący kolo mojej ręki. Podniosłem słuchawkę i powiedziałem „słucham”.

– Ro? To ty? – Od razu wiedziałem, do kogo należy ten glos.

– Jossie!

– Gdzie ty się, do diabła, podziewałeś?

– Zjedz ze mną kolację jutro, to ci powiem.

– Podjedź po mnie o ósmej – powiedziała. – Co to za hałasy?

– Prasa mnie przycisnęła – wyjaśniłem. – Dziennikarze.

– Wielkie nieba. – Roześmiała się. – Dobrze się czujesz?

– Tak, dziękuję.

– W wiadomościach było o tym, że cię znaleziono.

– Nie wierz.

– Niezła chryja, twardzielu, co? – rzuciła z wyraźną ironią.

– Czy to ty rozpętałaś… jesteś odpowiedzialna za całe to zamieszanie? – spytałem.

– Nie, nie ja. Moira Longerman. Właścicielka Tapestry. Usiłowała się z tobą skontaktować w niedzielę, a potem dzwoniła do biura w poniedziałek, gdzie dowiedziała się, że zniknąłeś i że podejrzewają, iż może znowu zostałeś porwany, więc zadzwoniła do naczelnego The Sporting Life, swojego przyjaciela, żeby prosić go o pomoc.

– Nieustępliwa kobieta – powiedziałem z wdzięcznością.

– A wiesz, że nie zdecydowała się wystawić Tapestry wczoraj? W The Sporting Life jest ckliwy kawałek w stylu Jak mogłabym wystawiać mojego konia, kiedy Roland zaginął” i dalej w ten deseń. Musi ci być aż słabo z wdzięczności.

– Założę się, że Binny’emu Tomkinsowi na pewno jest. Roześmiała się.

– Słyszę wycie wilków chcących cię pożreć. Do zobaczenia jutro. Nie zniknij przed ósmą.

Odłożyłem słuchawkę, ale wilki musiały jeszcze chwilkę zaczekać, jako że natychmiast ponownie zadzwonił telefon.

Moira Longerman, podniecona i szczebiotliwa, nie dała mi długo dojść do słowa.

– Dzięki Bogu, że jesteś wolny. Czyż to nie wspaniałe? Nic ci nie jest? Czy możesz wystartować na Tapestry w niedzielę? Proszę, koniecznie opowiedz mi o tym okropnym miejscu, gdzie cię znaleźli… i Roland, mój drogi, nie zamierzam się przejmować tym, że Binny Tomkins powie, że nie jesteś w stanie jeździć po tym wszystkim, co ci się przydarzyło.

– Moira – powiedziałem, podejmując nieudaną próbę przerwania potoku słów. – Dziękuję bardzo.

– Mój drogi – ciągnęła – w sumie zmobilizowanie wszystkich to była niezła zabawa. Oczywiście okropnie się martwiłam, że przydarzyło ci się coś strasznego, i było dla mnie oczywiste, że ktoś musi coś zrobić, bo w przeciwnym razie mógłbyś być przetrzymywany całymi tygodniami, i wydawało mi się, że należy zrobić wokół sprawy sporo hałasu. Pomyślałam, że gdyby szukali ciebie ludzie w całym kraju, ktoś, kto ciebie porwał, mógł się spłoszyć i ciebie uwolnić, i właśnie tak się stało, więc miałam rację, a głupia policja się myliła.

– Jaka głupia policja? – spytałem.

– Powiedzieli mi, że naraziłam cię na niebezpieczeństwo przez to, że w The Sporting Life napisali, że znowu zniknąłeś. Niezłe, co! Powiedzieli, że kiedy porywacze spanikują, mogą zabić swoją ofiarę. No, w każdym razie mylili się, prawda?

– Na szczęście – przyznałem.

– Więc proszę cię, koniecznie mi o tym opowiedz… To prawda, że byłeś zamknięty w furgonetce? Jak było?

– Nudno – odparłem.

– Roland, naprawdę} To wszystko, co masz do powiedzenia?

– W środę cały dzień o tobie myślałem i wyobrażałem sobie, że będziesz wściekła, kiedy nie zjawię się w Ascot.

– Już lepiej. – Roześmiała się swoim metalicznym śmiechem. – Możesz się za to odkuć w sobotę. Tapestry startuje w Oasthouse Cup w Kempton, ale oczywiście tam nie będzie miał godnej siebie konkurencji i właśnie dlatego chcieliśmy, żeby zamiast tego wystartować w Ascot. Ale teraz jedziemy do Kempton.

– Obawiam się… – zacząłem – że Binny ma rację. Tym razem nie jestem w wystarczająco dobrej formie. Bardzo chciałbym na nim jechać, ale… cóż… w tej chwili przegrałbym pojedynek z chabetą.

Po drugiej stronie zapadła krótka cisza.

– Mówisz poważnie? – spytała z powątpiewaniem.

– Przykro powiedzieć, ale tak. Wątpliwości zniknęły z jej głosu.

– Jestem pewna, że będziesz się świetnie czuł po dobrze przespanej nocy. W końcu będziesz miał prawie dwa dni na dojście do siebie, a nawet Binny przyznaje, że jak na amatora jesteś dobry… więc proszę, Roland, proszę, wystartuj w sobotę, bo koń jest straszliwie napalony, a konkurencja nie jest tak silna, jak będzie za dwa tygodnie na Whitbread Gold Cup, a ja czuję w kościach, że wygra ten wyścig, ale następny nie. A nie chcę, żeby Binny wystawił jakiegoś innego dżokeja, bo jeśli mam być szczera ufam tylko tobie, o czym zresztą wiesz. Więc proszę, powiedz, że pojedziesz. Byłam taka podniecona, kiedy dowiedziałam się, że już jesteś wolny i że będziesz mógł wystartować w sobotę…

Przetarłem oczy rękoma. Wiedziałem, że nie powinienem się zgadzać i że było bardzo mało prawdopodobne, abym był w formie pozwalającej mi na chodzenie po torze, a co dopiero sterowanie połową tony żywej, narowistej masy. Jednak w jej oczach moja odmowa byłaby grubą niewdzięcznością za jej żywą kampanię na rzecz mojego uwolnienia i ja też podejrzewałem, że gdyby Tapestry wystartował z innym dżokejem wybranym przez Binny’ego, nie wygrałby. W grę wchodziła też zawodnicza, stara żądza ścigania się, która podnosiła głowę na przekór zdrowemu rozsądkowi. Rozsądek mówi mi, że spadnę z konia z osłabienia na pierwszym płotku, ale nieodparta pokusa wystartowania w kolejnym ważnym wyścigu sezonu kazała mi w to nie wierzyć.

– Cóż… – rzekłem, wahając się.

– Och, wystartujesz - powiedziała zachwycona. – Och, Roland, tak się cieszę.

– Nie powinienem.

– Jeśli nie wygrasz – dodała wesoło – obiecuję, że nie będę ciebie obwiniała.

Sam będę siebie winił, powiedziałem sobie, i będę na to zasługiwał. Następnego ranka przyszedłem do biura o dziewiątej, a Trevor robił wokół mnie zdecydowanie zbyt wiele zamieszania.

– Potrzeba ci odpoczynku, Ro. Powinieneś być w łóżku.

– Potrzeba mi ludzi, życia i czegoś do roboty.

Usiadł w fotelu dla klientów w moim biurze, wyglądając na zmartwionego. Do twarzy mu było z wakacyjną opalenizną, która podkreślała jego dystyngowany wygląd. Siwe włosy były bardziej puszyste niż zwykle, a jego nie najmniejszy brzuszek wyglądał okrągłej.

– Dobrze się bawiłeś? – spytałem. – W Hiszpanii, mam na myśli.

– Co? A, tak, świetnie. Oczywiście do momentu, gdy zepsuł mi się samochód. I cały czas, kiedy my się dobrze bawiliśmy, ty… – przerwał i potrząsnął głową.

– Obawiam się, że mam straszne zaległości z pracą – powiedziałem sucho.

– Na miłość boską…

– Postaram się nadgonić – dodałem.

– Chciałbym, żebyś się nie przemęczał przez kilka dni. – Wyglądał, jakby naprawdę tego chciał, w jego oczach malowała się szczera troska. – Nic dobrego nie przyjdzie żadnemu z nas, jeśli się rozłożysz.

Drgnęły mi wargi. To już było bardziej podobne do normalnego Trevora.