Выбрать главу

Zjadła herbatnika i kawałek sera, a ja czekałem.

– To był Alastair Yardley – powiedziała. – Ci z pralni mówili, że jest wytrawnym żeglarzem. Lepszym, niż większość jemu podobnych. Często przepływa jachtami z jednego miejsca w drugie, żeby były tam, gdzie tego sobie życzą ich właściciele. Dobrze sobie radzi z dużymi łodziami i jest z tego znany. Przypływa do Andraitx cztery albo pięć razy do roku, ale trzy lata temu wynajmował tam mieszkanie i traktował port jako swoją bazę wypadową. Ci z pralni powiedzieli, że tak naprawdę zbyt wiele o nim nie wiedzą, oprócz tego, że jego ojciec pracował w zakładzie budującym łodzie. Wyznał im kiedyś, że nauczył się żeglować równie wcześnie jak chodzić i swoje pierwsze pieniądze zarobił jako majtek na próbnych rejsach nowych jachtów oceanicznych. Oprócz tego, nie mówił wiele o sobie ani dla kogo teraz pracuje, a ludzie z pralni nie wiedzą, bo nie są wścibscy, tylko lubią pogawędzić.

– Jesteś wspaniała – powiedziałem.

– Hm. Zrobiłam kilka zdjęć łodzi i dałam je od razu wywołać. Otworzyła torebkę i wyjęła z niej żółtą paczuszkę, w której były, oprócz typowych scen z wakacji, trzy wyraźne, kolorowe zdjęcia mojego pierwszego więzienia. Trzy różne ujęcia wykonane w czasie, kiedy łódź okręcała się w czasie przypływu.

– Jak chcesz, możesz je sobie zatrzymać – powiedziała.

– Pocałować cię to mało.

Na jej twarzy zagościł wyraz rozbawienia.

– Jeśli starannie przetrząśniesz tę paczuszkę, znajdziesz raczej kiepskie zdjęcie Alastaira Yardleya. Jest nieostre. Trochę się spieszyłam, bo on szedł w moją stronę z praniem, a nie chciałam, żeby myślał, że robię zdjęcie właśnie jemu. Musiałam udawać, że chcę uwiecznić ogólny widok na port, rozumiesz, i dlatego właśnie niestety nie jest zbyt dobre.

Zdjęła go od pasa w górę i, jak powiedziała, był trochę nieostry, ale każdy znajomy by go rozpoznał. Patrzył przed siebie, nie w obiektyw, a pod pachą trzymał pakunek zawinięty w coś białego. Nawet na nieco rozmazanym zdjęciu wyraźnie zarysowane kości policzkowe nadawały jego twarzy wyraz siły, twardości i nieustępliwości. Pomyślałem, że mógłbym go lubić, gdyby okoliczności, w jakich się poznaliśmy, były inne.

– Zaniesiesz te zdjęcia na policję? – spytała Hilary.

– Nie wiem. – Zastanawiałem się nad tym. – Mogłabyś pożyczyć mi negatywy, żebym mógł zrobić więcej odbitek?

– Odszukaj je tutaj i weź sobie – odparła.

Zrobiłem tak, po czym nadal gawędziliśmy jeszcze przy kawie.

– Podejrzewam, że raz czy dwa zdarzyło ci się myśleć o… spędzonym przez nas wspólnie wieczorze – powiedziała.

– Tak.

Spojrzała na mnie zza okularów roześmianymi oczyma.

– Żałujesz tego?

– Oczywiście, że nie. A ty? Potrząsnęła głową.

– Może jeszcze za wcześnie o tym mówić, ale być może odmieni to cale moje życie.

– Jak mogłoby? – spytałem.

– Wydaje mi się, że uwolniłeś we mnie ogromną ilość mentalnej energii. Doskwierało mi poczucie ignorancji, a nawet niższości. Te uczucia to już przeszłość. Czuję się naładowana jak rakieta, gotowa do startu.

– Dokąd? – spytałem. – Cóż więcej można osiągnąć niż stanowisko dyrektorki?

– Nic wymiernego. Ale moja szkoła będzie lepsza, ajestjeszcze coś takiego jak władza, wpływy i uszy politycznych decydentów.

– Panna Pinlock zostanie działaczką terenową?

Wróciłem myślami do momentu, gdy pierwszy raz spałem z dziewczyną, mając wtedy osiemnaście lat. Ogromnie mi ulżyło, kiedy wreszcie się dowiedziałem, o czym wszyscy nadają, ale nie pamiętałem, żeby towarzyszył temu przypływ siły. Być może dowiedziałem się zbyt łatwo i w zbyt młodym wieku… Bardziej prawdopodobne, że przede wszystkim nie miałem takiego potencjału jak panna Pinlock.

Zapłaciłem rachunek i wyszliśmy na ulicę. Kwietniowe powietrze było chłodne, jak przez cały tydzień, i Hilary drżała lekko pod kurtką.

– Problem z ciepłymi pomieszczeniami polega na tym, że kiedy z nich wychodzisz, życie sprawia ci zimny prysznic.

– Mówisz alegorycznie? – upewniłem się.

– Oczywiście.

Zaczęliśmy iść z powrotem w kierunku biura, wzdłuż High Street, koło sklepów. Ludzie wpadali i wypadali ze sklepów jak pszczoły u wylotu ula. Najzwyczajniejsza scena uliczna po trzech ostatnich tygodniach wydawała mi się sztuczna i nierzeczywista.

Doszliśmy na wysokość banku: nie tego, w którym trzymałem swoje pieniądze, ani tego, z którego korzystała nasza firma, ale banku prowadzącego interesy wielu naszych klientów.

– Zaczekasz chwilkę? – spytałem. – Przez ten tydzień przyszło mi kilka myśli do głowy… chciałbym tylko coś sprawdzić.

Hilary uśmiechnęła się, wesoło pokiwała głową i bez żadnych komentarzy poczekała, aż wróciłem.

– Wszystko w porządku? – spytałem, wprawiając ją w rozbawienie.

– Wyśmienicie – odparła. – Gdzie oni cię przetrzymywali, w tej furgonetce?

– W magazynie. – Spojrzałem na zegarek. – Chcesz go zobaczyć? Mogę tam pojechać i jeszcze raz mu się przyjrzeć.

– Dobrze.

– Mój samochód jest za biurem.

Ruszyliśmy dalej i przeszliśmy obok małego, przyjemnie wyglądającego sklepu z ubraniami. Spojrzałem bezmyślnie na wystawę, postąpiłem jeszcze dwa kroki, po czym się zatrzymałem.

– Hilary…

– Tak?

– Chciałbym zrobić ci prezent.

– Nie bądź śmieszny – odparła.

Nie przestawała protestować, kiedy wchodziliśmy do sklepu, i przestała dopiero, jak zobaczyła, co chciałem jej kupić: ubranie, które widziałem na wystawie; długa, efektowna, szkarłatna pelerynka.

– Przymierz ją – poprosiłem.

Potrząsając głową, zdjęła tweedową kurtkę i pozwoliła ekspedientce założyć sobie na ramiona pelerynkę. Stała nieruchomo, kiedy sprzedawczyni zapinała guziki i układała jej kołnierz. Spojrzała na siebie w lustrze.

Zmieniła się z brzydkiego kaczątka w łabędzia, pomyślałem. Ze zwyczajnej kobiety przeistoczyła się w wytworną i imponującą damę, a jej postura sprawiła, że na czystej, czerwonej wełnie pelerynki tworzyły się zmarszczki.

– Rakiety są napędzane płomieniami – powiedziałem.

– Nie możesz mi tego kupić.

– Dlaczego nie?

Wypisałem ekspedientce czek, a Hilary po raz pierwszy zaniemówiła.

– Nie zdejmuj jej – rzekłem. – Wygląda wspaniale.

Sprzedawczyni zapakowała starą kurtkę do reklamówki, po czym ruszyliśmy w stronę biura. Mijający ludzie patrzyli na pannę Pinlock tak, jak tego przedtem nie robili.

– Wymaga to nie lada odwagi – powiedziała, unosząc podbródek.

– Zawsze tak jest, kiedy się pierwszy raz lata.

Natychmiast przyszła jej do głowy nasza wspólnie spędzona noc w Ca la St Galdana: poznałem to po jej spojrzeniu. Uśmiechnęła się do siebie i wyprostowała nieznacznie. Nic nie było w stanie zbić z tropu panny Pinlock, ani wtedy, ani kiedykolwiek.

Od frontu magazyn wyglądał na mały i zrujnowany. Farba schodziła z niego niczym białe strupy, pozostawiając pod spodem nierówne, szare blizny. Na tablicy przykręconej do ściany oferowano 10.500 stóp kwadratowych powierzchni do wynajęcia, ale sądząc po wyglądzie znaku, klienci nie walili drzwiami i oknami.

Budynek stał samotnie przy końcu bocznej drogi, która teraz donikąd nie prowadziła, jako że zamknięto linię kolejową i drastycznie zmieniono krajobraz budując w pobliżu autostrady i ronda.