– Oskubali ich dokładnie – mruknął Giordino.
– To Tuaregowie – wyjaśnił Perlmutter. – Beecher mówił, że na okręt napadali pustynni bandyci; tak ich nazywał.
– Musieli być strasznie napaleni, żeby atakować pancerny, świetnie uzbrojony okręt, mając tylko dzidy i stare muszkiety.
– Mieli powód: chcieli zdobyć złoto. Według Beechera kapitan płacił pustynnym plemionom za żywność złotem ze skarbca Konfederacji. Prawdopodobnie, gdy wieść o tym się rozniosła, Tuaregowie podjęli parę prób opanowania okrętu. W końcu zmądrzeli, zdecydowali się na oblężenie i odcięli wszelkie dostawy żywności. Potem już tylko, cierpliwie czekali, aż cała załoga umrze z głodu, na tyfus lub malarię. Kiedy na okręcie nie było już żadnych oznak życia, weszli po prostu jak po swoje, zabrali całe złoto i wszystko, co zdołali unieść. A potem jeszcze przez wiele lat każda przechodząca tędy koczownicza gromada plądrowała okręt, aż nie zostało na nim nic z wyjątkiem martwych marynarzy – no i armat, bo te były za wielkie, by je zabrać na wielbłądach.
– Czyli o złocie możemy raczej zapomnieć – westchnął Pitt. – Już dawno go nie ma.
– Nie obłowimy się dzisiaj – przytaknął Perlmutter.
Nie mieli ochoty tkwić dłużej w kubryku pełnym trupów. Przeszli do maszynowni. Tutaj pozostało nieco z wyposażenia okrętu. W sto-jących pod ścianami wielkich koszach był wciąż węgiel, na podłodze walało się kilka porzuconych szufli. Mosiądz zegarów i armatur zachował jeszcze słaby połysk, a silniki i kotły sprawiały wrażenie, jakby wciąż nadawały się do użytku.Światło jednej z trzech latarek wydobyło z mroku niski stół i siedzącego przy nim człowieka. Martwa dłoń przyciskała kartkę papieru, obok leżało pióro i stał kałamarz, z którego dawno już wyparował atrament. Pitt ostrożnie wysunął papier spod dłoni trupa i zaczął czytać:
Wypełniałem moje obowiązki, jak długo sił starczyło. Zostawiam maszyny w dobrym stanie. To wspaniałe silniki: przepchnęły nas przez cały ocean i nie straciły nic ze swej mocy. Niechaj i po mojej śmierci dobrze służą temu okrętowi, niechaj wiodą go do nowych zwycięstw nad przeklętymi Jankesami. Boże, chroń Konfederację.
Główny mechanik CSS Texas Angus O'Hare
– Otóż i prawdziwie ideowy człowiek – rzekł Pitt z podziwem.
– Tak; dziś już nie ma takich – zgodził się Perlmutter.
Pozostawili głównego mechanika w ciemności i wąskim przejściem między wielkimi maszynami ruszyli w stronę mesy i kajut oficerskich. W niektórych znaleźli zwłoki oficerów. Tak samo leżały na kojach i tak samo pozbawione były ubrań, jak zwłoki marynarzy w kubryku. Pitt nie poświęcił im już prawie żadnej" uwagi. Szybko dotarł do mahoniowych drzwi na końcu korytarza.
– To na pewno kajuta dowódcy – rzekł z przekonaniem.
– Tak – przytaknął Perlmuter. – Nazywał się Tombs; komandor Mason Tombs. I twardy był z niego facet, sądząc z tego, co czytałem o heroicznej walce na James River.
Pitt nie miał cierpliwości, by słuchać szczegółów tej historii. Chwycił za klamkę, chcąc otworzyć drzwi. Perlmutter powstrzymał go w ostatniej chwili.
– Zaczekaj!
– Dlaczego? Boisz się czegoś, Julien?
– Boję się, że zobaczymy coś, co powinno pozostać tajemnicą.
– O czym ty mówisz? – spytał Giordino.
– Ja… nie powiedziałem wam jeszcze, co znalazłem w tajnych dokumentach Edwina Stantona.
– Powiesz nam później – rzeki zniecierpliwiony Pitt, nacisnął klamkę i wysuwając przed siebie latarkę przekroczył próg.
W porównaniu z komfortem dzisiejszych okrętów wojennych kajuta kapitańska mogła wydawać się ciasna i skromnie wyposażona. Ale pancerniki z okresu Wojny Secesyjnej nie były przecież prze-znaczone do długotrwałych wypraw morskich. Tocząc swoje bitwy na rzekach i zalewach Konfederacji, oficerowie prawie nigdy nie przeby-wali na okrętach dłużej niż dwie doby.
Z kajuty kapitana, jak ze wszystkich innych pomieszczeń okrętu, zniknęły prawie wszystkie znajdujące się tu kiedyś rzeczy. Zostały tylko przedmioty przymocowane do ścian i podłogi; widocznie plądrujący okręt Tuaregowie nie mieli odpowiednich narzędzi. Dzięki temu w kajucie kapitańskiej zachowały się półki i duży mosiężny barometr, choć potłuczony. Z niejasnych powodów zachował się również – podobnie jak wysoki stołek w sterówce – duży fotel na biegunach.
Światło latarki wydobyło z mroku dwa zmumifikowane ciała – jedno na koi, drugie na fotelu. Trup na koi leżał na boku, oparty ramieniem o ścianę, tak jak zostawili go rabusie, którzy zdarli z niego ubranie i wyciągnęli spod ciała pościel i materac. Miał gęste rude włosy i takiż zarost na twarzy.
Ale Pitt i Giordino zainteresowali się bardziej drugą postacią, siedzącą na fotelu jakby w trakcie drzemki. Skóra zmarłego przypo-minała im skórę Kitty Mannock: była ciemnobrązowa i wyglądała jak wygarbowana. Ciało okrywał jedynie staroświecki bielizniany kombinezon. Brodata twarz była niezwykle chuda, z głęboko zapadniętymi oczodołami. Nad nimi zachowały się brwi: gęste, krzaczaste, o dziwnie krótkiej linii, jakby zgolone nad zewnętrznym kątem oka. Włosy i broda były kruczoczarne, z nielicznymi tylko siwymi przebłyskami.
– Ten facet jest cholernie podobny do Abrahama Lincolna – zauważył Giordino spokojnie.
– To jest Abraham Lincoln – odezwał się od drzwi zduszonym głosem Perlmutter.
Zaniepokojeni, skierowali na niego światła latarek.
– Historyk siedział na podłodze oparty o framugę drzwi, bezwładnie jak wieloryb wyrzucony na mieliznę. Zahipnotyzowanym wzrokiem wpatrywał się w siedzącą na fotelu mumię.
Giordino ukląkł przy nim i wyjął z torby butelkę z wodą.
– Ten upał chyba ci nie służy, stary.
Perlmuter odsunął przyjazną dłoń z butelką.
– Bóg mi świadkiem, że do końca nie chciałem w to uwierzyć. Ale to prawda. Edwin McMasters Stanton, sekretarz wojny w gabinecie Lincolna, napisał w swoich tajnych listach prawdę.
– Jaką prawdę? – spytał Pitt.
Perlmutter zawahał się, potem powiedział cicho, konspiracyjnym szeptem:
– Abe Lincoln nie zginął w Teatrze Forda od kul Johna Wilkesa Bootha. Abe Lincoln siedzi tutaj przed wami, na tym fotelu.
63
Pitt patrzył na Perlmuttera, daremnie próbując pojąć sens jego słów.
– Zabójstwo Lincolna jest jednym z najlepiej udokumentowanych zdarzeń w całej amerykańskiej historii. W Teatrze Forda było co najmniej stu świadków.
Perlmutter wzruszył nieznacznie ramionami.
– I co z tego? Wszystko przebiegało tak, jak mówią świadkowie, tyle że była to oszukańcza inscenizacja, wyreżyserowana od początku do końca przez Stantona. A rolę Lincolna zagrał pewien podobny do niego aktor. Prawdziwego Lincolna uprowadzili dwa dni wcześniej Konfederaci. Przemycili go przez linię frontu, do Richmond. Tę część historii dokumentuje inne przedśmiertne oświadczenie, złożone przez kapitana kawalerii konfederackiej, dowódcę oddziału, który dokonał porwania.
Pitt spojrzał z namysłem na Giordina, potem znowu na Perlmuttera.