– Czy ten kapitan kawalerii nie nazywał się przypadkiem Brown?
Historyk otworzył usta ze zdumienia.
– Tak, Neville Brown. Ale skąd ty to wiesz?
– Ten stary Amerykanin, który szukał skarbów Texasa, wspomniał to nazwisko.
– Ale sądziliśmy, że wymyśli! całą tę bajkę – dodał Giordino.
– To nie bajka, zapewniam was. – Perlmutter nie był w stanie oderwać spojrzenia od tkwiących w fotelu zwłok. – Uprowadzenie Lincolna było pomysłem któregoś z sekretarzy prezydenta Konfederacji, Jeffersona Davisa. Chodziło o zdobycie jakiegoś atutu w negocjacjach po klęsce Południa. Bo klęska była już nieunikniona.
– Grant coraz bardziej zacieśniał pętlę wokół Richmond, od południa na tyły armii generała Lee wchodził Sherman. Zanosiło się na całkowite zwycięstwo Unii i bezwarunkową kapitulację, co mogło oznaczać ogromne kontrybucje i wyniszczenie gospodarcze Południa. I wtedy ów sekretarz – jego nazwisko nie zachowało się w zapisach – zaproponował porwanie Lincolna i trzymanie go jako zakładnika, w celu wymuszenia korzystniejszych warunków kapitulacji.
– W gruncie rzeczy niezły pomysł – mruknął Giordino; on również usiadł na podłodze, by odciążyć zmęczone nogi.
– Niezły – zgodził się Perlmutter – ale pokrzyżował te plany Edwin Stanton.
– Nie uległ szantażowi? – domyślił się Pitt.
– Istotnie, choć rzecz jest trochę bardziej skomplikowana. Lincoln wierzył, że Stanton jest najlepszym człowiekiem na stanowisko ministra wojny, choć stosunki między nimi nie układały się najlepiej. W istocie Stanton nie znosił prezydenta i nawet nie bardzo się z tym krył; potrafił nazywać go w towarzystwie "prymitywną małpą". Toteż porwanie Lincolna potraktował niejako narodową tragedię, lecz jako szansę dla siebie.
– W jaki sposób uprowadzono Lincolna? – spytał rzeczowo Pitt.
– Wszyscy wiedzieli, że prezydent ma zwyczaj codziennie jeździć za miasto, na małą przejażdżkę dla zdrowia. Przebrany w mundury Unii oddział kawalerii konfederackiej pod dowództwem kapitana Browna napadł na eskortę prezydenta, a jego samego uprowadził na drugą stronę Potomaku, i dalej, na tereny zajmowane jeszcze przez wojska Południa.
Pitt z trudem przyjmował te rewelacje. Ten fragment historii był dla niego – jak dla wielu Amerykanów – czymś nienaruszalnym, czymś, w co wierzy się jak w Ewangelię. Trzeba było zdobyć się na niezwykły dystans, wyjść poza utrwalone latami schematy, aby uznać, że w 1865 roku dokonano wielkiego fałszerstwa.
– Jakie były pierwsze reakcje na wiadomość o porwaniu?
Niefortunnie dla Lincolna, pierwszą osobą, którą powiadomili ocalali żołnierze eskorty, był Stanton. Uświadomił sobie natychmiast, jaka panika i wzburzenie mogą ogarnąć Północ, jeśli ludzie dowiedzą się, że prezydent został porwany przez wroga. Natychmiast obłożył sprawę pieczęcią tajemnicy i wymyślił zastępczą historyjkę, tłumaczącą nieobecność Lincolna w Waszyngtonie. Jego żonie. Mary Todd Lincoln, powiedział, że prezydent udał się na tajną naradę wojenną z generałem Grantem i wróci dopiero za kilka dni.
– I nikt nie sypnął? – spytał Giordino z niedowierzaniem.
– W Waszyngtonie wszyscy strasznie bali się Stantona. Jeśli związał kogoś tajemnicą, ten ktoś milczał jak grób – albo rzeczywiście trafiał do grobu.
– A dlaczego sprawa się nie wydała, kiedy prezydent Davis próbował uruchomić szantaż? Bo na pewno próbował.
– Oczywiście. Ale Slanton to przewidział. Przejrzał całą intrygę Konfederatów i już w parę godzin po porwaniu zawiadomił dowódcę obrony Waszyngtonu, że jeśli pojawi się negocjator od Davisa, należy go skierować wprost do ministra wojny. W rezultacie ani wiceprezydent Johnson, ani sekretarz stanu William Henry Seward, ani inni członkowie gabinetu Lincolna niczego się nie dowiedzieli. Tymczasem Stanton przesłał Davisowi odpowiedź, w której odrzucił możliwość jakichkolwiek negocjacji i sugerował, że Konfederacja wyświadczy wielką przysługę całemu narodowi, jeśli utopi Lincolna w James River.
Perlmutter wziął głęboki oddech i ciągnął dalej.
– Przeczytawszy odpowiedź Stantona, Davis osłupiał. Łatwo sobie wyobrazić jego dylemat. Kieruje państwem, które ze wszystkich stron ogarnęły już płomienie. Ma w garści naczelnego przywódcę Unii.- Ale wysoki dostojnik państwowy Stanów Zjednoczonych pisze mu, że nic go to nie obchodzi i że mogą trzymać Lincolna jak długo chcą.- Davis nagle zdał sobie sprawę, że może nie tylko nic nie zyskać, ale nawet dużo, bardzo dużo stracić. Kapitulacja i tak będzie bezwarunkowa, a zwycięscy Jankesi powieszą go jako zbrodniarza wojennego.
– Widząc, że z jego pomysłowego planu nic nie wyjdzie, i nie mogąc jednocześnie zdecydować się na natychmiastowe zgładzenie Lincolna, postanowił odroczyć decyzję i załadował go na CSS Texas jako jeńca.- Davis miał nadzieję, że komandor Tombs przejdzie szczęśliwie przez jankeską blokadę, ocali złoto Konfederacji i przetrzyma Lincolna do czasu, kiedy będzie go można użyć jako argumentu przetargowego w negocjacjach z Północą. Bo Davis sądził, że prędzej czy później miejsce Stantona w Waszyngtonie zajmą politycy bardziej umiarkowani. Niestety, sprawy nie potoczyły się aż tak dobrze.
– Stanton upozorował zabójstwo prezydenta, a Texas zaginął na Atlantyku i przypuszczalnie zatonął – podpowiedział Pitt.
– No właśnie – potwierdził Perlmutter. – Więziony przez dwa lata po wojnie, Jefferson Davis nigdy oczywiście nie wspomniał o uprowadzeniu Lincolna, obawiając się wściekłego odwetu Jankesów na nim osobiście i na całej byłej Konfederacji.
– A jak Stanton zorganizował zabójstwo? – spytał Giordino.
– To jedna z najdziwniejszych historii w całych dziejach Ameryki – rzekł Perlmutter. – Szczególnie dziwne jest to, że Stanton, najmując mordercę, dopuścił go do tajemnicy. To właśnie Booth, zabójca rzekomego Lincolna, podsunął Stantonowi aktora podobnego do prezydenta. Stanton wtajemniczył w sprawę również generała Granta; nie mógł postąpić inaczej, gdyż trzeba byto jakoś wyjaśnić dwudniową nieobecność Lincolna w stolicy. Nie wiadomo, dlaczego Grant zgodził się uczestniczyć w mistyfikacji; w-każdym razie twierdził on potem, że jeszcze po południu w dniu zabójstwa odbył długą rozmowę z Lincolnem. Agenci Stantona podali Mary Todd Lincoln jakiś narkotyk, po którym była tak oszołomiona, że wieczorem, kiedy fałszywy prezydent przyjechał po nią, rzekomo prosto od generała Granta, by ją zabrać do teatru – nie rozpoznała fałszerstwa.W teatrze – kontynuował Perlmutter – publiczność wstała i przywitała go owacjami. Tu znowu nikt niczego nie zauważył, gdyż loża prezydencka była kiepsko oświetlona i oddalona od widzów.
W tym momencie do akcji wkroczył Booth. Strzelił nieszczęsnemu, niczego nie podejrzewającemu durniowi w tył głowy. Śmiertelnie rannego aktora wieźli przez ulice miasta z chusteczką na twarzy, aby nikt nie zorientował się w mistyfikacji. Umarł w powozie, a Stanton załatwił resztę.
– Byli jednak jacyś świadkowie i później – zaprotestował Pitt. – Lekarze, którzy stwierdzili zgon, paru dostojników, najbliżsi współpracownicy Lincolna.
– Lekarze byli przyjaciółmi i agentami Stantona. Nie wiem natomiast, jak wprowadzono w błąd innych. Stanton nie napisał nic na ten temat.
– A zamachy na wiceprezydenta Johnsona i sekretarza stanu Sewarda? Czy to też należało do planu Stantona?
– Z pewnością. Po ich śmierci byłby przecież sukcesorem fotela prezydenckiego. Ale ludzie, których wynajął Booth, spartolili robotę.
– Mimo to Stanton rządził jako regent jeszcze przez kilka tygodni po objęciu urzędu prezydenckiego przez Johnsona. On też prowadził główne śledztwo, aresztował spiskowców i po błyskawicznym procesie doprowadził do ich powieszenia. On wreszcie rozpuścił pogłoskę, że Lincolna zabito z inspiracji Jeffersona Davisa; że była to ostatnia, desperacka próba przechylenia szali zwycięstwa na stronę Konfederacji.