Выбрать главу

Boże, to okropne, pomyślała. Zachowuję się jak smarkula na pierwszej randce.

– Szkoda. Chciałem ci pokazać wszystkie nocne siedliska rozpusty i grzechu w Kairze. Miejsca nie znane turystom.

– Mówisz poważnie?

Roześmiał się.

– Ależ skąd. Myślę, że najrozsądniej będzie, jeśli zjemy kolację w hotelu i nie będziemy pokazywać się na ulicach. Twoi przyjaciele mogą chcieć spróbować jeszcze raz.

Rozejrzała się po ruchliwym holu.

– Hotel jest przepełniony. Nie wiem, czy dostaniemy stolik.

– Już go zarezerwowałem – odparł Pitt, po czym wziął ją za rękę i poprowadził z powrotem do windy.

Pojechali na najwyższe piętro.

Jak większość kobiet, Eva lubiła mężczyzn przejmujących inicjatywę. Lekki, ale stanowczy uścisk dłoni Pitta także sprawiał jej przyjemność.Maitre d'hotel wskazał im stolik przy oknie; mieli cudowny widok na Nil i cały Kair. Miasto jarzyło się światłami. Samochody zapełniały mosty, by rozpłynąć się potem w gęstwinie ulic, wśród konnych dorożek i wózków dostawczych.

– Proponuję wino – rzekł Pitt – chyba że wolisz zacząć od jakiegoś koktajlu.

– Może być wino – skinęła głową z uśmiechem.

Przez chwilę studiował kartę.

– Spróbujemy "Grenadis Village".

– Świetny wybór – rzekł kelner. – To jedno z naszych najlepszych win.

Pitt zamówił jeszcze oberżynę z ziarnem sezamowym, jogurt zwany leban zahadii tacę marynowanych jarzyn. Pszenne placki pita zamknęły listę przystawek.Kiedy wino było już nalane, podniósł wysoko kieliszek.

– Za pomyślność wyprawy!

– Za sensacyjne odkrycia w rzece! – odparła i spojrzała na niego z ciekawością. – Czego wy tam właściwie szukacie?

– Wraków starych łodzi. Szczególnie jednej: barki pogrzebowej faraona Menkurasa, zwanego też po grecku Mycerinusem. Należał do Czwartej Dynastii; to on zbudował najmniejszą z trzech piramid w Gizeh.

– Jest w niej pochowany? – spytała Eva.

– Już w 1830 roku pewien brytyjski oficer znalazł komorę grzebalną, a w niej sarkofag ze zwłokami, ale dokładniejsza analiza wykazała, że pochodzą one raczej z okresu greckiego lub rzymskiego.Przyniesiono przystawki. Zabrali się do nich z apetytem. Zanurzali kawałki smażonej oberżyny w ziarnie sezamowym i łykali je łapczywie. Delektowali się niezwykłym smakiem marynowanych jarzyn. Wszystko, łącznie z rzeczywiście wybornym winem, zaostrzyło ich apetyt. Pitt zamówił główne danie.

– Dlaczego sądzisz, że Menkuras jest na dnie rzeki? – spytała.

– Odczytaliśmy hieroglify na kamieniu, znalezionym niedawno w pobliżu Kairu. Wynika i nich, że barka pogrzebowa spaliła się i utonęła w Nilu między dawną stolicą, Memfis, a piramidą w Gizeh. Według tej inskrypcji prawdziwy sarkofag z mumią Menkurasa i dużą ilością złota nigdy nie został odnaleziony.

Przyniesiono jogurt, gęsty jak śmietana. Eva zawahała się.

– Spróbuj – zachęcił ją Pitt. – Leban zahadi znakomicie wpływa na trawienie. A jak raz spróbujesz, nie będziesz chciała nawet patrzeć na amerykańskie jogurty.

Spróbowała. Jogurt był dobry; jego smak wydał jej się znajomy.

– Zsiadłe mleko… – przypomniała sobie i szybko wróciła do tematu ich rozmowy. – Co zrobicie, jak znajdziecie tę barkę? Zabierzecie sobie złoto?

– To nie takie proste – odrzekł Pitt. – My jedynie zaznaczamy na mapie znalezione na dnie obiekty i informujemy o nich Egipski Instytut Starożytności. To oni będą wydobywać wrak spod dna, oczywiście jak zdobędą na to fundusze.

– Spod dna? – zdziwiła się Eva.

– Minęło czterdzieści pięć stuleci; szlam przykrył wszystko grubą warstwą.

– Co to znaczy: grubą?

– Trudno dokładnie powiedzieć. Naukowcy egipscy twierdzą, że na tym odcinku rzeki główne koryto przesunęło się od roku 2400 przed naszą erą o sto metrów na wschód. Jeśli łódź zatonęła blisko brzegu, to może być dzisiaj przykryta nawet dziesięciometrową warstwą piasku i mułu.

Pojawił się kelner z ogromną srebrną tacą, zastawioną owalnymi półmiskami. Były na nich pieczeń z jagnięcia, ryba smażona na grillu, filet wołowy, dziwny jaskrawozielony szpinak, ryż z winogronami i orzechami. Po krótkiej naradzie z kelnerem Pitt zamówił jeszcze kilka pikantnych sosów.

– Co to za dziwna choroba, którą zamierzacie badać na pustyni? – spytał, kiedy kelner odszedł.

– Informacje z Mali i Nigru są zbyt powierzchowne, by można było na ich podstawie wyrobić sobie jakąś opinię. Mówi się o typowych symptomach zatrucia: konwulsje, ataki skurczów, śpiączka, w końcu śmierć. Ale słyszeliśmy też o zaburzeniach psychicznych oraz o dziwnych zachowaniach chorych. To jagnię jest wspaniałe!

– Dodaj jakiegoś sosu. Może Worcester?!

– A ten zielony?

– Też dobry. Jest słodko-ostry, z drobnymi kawałkami langusty.

– Znakomity – przyznała Eva, wziąwszy odrobinę na koniec języka. – W ogóle wszystko jest pyszne, z wyjątkiem tego zielska, przypominającego szpinak. Ma jakiś dziwny smak.

– To tak zwany mulukesz. Ma rzeczywiście osobliwy smak, ale można w tym zagustować… Wracając do tej choroby – mówiłaś o jakichś dziwnych zachowaniach.

– Tak. Podobno ludzie wyrywają sobie włosy, walą głowami w mur, wkładają ręce do ognia. Biegają nago na czworakach jak zwierzęta i pożerają się nawzajem, jakby wpadli w kanibalizm… Znakomicie przyprawiony ryż. Jak to się nazywa?

– Khalta.

– Chętnie wzięłabym przepis od szefa kuchni.

– Myślę, że to się da zrobić – rzekł Pitt. – Kanibalizm jako efekt zatrucia? To dość dziwna hipoteza.

– Nie bardzo, jeśli wziąć pod uwagę, z jaką kulturą mamy do czynienia. W tamtych krajach ludzie są bardziej przyzwyczajeni do zabijania zwierząt niż mieszkańcy Północy. Na co dzień obcują z widokiem obdartych ze skóry i poćwiartowanych zwierząt. Od dzieciństwa widzą, jak ich ojcowie zabijają kozy i owce na ofiarę, od małego uczą się łowić i oprawiać ryby, króliki, wiewiórki czy ptaki, które potem pieką na ogniu i zjadają. Dla biedaków zabijanie nie jest niczym niezwykłym; muszą zabijać, żeby przeżyć. Wystarczy niewielka dawka toksyn, degenerujących umysł albo układ trawienny, zakłócających normalny tok rozumowania albo sposób zaspokajania potrzeb, aby zaczęli traktować innych ludzi jak zwierzęta. Zabicie i zjedzenie człowieka staje się tym samym, co ukręcenie łba kurze i ugotowanie jej na obiad… Wspaniały ten sos chutneyl.

– Rzeczywiście świetny.

– Zwłaszcza z tym… jak powiedziałeś?… khalta. Otóż my, tak zwani ludzie cywilizowani, też kupujemy surowe mięso, ale w supermarketach; podzielone na eleganckie porcje i zapakowane tak że już nawet nie kojarzy się z zabitym zwierzęciem. Nie oglądamy na co dzień tego, co dzieje się w rzeźniach: mordowania pistoletem elektrycznym, podrzynania gardeł. To wszystko jest nam oszczędzone. W rezultacie inaczej wariujemy, inaczej też reagujemy na ogłupiające trucizny. Szaleniec z Europy czy Ameryki może wprawdzie wystrzelać wszystkich sąsiadów, ale nie będzie ich potem jadł; w jego świadomości czy podświadomości nie ma takich wzorów.

– Jaki rodzaj egzotycznych trucizn mógłby wywoływać tę chorobę?

Wypiła resztę wina z kieliszka i z przyjemnością obserwowała, jak kelner napełnia go ponownie.

– To wcale nie musi być egzotyczna trucizna. Człowiek zatruty zwykłym ołowiem zdolny jest do bardzo dziwnych rzeczy. Aha, jest jeszcze jeden objaw tego zatrucia: silne przekrwienie białek oczu w wyniku osłabienia naczyń krwionośnych.

– Znajdziesz jeszcze trochę miejsca na deser? – spytał Pitt.

– Chyba znajdę. Wszystko jest tu tak dobre, że nie mogę sobie niczego odmówić.

– Potem kawa czy herbata?