Выбрать главу

– Ale co będzie – zasępił się Massarde – jeśli choć jedna osoba przeżyje i wróci do Kairu?

Kazim wzruszył ramionami. Jego wąskie, blade usta wykrzywił złośliwy uśmiech.

– Nie ma obawy. Nikt z tych ludzi nie opuści nigdy pustyni. Nawet w trumnie. Ich kości zostaną tu na zawsze.

Przed dziesięcioma tysiącami lat suche obecnie koryta rzek północno-zachodniej Afryki wypełnione były obficie wodą, a tereny dzisiejszych pustyń porastały lasy, bogate w różnorodną roślinność. Żyzne obszary były kolebką ludów pierwotnych jeszcze przed końcem epoki kamiennej, zanim przekształciły się one w społeczeństwa pasterskie. Przez następne siedem tysiącleci społeczeństwa te chwytały i oswajały antylopy, słonie i bawoły, wędrując wciąż w poszukiwaniu nowych terenów wypasu bydła.Z czasem, głównie za sprawą coraz mniejszej ilości opadów, Sahara zmieniła się w ziemię suchą i jałową. Pustynia rozrastała się wciąż, pożerając kolejne obszary tropikalnej sawanny i dżungli. Ludzie stopniowo opuszczali te ziemie; pozostawały tylko najbardziej uparte, a może najbardziej opieszałe szczepy nomadów.

Rzymianie pierwsi odkryli wytrzymałość wielbłądów, pierwsi też zainteresowali się terenami pustyni. Używali wielbłądów do transportu niewolników, złota, kości słoniowej oraz dzikich zwierząt, które przewożono następnie przez morze, by dostarczały mocnych wrażeń żądnym krwi tłumom na rzymskich arenach. Karawany rzymskie wędrowały przez Saharę od brzegów Morza Śródziemnego aż do Nigru przez osiem wieków. Kiedy załamała się potęga Rzymu, na pustynię wkroczyli – też dzięki wielbłądom – jasnoskórzy Berberowie, a w ich ślady poszli wkrótce Arabowie i Maurowie.

Mali było ostatnim z wielkich ginących imperiów czarnej Afryki. We wczesnym średniowieczu wielkimi szlakami saharyjskich karawan władało wielkie królestwo Ghany. W 1240 roku Ghanę opanowały południowe plemiona Mandingów, którzy utworzyli tu jeszcze większe królestwo Malinke – od czego powstała późniejsza nazwa Mali. Państwo kwitło, a Gao i Timbuktu, jego główne miasta, stały się głośnymi w świecie ośrodkami nauki i kultury islamu.

Legendy o nieprzebranych bogactwach, przewożonych karawanami, krążyły szeroko po całym Oriencie, jak jeszcze niedawno, błędnie ale z uporem, nazywali Europejczycy tereny między Nigrem a Gangesem. Jednak dwieście lat później i to imperium zaczęło upadać, gdy od północy zaatakowały je plemiona Tuaregów i Fulanów. Od wschodu wkroczył na Saharę szczep Songhai, który stopniowo przejął nad nią pełną władzę. Wreszcie w roku 1591 doprowadzili swe wojska aż do Nigru sułtani marokańscy – i zrujnowali kraj do reszty. W początkach dziewiętnastego wieku, kiedy do Mali dotarli kolonizatorzy francuscy, nikt już nie pamiętał o dawnej świetności imperium.

U progu dwudziestego wieku terytoriom zachodniej Afryki nadano nazwę Francuskiego Sudanu. Dopiero w roku 1960 Mali ogłosiło niepodległość; uchwalono konstytucję i stworzono własny rząd. Pierwszego prezydenta przepędziła grupa oficerów, dowodzona przez porucznika Moussa Traore. W roku 1992, po kilku nieudanych zamachach stanu, prezydent – wtedy już generał – Traore został usunięty przez niejakiego Zateba Kazima, podówczas majora. Kazim zorientował się jednak szybko, że jako wojskowy dyktator nie mógłby liczyć na zagraniczną pomoc i kredyty, powołał więc cywilnego prezydenta-marionetkę, Tahira. Zręcznie manipulując opinią krajową i zagraniczną, obsadził parlament swoimi kumplami i zaprzyjaźnił się z Francją, dystansując się jednocześnie i od Stanów Zjednoczonych, i od Związku Sowieckiego.

Wkrótce samodzielnie już kontrolował cały handel krajowy i zagraniczny, systematycznie powiększając swoje sekretne konta bankowe na całym świecie. Krępowały go co prawda restrykcje celne, umiał jednak doskonale czerpać duże zyski z przygranicznego szmuglu. Prowizje od przedsiębiorców francuskich, zwłaszcza takich jak Yves Massarde, zrobiły z niego multimilionera. Jednocześnie, rzecz zdumiewająca, Mali stało się jednym z najbiedniejszych państw świata. Można to było wytłumaczyć jedynie geniuszem korupcji Kazima i niebywałą zachłannością jego urzędników.

9

Boeing 737 ze znakami Organizacji Narodów Zjednoczonych leciał już bardzo nisko. Evie wydawało się, że samolot zahaczy skrzydłem o dach którejś z glinianych chat. W końcu jednak znalazł się nad prymitywnym lotniskiem legendarnego miasta Timbuktu i twardo uderzył kołami o ziemię. Eva patrzyła przez iluminator. Nie mogła uwierzyć, że ta zaniedbana osada liczyła kiedyś ponad sto tysięcy mieszkańców i była najważniejszym ośrodkiem handlowym imperiów Ghany, Malinke i Songhai.

Nie było widać żadnych śladów dawnej świetności, może z wyjątkiem trzech starych, okazałych meczetów. Miasto wyglądało na martwe i opuszczone. Wąskie, kręte uliczki zdawały się prowadzić do nikąd. Życie, które w nich się toczyło, było ubogie i bezbarwne.

Hopper nie tracił czasu. Znalazł się na płycie lotniska, zanim jeszcze pilot wyłączył silniki. Oficer gwardii Kazima, w uproszczonym niebieskim zawoju na głowie, zbliżył się do niego i zasalutował.

– Doktor Hopper, jak sądzę?

– A ja mam zapewne przyjemność z panem Stanleyem? – odparł Hopper w przypływie dobrego humoru.

Na twarzy malijskiego oficera nie pojawił się uśmiech zrozumienia. Patrzył na Hoppera nieprzychylnie i podejrzliwie.

– Jestem kapitan Mohammed Batutta. Zaprowadzę pana do biura dyrekcji lotniska. To w budynku dworca.

Hopper spojrzał na budynek, którego od zwykłej blaszanej szopy różniły tylko oszklone okna.

– Oczywiście – rzekł sucho. – Jeśli tylko tyle może pan dla mnie zrobić…

Weszli do baraku. W małym dusznym pomieszczeniu, za odrapanym drewnianym stołem siedział inny, starszy od Batutty rangą oficer. Przez chwilę mierzył Hoppera nieprzyjaznym wzrokiem.

– Jestem pułkownik Nouhoum Mansa. Czy mogę zobaczyć pański paszport?

Hopper miał przy sobie sześć paszportów, które zebrał od całego zespołu. Mansa wertował ich kartki bez specjalnego zainteresowania, jedynie narodowość zwracała jego uwagę.

– W jakim celu przylecieliście do Mali?

Hopper nie miał ochoty ani czasu na bzdurne formalności.

– Sądzę, że dobrze zna pan cel naszej wizyty.

– Proszę odpowiedzieć na pytanie.

– Działamy z upoważnienia WHO – odparł Hopper oficjalnym tonem. – Będziemy badać przyczyny epidemii, szerzącej się w waszym kraju.

– U nas nie ma żadnej epidemii – rzekł twardo pułkownik.

– W takim razie weźmiemy jedynie do analizy próbki wody i powietrza z różnych miejscowości nad Nigrem.

– Nie lubimy cudzoziemców, którzy szukają w naszym kraju dziury w całym.

Hopper nie miał zamiaru ustępować przed głupim urzędnikiem.

– Jesteśmy tu po to, by ratować ludzkie życie. Myślałem, że generał Kazim zdaje sobie z tego sprawę.

Mansa zesztywniał. Fakt, że Hopper powołał się na Kazima, a nie na oficjalnego prezydenta kraju, Tahira, zupełnie zbił go z tropu.

– Generał Kazim… wyraził zgodę na waszą wizytę?

– Proszę do niego zadzwonić i spytać.

To był blef, ale Hopper nie miał nic do stracenia. Mansa wstał i podszedł do drzwi.

– Niech pan tu zaczeka – powiedział rozkazującym tonem.

– Proszę powiedzieć generałowi, że sąsiednie kraje nie tylko zaprosiły naukowców z WHO, ale obiecały im wszelką pomoc w poszukiwaniu źródeł zarazy. Jeśli rząd Mali postąpi inaczej, skompromituje się tylko w oczach opinii światowej.

Mansa nic nie odpowiedział i wyszedł z pokoju. Hopper posłał pilnującemu go kapitanowi najbardziej pogardliwe spojrzenie, na jakie potrafił się zdobyć. Batutta odwrócił na chwilę wzrok, potem zaczął przemierzać powoli pokój tam i z powrotem.