Выбрать главу

Mansa wrócił po pięciu minutach i zasiadł przy biurku. Bez słowa wstemplował wizy do wszystkich paszportów, po czym oddał dokumenty Hopperowi.

– Otrzymaliście zgodę na pobyt w Mali w celu prowadzenia badań. Ale proszę pamiętać, doktorze, że pan i pana ludzie jesteście tutaj tylko gośćmi. Nikim więcej. Jeśli podejmiecie działania, mogące przynieść szkodę interesom Mali, lub będziecie wypowiadać publicznie opinie szkalujące nasz kraj – zostaniecie deportowani.

– Dziękuję, pułkowniku. Proszę także podziękować generałowi Kazimowi za jego uprzejmość.

– Kapitan Batutta i dziesięciu jego ludzi będą warn towarzyszyć w podróży. To dla waszego bezpieczeństwa.

– Ochrona osobista! To za wielki honor dla skromnych uczonych.

Mansa zignorował ironiczną uwagę.

– Rezultaty badań będzie pan przekazywał na moje ręce.

– W jaki sposób mam to robić, kiedy będę w terenie?

– Kapitan zapewni panu niezbędne środki łączności.

– Myślę, że będzie nam się dobrze współpracować – rzekł Hopper do Batutty chłodno.

– Będziemy potrzebowali dużego samochodu osobowego, najlepiej z napędem na cztery koła, i dwu furgonetek do przewozu sprzętu – zwrócił się do Mansy.

– Załatwię wam samochody wojskowe.

Hopper zrozumiał, że Mansa chce uratować twarz.

– Dziękuję, pułkowniku – zdobył się na oficjalną serdeczność.

– To piękny i hojny gest z pana strony. Generał Kazim może być dumny, że ma tak ofiarnego oficera.

Mansa nadął się, a w jego oczach pojawił się triumf.

– Tak, generał wielokrotnie wyrażał uznanie dla mojej lojalności i dobrej służby.

Rozmowa była skończona. Hopper wrócił do samolotu i wraz z innymi zajął się wyładowywaniem sprzętu i bagażu. Mansa obserwował ich przez okno z ledwo dostrzegalnym ironicznym uśmiechem.

– Czy mam ograniczyć ich trasę do terenów publicznie dostępnych? – spytał Batutta.

– Nie, niech jadą, gdzie im się podoba.

– A jeśli Hopper natrafi na oznaki zarazy?

– To nie ma znaczenia. Przynajmniej dopóki ja kontroluję wszystkie jego raporty i mogę eliminować z nich szkodliwe treści. Pokażemy światu, że nasz kraj jest wolny od wszelkiej zarazy.

– No, ale jak wrócą do swojej centrali… – Batutta zawahał się.

– To powiedzą, co naprawdę tu znaleźli? Tak, to byłoby możliwe

– Mansa oderwał wzrok od samolotu ONZ i spojrzał na Batuttę wzrokiem, w którym czaiła się groźba. – Chyba że mieliby w drodze powrotnej tragiczny wypadek.

10

Pitt zdrzemnął się nieco w odrzutowcu NUMA, który wiózł go z Egiptu do Nigerii.

Obudził go dopiero widok Rudiego Gunna, niosącego z drugiego końca pokładu trzy dymiące kubki. Biorąc swoją kawę Pitt spojrzał na Gunna z rezygnacją, pełen niezbyt radosnych przeczuć.

– Gdzie w Port Harcourt mamy spotkać się z admirałem?- spytał.

– Prawdę mówiąc, nie ma go w Port Harcourt. Czeka na jednym z naszych okrętów badawczych, dwieście kilometrów od brzegu…

Pitt spojrzał wzrokiem myśliwskiego psa, który dopadł lisa.

– Mów dalej, Rudi.

– Czy Al też się napije kawy? – zmienił bezpiecznie temat Gunn, patrząc na pogrążonego w głębokim śnie Giordina.

– Daj mu spokój. Nie obudzisz go nawet armatą.

Gunn usiadł na fotelu po drugiej stronie przejścia.

– Nie mogę ci powiedzieć, jakie są plany admirała, ponieważ sam ich nie znam. Podejrzewam tylko, że ma to jakiś związek z prowadzonymi na rafach koralowych badaniami biologów NUMA.

– Tak, słyszałem o tych badaniach. Ale ich wyniki były znane, zanim ruszyliśmy do Egiptu.

Pitt miał satysfakcję, że tym razem Gunn nie wie więcej od niego. Byli w bardzo dobrych stosunkach, wiele ich jednak różniło. Gunn był intelektualistą z dyplomami i tytułami naukowymi w dziedzinie chemii, finansów i oceanografii. Najlepiej czuł się w mrocznych bibliotekach, obłożony książkami, przy analizowaniu raportów badawczych i obmyślaniu nowych projektów. Pitt natomiast lubił zajęcia praktyczne, zwłaszcza dłubanie w mechanizmach starych, klasycznych samochodów, które kolekcjonował. Jego nałogiem była też przygoda. Czuł się jak w raju, lecąc prymitywnym, staroświeckim samolotem albo nurkując w poszukiwaniu historycznych wraków. Był inżynierem nie tylko z wykształcenia, ale i z powołania; z pasją podejmował zadania, które innym wydawały się niewykonalne. W przeciwieństwie do Gunna, rzadko można było go spotkać przy biurku czy w laboratoriach waszyngtońskiej centrali NUMA. Wolał osobiście badać morskie głębiny.

– Rafy koralowe są w niebezpieczeństwie – kontynuował Gunn. – Obumierają w nie spotykanym dotąd tempie. To jest teraz temat numer jeden badaczy życia morskiego.

– Jakich oceanów to dotyczy?

– Pacyfiku, od Hawajów do Indonezji, Morza Czerwonego oraz Atlantyku w rejonie Karaibów i przy brzegach Afryki.

– Wszędzie z taką samą intensywnością?

– Nie. Tempo obumierania raf jest różne. Najgorzej jest wzdłuż wybrzeży zachodniej Afryki.

– Sądziłem, że to normalna kolej rzeczy: koralowce obumierają, kostnieją, potem odradzają się na nowo…

– Tak – przyznał Gunn – to proces cykliczny. Ale tym razem faza obumierania przybrała rozmiary i tempo katastrofy. Nigdy jeszcze nie obserwowaliśmy czegoś takiego.

– Czy wiecie już coś o przyczynach?

– Rozpoznaliśmy dwa czynniki. Jeden to, jak zawsze, zbyt ciepła woda. Wywołany cyrkulacją prądów morskich okresowy wzrost temperatury powoduje, że delikatne polipy wymiotują, albo, jeśli wolisz, wypluwają algi, które stanowią ich główny pokarm.

– Niewiele wiem o rafach koralowych – przyznał Pitt. – Walka o byt w głębinach morskich rzadko bywa przedmiotem dzienników telewizyjnych.

– I to mówi pracownik NUMA? Powinieneś się wstydzić, tym bardziej że zmiany w rafach koralowych są bardzo dobrym barometrem tego, co w ogóle dzieje się w oceanach; pozwalają też przepowiadać pogodę…

– No dobrze – przerwał Pitt zmęczony reprymendą. – Więc polipy zaczęły wypluwać algi. I co dalej?

– To właśnie algi nadają koralom żywy kolor. Bez tego pokarmu polipy bledną i wiotczeją; zjawisko znane jako blaknięcie raf…

– …które jednak nie zdarza się w chłodniejszych wodach.

– Po co ja ci to wszystko mówię, skoro i tak już wiesz?

– Czekam, aż dojdziesz do najważniejszego.

– Pozwól, że skończę kawę, zanim całkiem wystygnie. Zapanowała cisza. Picie kawy przedłużało się w nieskończoność i Pitt zaczynał się niecierpliwić.

– No więc, ciepła woda jest jedną z przyczyn obumierania raf. Jaka jest druga?

Gunn pedantycznie mieszał resztki na dnie kubka.

– Nowe zagrożenie, krytyczne, to nagłe pojawienie się w wielkiej masie grubych, zielonych alg, które przykrywają całą rafę czymś w rodzaju szczelnego koca.

– Dlaczego koralowce nie karmią się tymi algami? Dlaczego je, jak mówisz, "wypluwają"?

– Tracą apetyt pod wpływem ciepłej wody i ciemności. Gruba warstwa zielonych alg nie przepuszcza światła, utrudnia też cyrkulację chłodniejszych wód. Robi się błędne koło: im cieplej i ciemniej, tym mniej koralowce jedzą, a im mniej zjadają alg, tym cieplej i ciemniej.

Pitt przegarnął palcami czarne włosy.

– Miejmy nadzieję, że to się zmieni, jak tylko pojawią się znowu zimne prądy.

– Nie można na to liczyć – rzekł Gunn. – W każdym razie nie na południowej półkuli, i nie w tej ani w następnej dekadzie.

– Sądzisz, że jest to związane z efektem cieplarnianym?

– Nie tylko. Trzeba uwzględnić różne zanieczyszczenia środowiska.

– Ale nie masz pewności co do głównej przyczyny?