Выбрать главу

Przygnębienie i strach szybko minęły. Umysł zaczął analizować nieliczne, wątłe szansę, jakie jej pozostały. Samolot stracił sterowność. Pchnęła gwałtownie drążek do przodu, przyspieszając opadanie, i po chwili odzyskała kontrolę nad maszyną. Nie była nowicjuszką w lądowaniach bez silnika. Miała już za sobą siedem takich przygód. Dwie zakończyły się katastrofami, ale wyszła z nich bez większych obrażeń. Nigdy jednak nie lądowała awaryjnie w tumanie burzy piaskowej. Przytrzymując jedną ręką drążek sterowy, drugą naciągnęła na oczy gogle, opuściła boczną szybę i wychyliła głowę za burtę.Daremnie jednak usiłowała dostrzec ziemię, do której – sądząc z pędu powietrza – szybko się zbliżała. Wiedziała, że pustynia w tych okolicach jest stosunkowo płaska, ale wiedziała też, że zdarzają się zdradzieckie wąwozy i strome diuny, o które Fairchild mógłby się rozbić w drzazgi. Miała wrażenie, że przybyło jej pięć lat, zanim wreszcie zobaczyła umykający do tyłu piasek pustyni – zaledwie trzydzieści stóp pod kołami samolotu.Piasek wyglądał na dostatecznie zbity i twardy, by koła mogły się po nim potoczyć. Co najważniejsze jednak, teren był gładki i równy. Podciągnęła drążek, zmniejszając prędkość opadania, ale już po chwili duże koła Fairchilda dotknęły gruntu. Samolot odbił się jak piłka, znów dotknął ziemi, podskoczył jeszcze dwa, trzy razy, wreszcie potoczył się po piasku, szybko tracąc prędkość. Kitty nabrała powietrza w płuca, by wydać okrzyk radości, kiedy teren przed samolotem urwał się gwałtownie.Fairchild runął po stromej skarpie w głęboką, wąską rozpadlinę. Podwozie zaczepiło o wystający głaz i złamało się z trzaskiem. Maszyna dotarła do dna jaru i uderzyła śmigłem w piaszczyste podłoże. Kitty, która zapomniała zapiąć pas bezpieczeństwa, runęła całym ciężarem na przednią szybę. Lewa noga, która uwięzia pod orczykiem, skręciła się i pękła w kostce. Ale Kitty już tego nie czuła. Ułamek sekundy wcześniej trzasnęła czołem w słupek szyby i zapadła się w ciemność.

Wiadomość o zaginięciu Kitty Mannock obiegła świat już w parę godzin po terminie jej przewidywanego lądowania w Niamey. Nie mogło być oczywiście mowy o szybkiej akcji ratunkowej. Połać pustyni, na której zaginęła Kitty, była w większości nie zamieszkana i w ogóle rzadko odwiedzana przez ludzi. W promieniu tysiąca mil nie było ani jednego samolotu. Nie było też w 1931 roku tej armii wyszkolonych i odpowiednio wyposażonych ludzi, jaka dziś zajmuje się ratownictwem.Tym niemniej już następnego ranka ruszył na poszukiwanie niewielki zmotoryzowany oddział Legii Cudzoziemskiej, stacjonujący w oazie Takaldebey, w kraju noszącym wtedy nazwę Francuskiego Sudanu. Zakładając, że Kitty wylądowała gdzieś przy szlaku trans-saharyjskim, legioniści posuwali się tym szlakiem na północ. Jednocześnie kilku ludzi z pewnej francuskiej kompanii handlowej wyruszyło dwoma samochodami z miejscowości Tessalit na południe.

Dwa dni później obie grupy poszukiwaczy spotkały się. Żadna nie dostrzegła po drodze śladów katastrofy ani sygnałów świetlnych, choć, jadąc nocami, pilnie ich wypatrywali. Kontynuując prace, przeczesali dwudziestomilowy pas po obu stronach szlaku motorowego. Po dalszych dziesięciu dniach bezowocnych poszukiwań dowódca oddziału Legii nie miał wielkich nadziei. Żaden człowiek – notował w swoim raporcie – nie zdołałby przetrwać tak długo pod pustynnym słońcem bez wody i żywności. A więc Kitty Mannock, nawet jeśli przeżyła katastrofę, z pewnością zmarła już z wyczerpania.We wszystkich wielkich stolicach świata odprawiono nabożeństwa żałobne za duszę sławnej zdobywczyni podniebnych szlaków. Bo Kitty – obok Amelii Earhart i Amy Johnson – należała do tych najsławniejszych. Świat, pasjonujący się jej wyczynami, pożegnał ją uroczyście i ze szczerym smutkiem.

Kitty cieszyła się powszechną sympatią. Ładna kobieta o niebieskich oczach i długich czarnych włosach, była córką bogatego hodowcy owiec z Canberry. Zaraz po ukończeniu gimnazjum zapisała się na kurs lotniczy. Rodzice, o dziwo, nie tylko jej tego nie bronili, ale nawet poparli oryginalną pasję córki: kupili dla niej używany dwupłatowiec Avro Avian, z otwartą kabiną i osiemdziesięciokonnym silnikiem Cirrus.

Pół roku później, na przekór wszelkim obawom i prośbom – teraz także ze strony rodziców – podjęła wieloetapowy lot przez wyspy Pacyfiku aż na Hawaje, gdzie lądowała wśród tłumów, niecierpliwie czekających na nią na lotnisku. Z twarzą spaloną od słońca, w poplamionej smarem wojskowej koszuli i takich samych szortach, Kitty niepewnie pomachała ręką i uśmiechnęła się blado, zaskoczona szumnym powitaniem.Kontynuowała jednak swoje rekordowe loty przez oceany i kontynenty; wkrótce podbiła serca milionów ludzi i stała się przedmiotem rozmów w milionach domów.To miał być ostatni już jej wyczyn lotniczy. W najbliższym czasie miała wyjść za mąż. Narzeczonego znała od dziecka – był właścicielem farmy sąsiadującej z posiadłością jej rodziców w Australii. Sława "zdobywców przestrzeni" była nietrwała, a przy tym, jak szybko zorientowała się Kitty, nawet dla najsławniejszych pilotów niewiele było zwykłej, dobrze płatnej pracy. Coraz częściej myślała więc o jakiejś stabilizacji, o założeniu rodziny. Właściwie chciała zrezygnować z tego lotu, ale w końcu postanowiła spróbować; jeszcze jeden, ostatni raz. Teraz cały świat lotniczy czekał na wiadomość o niej. W miarę jak mijały kolejne dni, nadziei było coraz mniej.

Odzyskała przytomność dopiero następnego ranka. Słońce zaczynało już smażyć piasek pustyni, kiedy wyrwała się z zamroczenia. Skupiła wzrok na dziwnym przedmiocie, tkwiącym tuż przed nią; był to rozszczepiony kikut śmigła. Obraz był zamazany. Potrząsnęła głową, by się ocknąć i całkowicie otrzeźwieć. Aż jęknęła z bólu. Ostrożnie dotknęła ręką czoła. Skóra była cała, ale pod nią, na granicy włosów, uformował się duży guz. Ostrożniej już zaczęła szukać innych obrażeń. Niestety, znalazła: lewa noga, która uwięzła pod orczykiem, była pęknięta w kostce i skręcona w kolanie.Wyplątała się z lotniczej uprzęży, wypchnęła drzwi kabiny i ostrożnie wydostała się z samolotu. Ciężko utykając zrobiła parę kroków, po czym osunęła się na piasek. Spróbowała ocenić swoją sytuację. Poczciwy Fairchild szczęśliwie uniknął pożaru, ale na pewno nie nadawał się już do dalszych lotów. Trzy cylindry silnika urwały się, kiedy kadłub szorował z impetem po skarpie; reszta zwisała żałośnie na wygiętych wspornikach. W zadziwiająco dobrym stanie było płócienne poszycie skrzydeł i kadłuba, ale podwozie połamało się całkowicie. Problem ewentualnych napraw miała więc z głowy.Następnym punktem było ustalenie, gdzie właściwie jest. Doszła do wniosku, że samolot zsunął się w koryto "billabongu", jak nazywają w Australii wysychające latem strumienie. Tyle, że tym korytem woda nie płynęła już pewnie od stu lat. Burza piaskowa skończyła się, ale Kitty i tak nie mogła rozejrzeć się po okolicy: strome ściany wąwozu wznosiły się na dobre dwadzieścia stóp ponad jej głową.

Nagle poczuła pragnienie. Przypomniała sobie o kanistrze. Pokuśtykała z powrotem do kabiny i sięgnęła pod fotel.W kanistrze pozostało niewiele ponad ćwierć galonu wody. Oceniła, że starczy jej to najwyżej na dwa – trzy dni, i to pod warunkiem, że za każdym razem będzie wypijać nie więcej niż kilka małych łyków.Postanowiła podjąć próbę dotarcia do jakiejś wsi lub do szlaku samochodowego. Pozostać tutaj oznaczało samobójstwo. Ewentualni ratownicy mogliby zobaczyć jej samolot tylko wtedy, gdyby przelatywali dokładnie nad jarem, w którym utknął. Na razie była jednak zbyt słaba i zbyt zszokowana, by wyruszyć. Wyciągnęła się wygodnie w cieniu samolotu i oddała się dalszym rozmyślaniom.Spędziła przy wraku jeszcze całą dobę. Poznała w tym czasie nieprzyjemną osobliwość klimatyczną Sahary: niewiarygodną rozpiętość dobową temperatur. W ciągu dnia upał doszedł do 49 stopni Celsjusza. W środku nocy pokładowy termometr wskazywał zaledwie plus cztery. Chłód nocy okazał się taką samą torturą, jak żar słoneczny za dnia. Wygrzebała sobie głęboką jamę w piasku, ale i tam, zwinięta w kłębek, co chwila budziła się, dygocząc z zimna.