Выбрать главу

To niebezpieczny facet, i umie trzymać kosę. Wallid, który nie jest przecież mięczakiem, dostrzegł to i najadł się strachu.

***

Pomimo obfitego jedzenia nieustanna praca, zimno, niewygody i brak urządzeń sanitarnych wzmagają napięcie, toteż nerwy łatwo puszczają.

Jean-Pauł i Olivier, dwaj zawodowcy, nie przysparzają problemów. Robią swoje i nie oszczędzają się. Praktycznie nie rozmawiają z pozostałymi, choć nie wydaje mi się, by były między nimi jakieś nieporozumienia. Po prostu postanowili trzymać się z boku. Jak długo będą mieli odpowiednie nastawienie do, roboty i nie będą stwarzać problemów, nie mam nic przeciwko nim.

Jedynym, który niewiele robi, jest Samuel Grapowitz. Każdemu wskazałem ciężarówkę, którą będzie prowadził, i przez cały dzień Samuel'Grapowitz zajęty był upiększaniem swojej kabiny, do której następnie zaprasza mnie, żebym podziwiał owoc jego pracy.

– Charlie, chodź zobaczyć, co potrafi człowiek o wyrafinowanym smaku.

Otwiera drzwiczki i pompatycznym tonem oznajmia:

– Świat piękna i przyjemności, męska siła łączy się z kobiecym wdziękiem.

Wewnątrz prawdziwy zalew dup i piersi. Każde wolne miejsce oklejone jest zdjęciami gołych dziewczyn. Znaleźć tam można blondynki, brunetki, rude, wszystko, co się chce. Przesuwając wzrok dookoła przedniej szyby ma się przegląd wszystkich możliwych pozycji we dwoje. Pod lusterkiem wstecznym zawieszone jest zdjęcie Jego Wysokości z członkiem w ręku.

– Dzięki temu przez całą drogę będę pamiętał o moich obowiązkach ambasadora francuskiego czaru i romantyzmu – mówi, ocierając łzę.

Samuel Grapowitz to człowiek bardzo sentymentalny.

Nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować mu niewątpliwego dobrego smaku, i wracam na swój fotel, słaniając się ze śmiechu.

Załatwił sobie spanie razem z nami w hotelu. W chwilach wolnych od przyozdabiania swojej kabiny przychodzi do mnie pomajaczyć trochę na temat Afryki i Murzynek, których zamierza załatwić całe wioski. Już na samą myśl dostaje dreszczy i wygłasza na ten temat długie tyrady, podczas gdy inni pracują. Nie przeszkadza mi to. Właśnie dlatego, że to autentyczny wariat, zgodziłem się go przyjąć. Lubię wariatów.

Zresztą nauczył się prowadzić po jednej lekcji, a nawet zdarza mu się trochę pomagać przy robocie, jeżeli nie jest ona zbyt brudna. Chce tylko uniknąć zaplamienia jeszcze przed wyjazdem swojego eleganckiego ocieplanego lotniczego kombinezonu, do którego nosi zawsze apaszkę zawiązaną na szyi. W końcu posłałem go do miasta z ważnym zadaniem. Muszę kupić prezenty ślubne mojej małej Radijah, i poprosiłem go, żeby zrobił dla mnie zakupy. Pomysł niezbyt mu się podobał, dopóki nie dodałem:

– To dla kobiety.

Wyprostował się, spojrzał na mnie kątem oka i odpowiedział z łakomym wyrazem twarzy:

– Charlie, jestem twoim człowiekiem. Czego potrzebujesz?

– Perfum.

– Hmmm… brunetka, blondynka?

– Brunetka.

– Ach, brunetki! Pikantne i energiczne.

Przerywam mu i od razu wyjaśniam, że niezupełnie o taką brunetkę chodzi, po czym proszę, żeby kupił parę rodzajów perfum. Ma ich kupić sporo, żeby mieć pewność, że dobrze wybierze. Poza tym, bielizna osobista.

– Aaaaa…

– Rozmiar B.

– To ona jest malutka.

– Tak. Wybierz rzeczy białe, bardzo proste.

– Och, Charlie, ty się naprawdę znasz! Nie ma to jak czystość' i prostota. Cóż może być cudowniejszego niż białe podwiązki…

– Nie… Ograniczysz się do wzorów klasycznych, jasne? Kupisz tylko to, co niezbędne, w dużych ilościach. Na przykład małe figi z białej bawełny. Potem zajmiesz się biżuterią.

Zamawiam zestaw małych bransoletek i innych ozdób. Chce wybrać się do sex-shopu, żeby kupić parę gadżetów, więc znów muszę go ostudzić. Ma poza tym iść do księgarni i kupić tam wszelkie książki o podróżach, jakie znajdzie, w rodzaju encyklopedycznym, z dużymi zdjęciami, a także materiały szkolne, kolorowe kartki papieru, ołówki i długopisy.

– Ale… chodzi o tę samą kobietę?

– Tak. Poprosisz Chotarda, żeby poszedł z tobą, i pośpiesz się. W ciągu jednego dnia doskonale wywiązuje się ze swego zadania. Jeszcze jeden problem z głowy.

***

Któregoś dnia po obiedzie proszę One i Two, żeby zostali ze mną. Dobrze pracowali. Blacharka jest już w dobrym stanie, brakuje tylko jeszcze zewnętrznej warstwy lakieru, by ciężarówki wyglądały jak nowe. Obaj mają oczy zaczerwienione od przepalenia, ciągnęli skręta za skrętem, żeby uchronić się od zimna, które dokucza im, odkąd wysiedli z samolotu.

Obiecuję im, że niedługo już będziemy w pełnym słońcu. Zawieziemy ciężarówki do Afryki, do nich. Są zadowoleni.

Idziemy do szkoleniowej ciężarówki i każę im wsiąść do kabiny. Od razu na ich twarzach pojawia się niepokój.

Spokojnie. Odprężam ich rozmową.

– Widzieliście tu, na dole?

Pochylają się nad miejscem, które im wskazuję, pod kierownicą.

– To tutaj, to są pedały. Pe-da-ły. Rozumiecie?

– Tak. Pedały.

– Są trzy. Widzicie? Trzy pedały. Rozumiecie?

– Tak. Pedały.

– One, ile jest pedałów?

W jego wielkich oczach widać przerażenie. Patrzy na mnie, patrzy na Two, patrzy na dół i mówi:

– Trzy pedały.

– Tak. Brawo! Wspaniale! Bardzo dobrze. Są trzy pedały. Bardzo dobrze. Widzisz, to nic trudnego.

Klepnięcie w plecy, śmieję się, a on potrząsa głową, szczęśliwy. Obok niego Two również się śmieje, zadowolony jak jego brat. Mają zaufanie, mogę teraz im wytłumaczyć. Słuchają wytężając całą uwagę. Po każdym pytaniu marszczą brwi i koncentrują się, żeby znaleźć rozwiązanie.

– One, środkowy pedał?

– To hamulec, szefie.

– Brawo!

Po chwili ich niepokój znika całkowicie, i szybko przyswajają sobie nowe wiadomości. W ciągu popołudnia udaje mi się nauczyć ich wszystkich funkcji pedałów i pozycji drążka zmiany biegów. Mają wprawdzie trudności z wymówieniem słowa "sprzęgło", ale poza tym szczegółem są to bardzo zdolni uczniowie. Na zakończenie tej lekcji pokazuję im większość guziczków, których nie ma zbyt wiele, i odsyłam ich do lakierowania na zakończenie wieczoru. Prowadzeniem zajmiemy się jutro.

***

Następnego dnia rano ponownie wsiadamy do szkoleniowej ciężarówki.

– Chłopaki, przejedziemy się kawałek. Ja prowadzę. Wy musicie słuchać.

– Tak, szefie.

� Trzeba słuchać, rozumiecie?

– Tak, szefie. Słuchać.

Niemożliwe byłoby tłumaczyć im zasady pracy silnika, zresztą sam się na tym nie znam. Wolę polegać na ich słuchu. Słuchać hałasów to oni umieją, a później nie mają żadnych trudności z rozpoznawaniem ich. Nie jest to bardziej skomplikowane niż tamtamy.

– Kiedy silnik głośno ryczy, trzeba wysprzęglić. Zgoda?

– Tak, wypszenglicz.

– A jak się wysprzęgla?

– Pedałem.

– Świetnie. Więc ja jadę. A wy mi mówicie, kiedy wysprzęglić. Mówicie "sprzęgło", kiedy potrzeba, dobrze?

I wszystko gra. Obaj reagują w odpowiedniej chwili.

– Pszengło, pszengło, szefie.

– Dobrze. Jedziemy dalej. Drążek jest na jakim biegu? Drugim.

– Doskonale.

– Pszengło, pszengło.

– Dobrze. Który bieg?

– Trzeci.

I tak to idzie przez cały ranek. Po południu One i Two prowadzą przez kilkaset metrów z tych sześciu tysięcy kilometrów, które im zostały do powrotu do domu. Zostawiam ich z tymi doskonałymi wynikami i oznajmiam im, że jutrzejszą lekcję poprowadzi Jacky.

Jacky pracuje jak niewolnik. Poza nauką jazdy sporo czasu poświęca na nadzorowanie prac w hangarze oraz na pilnowanie Josa. Chotard, pogrążony w swoich problemach dokumentów i zaopatrzenia, nie ma dosyć czasu, żeby się tym zająć.

Pomimo to często zagląda do mnie, zęby pogadać przez parę minut.

– Piękny konwój.

Ma rację. W wyniku uporczywej pracy nasze przedsięwzięcie przybiera realne kształty. Załadunek został praktycznie zakończony. Niektóre spośród ciężarówek są już pomalowane, i całość zaczyna wyglądać porządnie. Robi to wrażenie.

Jest tu dziewięć trzydziestotonowych naczep, berliety GLR o długim ryju, i trzy mniejsze ciężarówki, dwa pomarańczowe mercedesy i żółty mań. Dwie spośród naczep to cysterny po trzydzieści tysięcy litrów każda, które napełnimy w Algierii, trzy mają nadwozia otwarte, a cztery pozostałe to naczepy zamknięte.

Na platformach powstał niesamowity stos towarów, takich jak ciągniki siodłowe bez naczep, mam ich cztery, a także trzy peugeoty 504, nie mówiąc o skrzyniach części zamiennych i całej reszcie.

Furgonetka 504 towarzyszyć będzie konwojowi jako samochód łącznikowy, z Chotardem za kierownicą.

Moją ciężarówkę pomalowaliśmy na kolor ciemnogranatowy, a części niklowane na kolor złoty. Również wóz Jacky'ego jest już gotowy. Jest czerwony, z białymi detalami. Na drzwiach obu samochodów Samuel Grapowitz wymalował, w odpowiednich barwach, znak firmowy spółki. Oba są wspaniałe.

Największe wrażenie robią otwarte naczepy, bo widoczny jest ładunek. Oprócz ciągników siodłowych i samochodów osobowych umieszczono tam silniki, pod ciągnikami zmieściły się całe stosy części zapasowych, a na wierzchu piętrzą się opony. Całość tworzy nieprawdopodobny bałagan najeżony kablami i pogiętymi drutami. Wszystko to zostało zamocowane za pomocą przyciągarek i kołowrotów.

Platformy pełne są klocków i przybitych gwoździami belek, które unieruchamiają koła załadowanych pojazdów.