Выбрать главу

Ile dzieci w tej chwili płacze ż głodu i jest bitych? Ile patrzy z nadzieją w oczy opiekunów i dostaje w twarz? Ile niewinnych, słodkich istot rodzi się co dzień tylko po to, by zniszczyli je ci sami ludzie, którzy dali im życie?

Nie mogła sobie z tym poradzić. Świat jest zbyt okrutny, a Nathan zbyt mały. Będzie jej potrzebował, ona go zawiedzie, a to ją zniszczy.

Nie mogła trzymać go w ramionach, ale i nie mogła zdobyć się na to, by go puścić. Nie mogła go kochać, ale i nie mogła się z nim rozstać. Rozpadała się na milion małych kawałków, niezdolna do snu, snuła się po korytarzach z nowo narodzonym synem i popadała w obłęd.

Siódmego dnia Jimmy przyprowadził młodą dziewczynę. Delikatnie wyjaśnił wszystko Catherine, mówiąc powoli i używając prostych słów, bo innych by nie zrozumiała. Abby weźmie od ciebie Nathana. Abby będzie go karmiła. Abby będzie się nim opiekowała. Ty idź do łóżka. Przyniósł jej szklankę soku. I dwie tabletki. Połknij, a wszystko będzie dobrze.

I tak to się zaczęło. Catherine oddała dziecko za dawkę valium. A potem już poszło łatwo: kilka dni w uzdrowisku, tydzień w Paryżu, dwa tygodnie w Rzymie.

Przyszła pierwsza niania, a Catherine od tamtej pory widywała swoje dziecko kilka razy dziennie.

Abby była dobra dla Nathana. Karmiła go kleikiem z soi, który na jakiś czas uspokoił jego kapryśny żołądek. Przeczytała mu jego pierwszą bajkę, pierwsza zobaczyła jego uśmiech, na jej oczach zrobił pierwszy krok. Wieczorami Catherine słyszała ich głosy za ścianą. Abby czytała mu cichym, melodyjnym głosem, a Nathan kwilił cicho, wtulony w jej pierś.

Na przyjęciu z okazji swoich pierwszych urodzin przewrócił się. Kiedy Catherine próbowała go podnieść, rozpłakał się jeszcze bardziej i przy gościach zaczął krzyczeć, że chce do niani. Potem objął Abby i wtulił twarz w jej szyję.

Catherine zwolniła ją zaraz następnego dnia. Nathan rozpaczał przez miesiąc.

Następna po Abby była Chloe, też wybrana przez Jimmy’ego. Była drobną, apetyczną Francuzką i Catherine nawet się nie zdziwiła, kiedy przyłapała ją z Jimmym w łóżku. W końcu czego należało oczekiwać, kiedy mąż sprowadza do domu „nianię”, która, jak sama przyznała, nigdy w życiu nie zmieniała pieluch?

Od tej pory Catherine zajęła się szukaniem niań. Wybierała starsze kobiety, prawdziwe profesjonalistki, które znały swój fach i trzymały się na dystans od małego podopiecznego. Za stare dla Jimmy’ego, za dobrze wychowane, by komentować fakt, że Catherine poświęca dziecku tak mało czasu, i zbyt zadufane w sobie, by wiedzieć o tych nocach, kiedy stała w pokoju Nathana i z mocno bijącym sercem patrzyła, jak śpi.

Nathan miał już cztery lata, ale Catherine wciąż bała się, że pewnego dnia podjedzie do niego niebieski chevy: „Hej, mały. Zginął mi piesek”.

Nathan rzecz jasna mógł mieć koszmary i bez udziału obcych. Niebezpieczeństwo czyhało na niego w czterech ścianach domu.

Druga nad ranem. Powinna już spać. Wiedziała jednak, że na pewno nie zaśnie. Prasa czatowała pod domem, banda niecierpliwych sępów grzebiących w brudach. Od czasu do czasu ulicą przejeżdżały radiowozy. Policjanci sprawdzali, co się dzieje, obserwowali dziennikarzy, obserwowali ją.

Pierwsze zeznanie złożyła kilka godzin po śmierci Jimmy’ego. Była z siebie dumna, że udało jej się zachować zimną krew. „Mój mąż był wybuchowy. Pije, wpada w złość, tym razem znalazł pistolet. O co się pokłóciliśmy? Czy to ważne? Czy cokolwiek może usprawiedliwić człowieka, który grozi pistoletem swojej żonie? Tak, bałam się. Prawdę mówiąc, detektywie, myślałam, że już po mnie”.

Chcieli porozmawiać też z Nathanem. Spławiła ich. „Mój syn jest zbyt zmęczony, zbyt wstrząśnięty, zbyt chory”. Przynajmniej zyskała trochę na czasie.

Policjanci do rana siedzieli w głównej sypialni, teraz ogrodzonej żółtą taśmą. Zabrali fragmenty dywanu, odłamki szkła, pościel. Plastikowa płachta zasłaniała otwór po drzwiach balkonowych. Zimny wiatr przenikał jednak przez nią i roznosił po całym domu rozmaite zapachy.

Krwi. Moczu. Prochu. Śmierci.

Sąsiedzi uznali ją pewnie za wariatkę, skoro postanowiła tu zostać. Prasa i policja też. Może robiła krzywdę Nathanowi? A może jest nienormalna? Prawda jest taka, że nie ma dokąd pójść. Jej ojciec nie wie, co robić w takich sytuacjach, a dom teściów to jaskinia lwa.

A może prawda jest bardziej gorzka? Może Catherine po prostu nie jest gotowa, by odejść. Ten dom, ten pokój, to wszystko, co zostało po Jimmym. I choć nikt by jej nie uwierzył, a zwłaszcza teściowie, na swój sposób go kochała. Do niedawna jeszcze miała nadzieję, modliła się na tyle szczerze, na ile potrafiła, by tak się to wszystko nie skończyło.

Przeszła pod taśmą do sypialni, zimnego, upiornego, czarnobiałego pomieszczenia. Lekkie zasłony zafalowały, a plastik na otworze po drzwiach balkonowych zdawał się ciężko oddychać. Tu zapachy były silniejsze. Nieznośny odór sprawił, że wstrzymała oddech, ale jednocześnie obudziły się w niej wspomnienia.

Podeszła do łóżka, przesunęła dłonią po materacu i spojrzała na ciemne plamy krwi. Położyła się.

Przypomniała sobie, jak Jimmy zobaczył ją po raz pierwszy i błysnął tym swoim krzywym uśmiechem w środku zatłoczonego domu towarowego. „Hej, co mam zrobić, żebyś i mnie opryskała perfumami?”

Jak kochał się z nią, a potem, kiedy zauważył, że nic nie poczuła, próbował być dla niej miły. „Hej, kochanie, wiesz co? Po prostu potrzeba nam więcej treningu”.

Jak upuścił obrączkę, kiedy klękałby jej się oświadczyć. Jak chwiał się, kiedy przenosił ją przez próg. Jak obiecywał jej dziewięcioro, dziesięcioro dzieci. Jak szalał ze szczęścia, gdy zaszła w ciążę. Jak obsypywał ją brylantami i perłami. Jak rzucał się z nią w wir zakupów i wykupywał pół miasta.

Jak sypiał z pokojówką, nianią, jej przyjaciółkami. Jak poszedł do baru, kiedy pierwszy raz zawiozła Nathana na pogotowie. Jak wybił pięścią dziurę w ścianie, kiedy ośmieliła się powiedzieć, że nie powinien tyle pić. Jak uderzył ją w żebra, kiedy ośmieliła się powiedzieć, że Nathan może być chory.

I jak pół roku temu znalazł listy od jej kochanka. Wszedł do sypialni o czwartej nad ranem. Przewrócił ją na brzuch, przygniótł do materaca, a potem zgwałcił od tyłu.

– Może od początku powinienem był tak robić – powiedział po wszystkim. – Może wtedy byś coś czuła.

Kilka godzin później już siedzieli naprzeciw siebie przy stole w kuchni i gawędzili o pogodzie.

Skuliła się na materacu. Położyła dłoń na pustym miejscu, gdzie kiedyś leżał jej mąż. I przypomniała sobie jego minę, kiedy kula trafiła w czułe miejsce za uchem, tuż przed tym, jak roztrzaskała mu skroń – uroda, urok zniknęły bez śladu, pozostał tylko niemy wyrzut w oczach.

Była ciekawa, co było dla niego większym rozczarowaniem – to, że miał zaraz umrzeć, czy że nie zdołał przedtem jej zabić?

Nagle w pokoju Nathana rozległ się rumor. Prudence zawołała ją i Catherine wybiegła na korytarz, zaskoczona, że policzki ma mokre od łez.

Szpital. Pospiesznie wydawane i wykonywane polecenia. Jedno ukłucie i pielęgniarka pobrała krew. Drugie i kroplówka została podłączona. Trzecie i Nathanowi założono cewnik.

Mały Nathan wije się na środku szpitalnego łóżka. Rzuca się, próbuje usiąść. Jego policzki są rozpalone, pot ścieka po rękach i nogach. Ma wydęty brzuch i zapadniętą pierś, z trudem chwyta powietrze.

Stażysta zgłosił: