Bobby przewrócił kartkę w notesie.
– Czy to nie dziwne, że czterolatek w ciągu roku łamie sobie dwie kości?
– W przypadku Nathana nie,
– Jak to?
– Ma hipofosfatemię, niskie stężenie fosforanów w krwi. W połączeniu z krzywicą powoduje to, że kości są niezwykle kruche i podatne na złamania. Aha, i łatwo robią mu się siniaki.
Bobby podniósł głowę.
– Dlaczego pan to mówi?
– Przecież po to pan przyszedł, prawda? By dowiedzieć się, czy Nathan był maltretowany. I upewnić się, że zabił pan właściwą osobę. – Doktor Rocco dodał cicho: – Nawiasem mówiąc, uważam, że wycelował pan doskonale.
Bobby odłożył długopis. Nie spodziewał się, że rozmowa tak nagle zejdzie na ten temat. Wyglądało na to, że wszyscy wszystko o nim wiedzą. Strasznie go to wkurzyło.
– Uważa pan, że Nathan był maltretowany? – spytał przez zaciśnięte usta.
– Dziecko można skrzywdzić na wiele sposobów.
– Czy ktoś połamał Nathanowi kości?
– Nie. Kości połamała mu krzywica. Dowodzą tego zdjęcia rentgenowskie.
Bobby zasępił się i wziął długopis. Diagnoza doktora Rocco nie spodobała mu się. Był coraz bardziej zbity z tropu.
– No to co się dzieje z tym dzieckiem? Skąd biorą się te wszystkie problemy?
– Nie wiem.
– Jak to, pan nie wie?
– W gruncie rzeczy do tego sprowadza się diagnoza braku prawidłowego rozwoju. Nie wiemy, co się tak naprawdę dzieje. Nie możemy znaleźć przyczyny, więc uciekamy się do ogólników.
– No ale chyba ma pan jakieś przypuszczenia?
– Oczywiście. Zrobiliśmy badania krwi, poziomu ołowiu, analizę moczu i elektrolitów. Wykluczyliśmy cukrzycę, refluks, zaburzenia trawienia i mukowiscydozę. Jeden z najlepszych endokrynologów w kraju zbadał Nathana pod kątem chorób tarczycy, zaburzeń przemiany materii i braku równowagi hormonalnej. Nefrolog zbadał mu nerki, przeprowadził dodatkowe analizy poziomu elektrolitów i potwierdził, że chłopiec nie ma ani cukrzycy, ani anemii. Ja też dokładnie badałem Nathana i posyłałem go do najlepszych specjalistów. I do tej pory nie umiem postawić diagnozy. Z punktu widzenia medycyny, Nathanowi Gagnonowi w gruncie rzeczy nic nie jest poza tym, że jest bardzo, bardzo chory.
Bobby zaczynał mieć dosyć tej rozmowy. Wziął długopis, obrócił go w palcach, odłożył i znów podniósł.
– Nie lubił pan Jimmy’ego Gagnona – powiedział w końcu.
– Ani razu go nie spotkałem. Ani razu?
– Tak. Nathan był u mnie dwa, trzy razy w miesiącu. Przez ostatnie pół roku cztery razy trafiał na pogotowie. A Jimmy’ego Gagnona nie widziałem ani razu. To powinno dać panu do myślenia.
Bobby przyjrzał się przystojnemu lekarzowi.
– Od kiedy sypia pan z Catherine?
Doktor Rocco nawet nie był zaskoczony.
– Zasługiwała na kogoś lepszego niż Jimmy – powiedział spokojnie. – Zaniedbywał ją?
– Gorzej. – Lekarz nachylił się ku niemu z napiętą twarzą. – Zadaje pan niewłaściwe pytania. Nathanowi łatwo robią się sińce, ale Catherine nie.
– Bił ją?
– Sam widziałem siniaki.
– Podbite oczy?
– Aż tak głupi nie był. Nie bił jej w odsłonięte miejsca. Chodziłem do szkoły z takimi jak on. Takimi, co to tłuką dziewczyny, by pokazać, jacy są twardzi.
– Mógł pan to zgłosić na policji.
– Tak? Żeby jakiś policjant patrzył na mnie tak, jak teraz pan? Nawet gdybym z nią nie sypiał, wystarczyłoby, żebym miał na to ochotę, by żaden z was nie potraktował mnie poważnie.
– A nie mógł pan rozmówić się z Jimmym?
– Myślałem o tym.
– I…?
– Któregoś dnia do nich poszedłem. Kiedy wiedziałem, że Catherine i Nathana nie będzie w domu. Zapukałem, ale nikt nie otworzył.
– I więcej się pan tam nie zjawił? Facet bije kobietę, którą pan kocha, więc idzie pan do pustego domu i to panu wystarcza? – Bobby spojrzał na niego spode łba.
– A co miałem zrobić? – powiedział doktor Rocco przez zaciśnięte zęby. – Pogrozić mu bronią?
To była złośliwa aluzja. Bobby tylko wzruszył ramionami i powiedział szczerze:
– Ja bym tak zrobił.
Doktor Rocco poczerwieniał. Odchylił się, założył ramiona na piersi i wbił wzrok w podłogę.
– Powiedziałem jej, żeby go rzuciła – wykrztusił wreszcie.
– I pan by się nią zaopiekował? – Bobby spojrzał znacząco na jego lewą dłoń, na której połyskiwała złota obrączka. I tym razem doktor Rocco się nie speszył.
– Byłby to dla mnie zaszczyt.
– Ale nie zrobiła tego.
– Powiedziała, że nie wiem, co mówię. Że jeśli odejdzie, Jimmy zniszczy ją i wszystkich, którzy spróbują jej pomóc. Że to będzie koniec mojej kariery.
– I uwierzył jej pan?
– Nie. Tak. Nie wiem. Nie znałem Jimmy’ego Gagnona osobiście, pamięta pan? Tylko z opowieści. Ale pół roku temu Jimmy dowiedział się o naszym… związku. Znalazł listy, które pisałem do Catherine, tylko po to, by dodać jej otuchy, a ona chyba nie miała serca ich spalić. Było jej ciężko.
Bobby milczał.
– Następnego dnia zjawił się u mnie prywatny detektyw i zaczął wypytywać o Nathana. Miał pisemne oświadczenie, w którym Jimmy żądał wydania akt medycznych syna. Po dziesięciu minutach zrozumiałem, do czego zmierza. Chciał wybadać, czy przyczyną złego stanu zdrowia Nathana może być głodzenie lub inna forma maltretowania. Krótko mówiąc, sugerował, że winna choroby chłopca jest Catherine, że głodzi syna na śmierć.
– A to możliwe?
– Nie sądzę.
– Nie sądzi pan? – Bobby uniósł brwi. – Dopiero co pan mówił, że chłopak cierpi na jakąś trudną do zdiagnozowania chorobę. A teraz sugeruje pan, że matka jednak może być wszystkiemu winna?
– Wie pan, bez poznania przyczyn stanu Nathana, z medycznego punktu widzenia niczego nie mogę wykluczyć. Owszem, któreś z rodziców może go głodzić, podtruwać czy zniechęcać do jedzenia. Jako lekarz pytałem o to Catherine, Nathana i jego nianie. Wszyscy zgodnie twierdzili, że chłopiec zawsze był regularnie karmiony. Ale ja jestem tylko lekarzem. Po pracy wracam do swojego domu, a Nathan do swojego.
– A więc ktoś może się nad nim znęcać?
– To możliwe – powiedział doktor Rocco wyraźnie zniecierpliwiony – ale raczej mało prawdopodobne. I to właśnie powiedziałem temu detektywowi. W każdym razie to bez znaczenia. Przestałem spotykać się z Catherine, ona pogodziła się z Jimmym i nikt nie miał więcej pytań. O to właśnie chodziło. Jimmy chciał zademonstrować, że ma władzę. Gdyby Catherine go opuściła, trafiłaby za kratki i więcej nie zobaczyła syna. Catherine to mądra kobieta. Postąpiła tak, jak musiała postąpić. A między nami mówiąc, nie wiem, co jeszcze Jimmy jej zrobił, ale kiedy przyszła tu, by ze mną zerwać, ledwo stała na nogach. Takim właśnie człowiekiem był Jimmy Gagnon. Tak więc powiedziałem to raz i powiem znowu: z mojego punktu widzenia, panie Dodge, wycelował pan doskonale.
Bobby zmrużył oczy.
– Myśli pan, że po śmierci Jimmy’ego Nathan nagle wyzdrowieje jak za dotknięciem różdżki?
– Nie wiem. I szczerze mówiąc, to już nie moja sprawa. Dziś rano oficjalnie przestałem być lekarzem Nathana. Skierowałem go do doktora Iorfina na polecenie doktora Gerritsena, ordynatora oddziału pediatrycznego.
– Został pan zwolniony z opieki nad Nathanem? – spytał Bobby zaskoczony. – Przez swojego szefa?