Выбрать главу

Zwycięstwo było wielkie, ale wywołało wzburzenie wśród Polaków. Od października roty nie dostawały żołdu. Póki oblegano Nowogród, nie było skwierków i narzekań. Teraz gdy towarzysze polscy zostali bez wierzchowców, moderunku, czeladzi i zapasów, a jednocześnie poczuli się zwycięzcami, sprawa zrobiła się gardłowa, jak uwiedzenie wojewodzianki. W carskiej szkatule od dawien dawna świeciło dno, a głosy Lachów stawały się coraz natarczywsze, coraz głośniej dało się słyszeć pobrzękiwania szabelką.

Dymitr przekonał się o tym następnego dnia, gdy w czasie uczty namawiał husarzy i petyhorców na szturmowanie Nowogrodu. Polacy wszak nie zwykli owijać rzeczy w bawełnę jak Moskale, korzyć się ani padać przed carskim majestatem. Stanowczo zażądali żołdu, a kiedy urażony Dymitr odjechał, poczęli naradzać się z krzykiem i połajankami, które doszły aż do carskich kwater.

Zaniepokojony Dymitr wysłał Buczyńskiego uzbrojonego na razie w obietnice i kwiecistą mowę. Niestety, nawet pokrętne sztuczki mistrza Machiavellego nie mogły zmiękczyć sumienia przedstawicieli narodu, który w kwestii kadzenia możnym i padania na kolana był wyjątkowo mało polityczny. W Polsce wszak wystarczała czasem beczka wina i pięciu warchołów, by wybuchł rokosz lub konfederacja.

Panowie towarzystwo zatem, z typowo polskim brakiem wyczucia i taktu, w prostych żołnierskich słowach podsumowali miłosne perypetie matki i babek pana Buczyńskiego, poświęcając także wiele uwagi i miejsca kwestii ich rzekomej sodomii z chłopami, kozami i baranami.

A potem wysłali go do diabła, zapowiadając, aby nie wracał bez pieniędzy. Bo skoro wygrali bitwę i rozgromili wojska Godunowa, nie będą czekać na zasługi dłużej niż do Trzech Króli.

Dymitr wiedział, że nie są to czcze pogróżki. Czym prędzej zwołał tajną radę wojskową, na której odmalował groźbę, jaka zawisła nad całym obozem. A tak poza tym nie wiedział, co robić. Czy iść za Mścisławskim, którego armia uchodziła w panice drogami i duktami na Starodub, czy też oblegać Nowogród osłabiony odejściem Basmanowa? A może w ogóle odstąpić i skierować się pod Briańsk albo Rylsk?

— Ja pieniędzy nie mam! — rzekł rozpaczliwie Mniszech zapytany przez pułkowników, czy wojewodzińska szkatuła nie brzęczy przypadkiem grosiwem. — Zrujnowany jestem ze szczętem, poszły pod zastaw wioski i dwory. Mój kredyt rozdarty i próżno nad nim lamentować. Nie zrośnie się cudownie jak członki świętego Stanisława.

— Pieniądze są, ale w Nowogrodzie — rzekł Dymitr. — Jak mogę skłonić wojsko, aby wreszcie wzięło szturmem ten parszywy kurnik?

— Wojsko już pokazało, na co go stać w polu — mruknął Dworycki. — Póki co pobili Mścisławskiego na głowę, więc słusznie domagają się zadośćuczynienia za straty i rany.

— To buntownicy! — zakrzyknął zapalczywie Mniszech. — Wszyscy mój chleb jedli, a teraz chcą gwiazdy z nieba! Ja ich bym karał mieczem, o ile nie poczekają do Kwietnej Niedzieli! Nie dam im nic!

— Bez Polaków sprawa Waszej Carskiej Mości nie będzie warta funta kłaków, jako że na Moskalach nie można polegać! Dziś są w naszym obozie, jutro będą bić pokłony carowi Borysowi!

— Przysięgaliśmy Jego Carskomu Wieliczestwu, batiuszce naszemu! — zagrzmiał Rubec-Massalski. — Wasza mość wystawiasz na szwank dobre imię rabów bożych, których jedyną wolą jest służyć prawowitemu naslednikowi na carskim tronie!

— Godunowowi też przysięgaliście! — zagrzmiał Borsza. — Jakże mamy wam wierzyć?

— Nieprawemu carowi można przysięgać tak jakby samemu diabłu!

— Nie chcecie, Lachy, służyć naszej sprawie — zawtórował mu Chruszczew — to idźcie, bez was weźmiemy Moskwę.

— Ba, pewnie też Bakczysaraj i Konstantynopol! Nie wspominając o Kitaju.

— Milczcie, panowie Litwa!

— Cisza! Spokój! — przywołał ich do porządku Buczyński. — Mam sposób, aby pogodzić wszystkich i zatrzymać nasze chorągwie w obozie. Sposób, a raczej fortel!

— Mów, Janie!

— Zapłaćmy żołd jednej rocie. Jeśli ona zostanie przy nas, wszystkie pozostałe nie będą takie prędkie do odejścia.

— Której rocie?

— Chorągwi pana Fredry. Tam jest najwięcej buntowników i warchołów.

— Jeśli damy im pieniądze, inni pomyślą, że im głośniej trzaskają szablami, tym szerzej odmykają się wrota carskiej kaźni.

— Zapłacimy im w tajemnicy, pod przysięgą, aby nie wygadali nikomu. Jeśli najwięksi buntownicy nagle ogłoszą, że zostają, bo wierzą w carskie słowo, inni pójdą po rozum do głowy i także nie opuszczą szeregów.

Dymitr milczał przez chwilę.

— Dobrze. Zapłacimy im. I obyś się nie mylił, Janie Piotrowiczu.

Buczyński nie mylił się istotnie. Kłopot w tym, że nie wziął pod uwagę, iż w polskim narodzie zawsze znajdzie się jakaś czarna owca, odszczepiec albo co gorsza, kamień, który dostanie się między tryby i popsuje całą puszczoną w ruch machinę. Kamieniem tym okazał się pan Świrski.

Die 3 ianuarii/24 decembris

Obóz wojsk carewicza Dymitra

Godzina druga w południe

Kości zagrzechotały w kubkach, stuknęły, kiedy postawili naczynia na stole, przybili dnem do góry.

— Sprawdzajcie.

Świrski odsłaniał kości powoli, filował, uchylając krawędzi kubka. A kiedy odsłonił jedynkę i piątkę, uśmiech wykrzywił jego zarośniętą, zasuszoną gębę.

— Fortunać prawdziwie radzi, że cię Bóg sam poprowadzi na tę drogę przyszłą twoją! Gdzieś obrócił już myśl swoją…

Przybyłowski jednym ruchem zdjął kubek, pod którym ukazała się szóstka i trójka.

Świrski zaklął. Popchnął w stronę Mikołaja garść talarów.

— Nie puszczaj się w drogę, bracie, bo to będzie ku twej stracie! — rzekł. I zaraz sięgnął do kalety, po kolejne złote serca Mamony.

— Coś widzę, że pan Świrski dzisiaj przy pieniądzu — uśmiechnął się imć Budziakowski, towarzysz chorągwi petyhorskiej Dworyckiego, robiąc zarazem dobrą minę do złej gry. — A i ja wchodzę! — Rzucił na stół garść dukatów. — Z moskiewskich kołpaków zerwane! Bo oni węgierskie pieniądze wieszają na czapkach.