Выбрать главу

— Raoul! — wrzasnął Gaeta. — Raoul Tavalera! Jesteś tam? Żyjesz?

— Tutaj… jestem — mówił z trudem. — Ale już niedługo…

— Trzymaj się, chłopie — rzucił Gaeta. Zbiornik z paliwem wypełniał większość jego pola widzenia, olbrzymia metalowa kula pędząca mu na spotkanie. — Twój skafander pewnie uszczelnił się sam, może też zatamował krwawienie.

Cisza.

— W co się zraniłeś, chłopie? — spytał Gaeta zwalniając i przygotowując się do spotkania z potężną kulą.

— W nogę…

— A, to nic poważnego. Wyjdziesz z tego.

— Hej, Gaeta, czy jak ci tam — wtrącił szef załogi. — Zbieram swoich ludzi, żeby nabrali powietrza i wysyłam jeszcze parę skoczków, będziemy łapać ten zbiornik.

— A Tavalera? — warknęła kobieta.

Gaeta dryfował nad krzywizną zbiornika, szukając rannego.

— Widzę go! — zawołał. — Zajmę się nim.

Tavalera unosił się parę metrów nad powierzchnią zbiornika, przypięty liną. Gaeta dostrzegł na jego lewej nodze trzy wypalone ślady. Sztywny skafander poza tym wyglądał na nieuszkodzony. Mankiet awaryjny na pewno uszczelnił nogę tak, jak powinien.

Gaeta odczepił linę Tavalery i przypiął ją do swojego skafandra. Następnie ruszył w stronę śluzy trzymając w ramionach rannego astronautę.

— Żyjesz, chłopie? — spytał Tavalery, postukując w szybkę hełmu.

Tavalera otworzył oczy.

— Kto ty, u licha, jesteś? — spytał półprzytomny.

— Twój anioł stróż, chłopie. Twój pieprzony anioł stróż.

Holly obserwowała całą akcję na przenośnym monitorze Fritza. Stojąc wraz z innymi technikami dostrzegła Gaetę wlatującego z powrotem do śluzy, z rannym astronautą w potężnych ramionach opancerzonego skafandra.

Uratował go, pomyślała Holly, czując, jak jej bije serce. Ocalił mu życie.

Technicy uruchomili śluzę, a Holly podbiegła do ściennego telefonu przy wewnętrznym luku i wezwała służby medyczne. Na twarzy lekarza odmalowało się zaskoczenie, co było widać nawet na miniaturowym ekranie ściennego telefonu, ale dyżurny obiecał przysłać ekipę do śluzy za pięć minut.

Wewnętrzny luk stanął otworem i wtoczył się Gaeta, nadal trzymając rannego mężczyznę w skafandrze.

— Zarejestrowałeś wszystko? — rozległ się potężny, spotęgowany przez wzmacniacz głos Gaety. — Włączyłeś wszystkie kamery?

— Tak, tak — odparł Fritz, nieco zirytowany. — Nie bój się, będziesz we wszystkich wiadomościach.

Na korytarz śluzy wpadli lekarze w białych fartuchach; za nimi jechały automatyczne nosze i wózek ratowniczy. Szybko zdjęli rannemu hełm, nałożyli mu na twarz maskę z tlenem, zsunęli skafander z górnej części ciała i wbili strzykawkę w ramię. Potem szybko zabrali go do izby chorych w wiosce.

Holly zwróciła się do Gaety, który jeszcze nie wyszedł ze skafandra.

— Ocaliłeś mu życie — rzekła, podnosząc wzrok. Przez ciemną szybkę hełmu prawie nie widziała jego twarzy.

— Poprawił nasz wizerunek w mediach — wtrącił ostro Fritz.

— Zaryzykował własnym życiem i uratował człowieka, który był w niebezpieczeństwie.

Wzdychając z irytacją, Fritz rzekł:

— Tak, zaryzykował własnym życiem, ale również skafandrem, który jest wart kilkaset milionów. — Spojrzał na Gaetę i dodał: — Zawsze możemy znaleźć kolejnego śmiałka, ale zbudowanie nowego skafandra nie byłoby już tak łatwe. Ani tanie.

Gaeta zaśmiał się; jego śmiech odbił się echem po metalowych ścianach korytarza jak grzmot.

— Daj spokój, Fritz, wracajmy do warsztatu i pomóż mi wy plątać się z tej puszki.

Holly maszerowała przy Gaecie, nadal trzymając w dłoni pojemnik z chili. Uprzytomniła sobie, że pewnie jest zimne jak lód. Gaeta kroczył korytarzem jak ociężały robot w kiepskim filmie, z Fritzem u boku. Technicy trzymali się za nimi.

Wreszcie dotarli do warsztatu i technicy otworzyli klapę z tyłu skafandra. Gaeta wypełzł, wyprostował się i leniwie wyciągnął ręce nad głową. Holly usłyszała, jak trzasnęły mu kręgi.

— Do licha, jak przyjemnie — oświadczył z uśmiechem.

Podeszła bliżej i zobaczyła, że ubranie ma mokre od potu.

Śmierdział jak stare skarpety. Gaeta zauważył jej wahanie.

— Pewnie powinienem skoczyć pod prysznic, nie?

Fritz był nadal nieszczęśliwy.

— Nie planowaliśmy lotu w przestrzeń. Nie powinieneś był tego robić. A gdyby napęd zawiódł? Nie przetestowaliśmy go jeszcze jak trzeba.

Gaeta wyszczerzył zęby.

— Fritz, wszystko działa bezbłędnie. Nie bądź taki ponury fregado. Przecież nie mogłem go tam zostawić, zginąłby.

— A jednak nie miałeś prawa…

— Daj spokój, Fritz. Już po wszystkim, nic się nie stało twojemu cennemu skafandrowi. Poczekaj chwilę, mała — zwrócił się do Holly. — Muszę się pozbyć tych ciuchów i wziąć prysznic.

Wolnym krokiem udał się do łazienki przy warsztacie, pogwizdując coś po cichu. Holly patrzyła, jak technicy tłoczą się wokół skafandra, sprawdzają wszystkie układy i zamykają je jeden po drugim.

Gaeta wrócił, z mokrymi i zaczesanymi do tyłu włosami, w czystym kombinezonie.

— Dokąd idziemy jeść? — spytał. — Umieram z głodu.

Fritz spojrzał na zegarek.

— Wszystkie restauracje są już teraz zamknięte. Będziemy musieli zjeść w domu.

Holly podniosła plastikowy pojemnik.

— Mam trochę chili, ale trzeba je odgrzać.

— Chili! Świetnie! — ucieszył się Gaeta.

Holly spojrzała na Fritza i pozostałych techników.

— Ale dla wszystkich nie starczy.

Gaeta ujął ją za rękę i poprowadził w stronę drzwi laboratorium.

— Dla dwóch osób starczy, nie? Ta banda dziwaków sama zrobi sobie jakąś kolację.

Holly pozwoliła zaprowadzić się na korytarz i nie obejrzała się na pozostałych. Malcolm będzie musiał to zauważyć, kołatało jej się po głowie.

Charles Nicholas był pulchnym, pozbawionym podbródka człowieczkiem, który nauczył się ubierać tak, że nawet w zwykłej sportowej koszuli i wygodnych spodniach wyglądał elegancko. Jako starszy pracownik na dyżurze w dziale łączności oglądał wyczyn Gaety z fascynacją.

Jego asystentka, Elinor, była przez przypadek jego żoną. Była nieco wyższa od niego, o wiele chudsza, i nosiła się jeszcze lepiej od niego. Zawsze próbowali pracować razem na jednej zmianie. Spędzali ze sobą większość czasu podczas dnia i oczywiście spali w jednym łóżku. Kiedy jednak Charles komentował z entuzjazmem sukces akcji ratunkowej Gaety, Elinor wyrażała pewne wątpliwości.

— Mogli to wszystko wyreżyserować — powiedziała mężowi piskliwym, dziwnie seksownym głosem.

Charles odtworzył nagranie ponownie.

— Wyreżyserować? Jak? To był wypadek. Ten dzieciak mógł zginąć.

— Mogli to wszystko zorganizować całe tygodnie temu. Robią sobie dobrą prasę.

— Przecież oglądaliśmy tylko my i ludzie, którzy byli akurat w próżni.

— Ale mają to wszystko nagrane, prawda? Wyślą to sieciom informacyjnym, na Ziemię.

Charles potrząsnął głową.

— Będą musieli uzyskać na to pozwolenie. Vyborg będzie musiał się zgodzić, on odpowiada za kontakty z dziennikarzami.

— Zgodzi się — rzekła Elinor. — Wystarczy, że poproszą. On lubi rozgłos.

— Profesor Wilmot nie.