— Nie — odparła. — Kiedy są nieaktywne, to już koniec. Zostają zniszczone fizycznie.
Urbain wyprostował się powoli.
— Jak pan widzi, potrafimy sobie poradzić z dekontaminacją skafandra.
— Nie tylko skafandra — rzekł Urbain, patrząc na nią, jakby jej nie widział. — Tego procesu można używać przy odkażaniu innego sprzętu, który wyślemy na powierzchnię Tytana.
— Oczywiście — przytaknęła Cardenas.
Po raz pierwszy od chwili wkroczenia do laboratorium Urbain uśmiechnął się.
273 DNI DO WEJŚCIA NA ORBITĘ SATURNA
— Ten cały Berkowitz musi odejść! — upierał się Eberly. Wilmot opadł na swój wygodny fotel stojący przy biurku, zaskoczony gwałtownością żądania szefa działu zasobów ludzkich.
— A co daje panu prawo wtrącania się w pracę działu łączności? — spytał cicho.
Eberly był mocno rozgorączkowany. Vyborg wywierał na niego naciski od wielu tygodni, grożąc, że zacznie działać na własną rękę, jeśli Eberly nie będzie chciał czy mógł pozbyć się Berkowitza. Vyborg chciał zostać szefem działu łączności, jego resztki cierpliwości właśnie się wyczerpały.
— Albo go usuniesz, albo sam go zlikwiduję — zagroził ponury człowieczek. — Za parę miesięcy wejdziemy na orbitę Saturna i chcę, żeby Berkowitz znikł wcześniej. O wiele wcześniej!
Eberly wiedział, że to próba jego władzy. Vyborg nigdy nie stawiałby mu warunków w ten sposób, gdyby nie wiedział, że Eberly specjalnie zwleka. A teraz, pomyślał Malcolm, jeśli nie dostarczę mu głowy Berkowitza, Vyborg przestanie we mnie wierzyć i przestanie spełniać moje polecenia. Czy mi się to podoba, czy nie, będę musiał stawić czoło Wilmotowi.
Morgenthau nie znalazła niczego, co mógłby użyć przeciwko Wilmotowi. Choć przysięgała, że spędza pracowicie noce na szperaniu w jego rozmowach telefonicznych i archiwach, jak dotąd nie znalazła niczego użytecznego.
Mogę to zrobić bez jej pomocy, powiedział sobie w duchu Eberly, gdy umawiał się na spotkanie z głównym administratorem. Człowiek potrafi zrobić wszystko, jeśli tylko ma niezłomną wolę sukcesu.
Teraz jednak siedział przed biurkiem Wilmota, który chłodno mierzył go swoimi stalowoszarymi oczami.
— W końcu — rzekł Wilmot — pana stanowisko jako szefa działu zasobów ludzkich nie daje panu prawa wtrącania się w pracę innych działów, nieprawdaż?
— To nie jest wtrącanie się — warknął Eberly. — To sprawa wyższej konieczności.
Ten facet osiągnął duży sukces w związku z konkursem na nazwy i tym całym głosowaniem, pomyślał Wilmot. Wiec w parku był ważnym wydarzeniem. Sukces uderzył mu do głowy. Myśli, że rządzi już wszystkimi działami. Wydaje mu się, że może zastąpić mnie na stanowisku administrującego habitatem. Cóż, mój chłopcze, pokażemy ci, jak bardzo się mylisz.
— Wyższej konieczności? — spytał spokojnie i rzeczowo. — To znaczy?
— Berkowitz jest niekompetentny. Obaj to wiemy.
— Czyżby? Myślałem, że dział łączności funkcjonuje raczej sprawnie.
— Bo doktor Vyborg wykonuje całą pracę — rzekł Eberly.
— Vyborg. Ta mała gadzina.
Eberly stłumił w sobie pełną złości odpowiedź. On próbuje mnie celowo sprowokować, pomyślał. Staruszek chce mnie rozzłościć, żebym popełnił jakiś błąd.
Wziął głęboki oddech, po czym rzekł, już spokojnie:
— Vyborg to bardzo zdolny pracownik. W rzeczywistości to on prowadzi dział łączności, a Berkowitz siedzi na laurach i nic nie robi.
Podobnie jak pani Morgenthau w pańskim dziale, jak sądzę — uśmiechnął się Wilmot.
Eberly odwzajemnił uśmiech. Nie wyprowadzisz mnie z równowagi, pomyślał. Nie zamierzam wpaść w twoją pułapkę.
— Vyborg jest ambitny — rzekł głośno. — Przyszedł do mnie z prośbą o pomoc. Czuje się sfrustrowany i niedoceniany.
— Dlaczego nie przyszedł do mnie? Pan i tak nie może mu pomóc.
— Zgodziłem się, że porozmawiam z panem o całej sytuacji — rzekł Eberly. — Vyborg nie chce naruszać drogi służbowej i rozmawiać bezpośrednio z panem. Boi się, że Berkowitz wykorzysta to przeciwko niemu.
— Naprawdę?
— Berkowitz to pasożyt i obaj o tym wiemy. Vyborg odwala całą robotę.
— Dopóki dział łączności funkcjonuje sprawnie, nie mam powodu, żeby odwołać Berkowitza ze stanowiska. Ta rozmowa dotyczy w gruncie rzeczy jego metod zarządzania. Być może dla podwładnych wygląda, jakby nic nie robił, ale dopóki w dziale jest wszystko OK uważam, że dobrze wykonuje swoją pracę. Takie jest moje zdanie.
Eberly rozsiadł się wygodnie i intensywnie myślał. To test, uświadomił sobie. Wilmot mnie sprawdza. Bawi się ze mną. Co mam mu powiedzieć? Jak zmusić go do tego, żeby zrobił co chcę?
Wilmot tymczasem przyglądał się uważnie twarzy Eberly’ego. Dlaczego on się tak przejmuje działem łączności? Czy ma jakiś osobisty zatarg z Berkowitzem? Czy jakąś umowę z Vyborgiem? Szkoda, że starego Diega Romero już z nami nie ma, kiedy żył, udawało mu się zmusić do współpracy różne frakcje tego działu.
Eberly w końcu uciekł się do kolejnej sztuczki.
— Jeśli uważa pan, że Berkowitza nie da się usunąć, to może należy go awansować?
Wilmot uniósł brwi.
— Awansować?
Eberly pochylił się w fotelu i oświadczył.
— Wygląda na to, że ten cały Gaeta w końcu dostanie pozwolenie na zejście na powierzchnię Saturna.
— Ten kaskader?
— Tak. Doktor Cardenas przekonała Urbaina, że jest w stanie wysterylizować jego skafander tak, że człowiek może zejść na Tytana nie czyniąc szkody egzystującym tam formom życia.
— Urbain nic mi na ten temat nie mówił — rzekł ostrym tonem Wilmot.
Eberly powstrzymał triumfalny uśmieszek. Siedzisz w swoim biurze i uważasz, że wszyscy powinni wokół ciebie latać, ironizował w duchu. Prawdziwe życie habitatu toczy się wokół ciebie, a ty prawie nic o nim nie wiesz.
— Jest pan pewien, że Urbain zgodził się… na ten wyczyn? — spytał Wilmot.
— Zgoda nie jest jeszcze oficjalna, ale Cardenas udało się z nim jakoś dogadać.
Wilmot skinął głową.
— Urbain powiadomi mnie, kiedy podejmie ostateczną decyzję.
— Dlaczego nie zaproponuje pan Berkowitzowi dołączenie do zespołu Gaety, w roli menedżera od PR w pełnym wymiarze godzin?
— Ach. Rozumiem.
— Berkowitzowi by się to spodobało — wyjaśnił Eberly.
— A kiedy on oddawałby się nowemu zajęciu, pana kumpel mógłby zarządzać działem łączności.
— Można mu zaproponować stanowisko dyrektora zarządzającego — rzekł Eberly.
— Bardzo ładnie. A co będzie, jak Gaeta wykona już swój kaskaderski numer i wróci na Ziemię?
Eberly wzruszył ramionami.
— Ten most przejdziemy, kiedy nadejdzie na to czas.
W duchu dodał jednak: zanim Gaeta wykona swój numer, zdąży wejść w życie nowa konstytucja, a przywódcą w tym habitacie będę ja. Berkowitz, Vyborg — a nawet ty, staruszku — będziecie musieli nagiąć się do moich życzeń.
Po wyjściu z gabinetu Wilmota cała satysfakcja gdzieś się ulotniła. On się ze mną bawił, zrozumiał Eberly, jak kot z myszą. Jak lalkarz pociągający za sznurki. Pozwoli mi zrobić z Berkowitzem, co chcę, bo i tak miał taki zamiar; po prostu siedział i czekał, aż zobaczy, jak zatańczę. Berkowitz nic dla niego nie znaczy. To wszystko jest grą.
Muszę zdobyć nad nim jakąś kontrolę, powiedział sobie Eberly. Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby nagiąć wysoko postawionego i potężnego profesora Wilmota do mojej woli. Żeby tańczył, jak mu zagram.