Profesor Wilmot kołysał się lekko w swoim fotelu i dyktował raport do Atlanty.
— Bardzo interesujące jest obserwowanie motywacji tych ludzi. Eberly’ego motywuje raczej nie tyle władza, co pochlebstwa, a przynajmniej tak mi się wydaje. On lubi otaczać się wielbicielami. Nie jestem pewien, o co chodzi Vyborgowi; nie udało mi się zebrać sił na tyle, żeby się do niego zbliżyć. Berkowitz jest zadowolony, że pozbył się obowiązków związanych z prowadzeniem działu łączności. Teraz zostanie znów aktywnym dziennikarzem. Rozumiem, że pojawiły się jakieś tarcia między nim a zespołem technicznym Gaety, ale to całkowicie zrozumiałe i wygląda na naturalne.
— Sam Gaeta jest fascynujący, na swój sposób. On rzeczywiście chce nadstawiać karku i w swoich kaskaderskich wyczynach to robi. Ma przy tym zabawę. Pewnie, dzięki temu ma sławę i pieniądze, ale sądzę, że i tak by to robił, dla samego zastrzyku adrenaliny, jaki mu to daje. W dziwny sposób przypomina naukowców, tylko że naukowcy doznają dreszczy na myśl o tym, że mogą być odkrywcami nowego zjawiska, zaś jemu przyjemność sprawia dreszcz prymitywnego podniecenia, że jest najważniejszy na scenie.
205 DNI DO WEJŚCIA NA ORBITĘ SATURNA
Holly spędzała kolejne noce w swoim mieszkaniu, sama, ściągając z Ziemi programy o medycynie sądowej. Przypominała sobie, w jakiej pozycji leżało poskręcane ciało Don Diega, kiedy znalazła je w wodzie kanału irygacyjnego. Przypominała sobie każdy szczegół raportu medycznego: żadnego zawału serca, żadnego udaru, nic niezwykłego poza otarciami u nasady dłoni i wypełnionymi wodą płucami.
Co mogło się stać z jego dłońmi? Chyba otarł je o betonową powierzchnię przepustu. Następnie próbowała wyjaśnić, dlaczego jego ręce były poranione. W końcu doszła do wniosku, że próbował unieść głowę nad wodę, odpychając się tak mocno rękami, że aż zdarł sobie skórę na rękach.
A dlaczego tak walczył, dlaczego nie mógł unieść głowy nad wodę? Bo ktoś lub coś przytrzymywało mu głowę. Ktoś go utopił. Zamordował.
Nie ufając nawet swej doskonałej pamięci, Holly otworzyła znów raport medyczny i czytała go przez kilka nocy z rzędu. Żadnych śladów przemocy. Tylko otarcia na dłoniach.
To nie było wiele. Holly z uporem jednak badała tę jedną poszlakę. Uważała, że to cenna poszlaka. Była przekonana, że Don Diego został zamordowany.
Dlaczego? Przez kogo?
Zamknęła oczy i po raz kolejny wyobraziła sobie miejsce, gdzie znalazła ciało staruszka. Żadnych śladów walki. Nic nie zaburzało schludności umocnienia kanału, które opadało do tego miejsca z betonem na dnie, z wyjątkiem odcisków stóp w pyle. A właściwie odcisków butów.
Profesor Wilmot także spędzał wieczory jak zwykle, oglądając filmy. Wszystko, co związane z habitatem, popadało w zapomnienie, gdy siedział w ulubionym fotelu, obracając w dłoni szklaneczkę whisky, oglądając filmy ze swojej kolekcji, w których występowały poddawane torturom nagie kobiety. Czasem, kiedy scena była wyjątkowo odrażająca, czuł coś w rodzaju winy. To jednak szybko mijało. Przecież to tylko udawanie, powtarzał sobie. Nie robiliby takich filmów, gdyby ludzie nie chcieli ich kupować. Nie tylko ja lubię je oglądać.
Przejrzał kolekcję, którą zabrał na pokład habitatu. Wszystko już oglądał ze dwa razy, a ulubione nawet częściej. Przez całe tygodnie rozmyślał o zamówieniu czegoś z Ziemi. Przecież wciąż robią nowe. Nowe twarze, świeże, młode ciała.
Mógł zadzwonić do dostawcy z Ziemi i zamówić trochę nowych filmów, ale było to ryzykowne. Nawet gdyby złożył zamówienie przez pośrednika w Selene, prędzej czy później ktoś by wyśledził, że to zamówienie z habitatu. Ale tu jest dziesięć tysięcy ludzi, powiedział sobie. Jak mieliby dojść do tego, czy to ja, czy jakiś urzędnik czy robotnik rolny? Poza tym, założę się, że są tu inni o podobnych gustach i składają podobne zamówienia.
Po całych tygodniach walki ze sobą i oglądania tych samych starych filmów, wysłał zamówienie łączem laserowym habitatu. Oczywiście zaszyfrowane. Nikt się nie dowie, powtarzał sobie Wilmot. Kto miałby podsłuchiwać wiadomości przesyłane łączem laserowym? Gdybym użył prywatnej linii telefonicznej, to co innego. Ktoś mógłby się podłączyć i oglądać wszystkie wiadomości przychodzące i wychodzące, aż znalazłby to niewielkie zamówienie. Kto byłby aż takim fanatykiem, żeby to zrobić?
87 DNI DO WEJŚCIA NA ORBITĘ SATURNA
— To naprawdę fascynujące — mówił Wilmot do swojego komputera. — Przygotowali projekt konstytucji i szykują się do wyborów. Zanim znajdziemy się na orbicie Saturna, będą gotowi do przekazania władzy nowemu rządowi.
Komputer automatycznie szyfrował jego słowa przed wysłaniem ich na Ziemię, do centrali Nowej Moralności, która w tajemnicy sfinansowała misję na Saturna. Wilmot był jedyną osobą w habitacie, która wiedziała, skąd pochodziły fundusze na ten eksperyment, i zachował tę wiedzę w tajemnicy. Jego raporty przesyłane do Atlanty były prywatne, zaszyfrowane i przesyłane na Ziemię automatycznym systemem laserowym, a nie łączami komunikacyjnymi habitatu.
— Ten cały Eberly zorganizował wokół siebie coś w rodzaju kliki — mówił dalej Wilmot — czyli mniej więcej tak, jak się spodziewałem. Naukowcy utworzyli przeciwstawną siłę polityczną pod wodzą doktora Urbaina. Szczerze mówiąc, Urbain jest bardziej zainteresowany osobistymi pochlebstwami niż polityką, ale chyba sprawdza się jako lider dla typów technicznych.
Nawet inżynierowie zorganizowali coś w rodzaju bloku politycznego. Ich przywódca to wygnaniec z Rosji, niejaki Timoshenko, choć upiera się, że polityka go nie interesuje. Zgodził się jednak, by wśród inżynierów poszła fama, że kandyduje na stanowisko głównego administratora habitatu. Szczerze wątpię, czy miałby choć jedną szansę na milion.
— Było trochę przepychanek tu i ówdzie, ale cała kampania przebiega raczej w spokoju, bez chuligańskich wybryków, co jest dość niezwykłe, jeśli uwzględnić, że nasza populacja składa się głównie z dysydentów i wolnomyślicieli, którzy na Ziemi mieli kłopoty. Sądzę, że powód jest prosty: cała ta polityczna przepychanka większości mieszkańców habitatu w ogóle nie obchodzi. Ludzi nie interesuje ani trochę to, kto nimi rządzi. Ba, wręcz unikają angażowania się w jakiekolwiek obowiązki.
Wilmot rozsiadł się w swoim wygodnym obrotowym fotelu i odczytał swoje słowa z obrazu wyświetlanego nad biurkiem. Zadowolony z tego, co dotąd podyktował, mówił dalej:
— W ciągu trzech tygodni odbędą się wybory ogólne, w których zostanie przegłosowana nowa konstytucja i zostanie wybrany nowy rząd. Czarnym koniem jest zdecydowanie Eberly. Będę musiał powierzyć mu obowiązki głównego administratora i z wdziękiem wycofać się na honorowe stanowisko prezydenta. Podejrzewam, że Eberly powoła Urbaina na jakieś stanowisko o robiącej wrażenie nazwie, ale naprawdę pozbawione znaczenia: jakiś zastępca administratora albo coś takiego. Nie mam pojęcia, co zrobi z tym inżynierem, Timoshenką.
— Niektórzy ludzie z otoczenia Eberly’ego naprawdę mnie przerażają. Otoczył się kompletnymi miernotami przekonanymi o swojej ważności, jak choćby Vyborg, który teraz kieruje działem łączności. Wiem, że Ruth Morgenthau zajmuje wysokie stanowisko w hierarchii Świętych Apostołów. Nie mam pojęcia, po co zgłosiła się na tę misję. A ten cały Kananga! On mnie autentycznie przeraża.
Wilmot mówił dalej, przekazując szczere opinie o najważniejszych graczach w nadchodzących wyborach w habitacie. Byłby znacznie ostrożniejszy w swoich sądach, gdyby wiedział, że każde jego słowo jest rejestrowane do użytku Eberly’ego przez mikrofony o grubości główki od szpilki.