Выбрать главу

— Czy da się to zrobić? — dalej dopytywał się Urbain.

— Mogę spróbować.

— Doskonale! Świetnie!

— Pod jednym warunkiem — dodała.

Jego brwi powędrowały w stronę linii rzednących włosów.

— Warunkiem? Pewnie pani chce, żebym pozwolił temu… kaskaderowi polecieć na powierzchnię?

— Przetestowaliśmy kilka razy procedurę sterylizacyjną. Przesłałam panu raporty.

— Testy w śluzie. Tak, przejrzałem je.

— Więc pan już wie, że jesteśmy w stanie oczyścić ten skafander w stopniu zadowalającym — Cardenas przyszła do głowy jeszcze jedna myśl. — Możemy też oczyścić w ten sposób także i pana pojazd.

— Alfę można sterylizować konwencjonalnymi metodami.

— Tak, ale jeśli użyjemy nanomaszyn, nie będzie pan musiał stosować tak silnego promieniowania. Czy nie byłoby to z korzyścią dla urządzeń elektronicznych?

Urbain już miał coś odpowiedzieć, ale zamknął usta, po czym przyznał:

— Tak. Zdecydowanie.

— Mogę to zorganizować w ciągu paru dni. Zanim wejdziemy na orbitę Saturna, będzie pan mógł sterylizować swój pojazd. Będzie nieskalany jak świeżo spadły śnieg.

— Ale to nie oznacza, że mogę pozwolić temu kaskaderowi na zejście na powierzchnię. MUA nie zezwala. Nic nie mogę zrobić.

Nie naciskaj, powiedziała sobie w duchu Cardenas. Wtykasz palec między drzwi. Zostaw to na razie, jak jest.

— Jest coś jeszcze — ze zdumieniem usłyszała swój głos.

Brwi Urbaina znów powędrowały w górę.

— To raczej drobiazg…

— O co chodzi?

— Jedna z naszych pracownic, doktor Wunderly…

— Wunderly?

— Potrzebuje teleskopu do badania pierścieni.

— To niemożliwe. Powiedziałem jej…

— Jestem pewna, że może pan jej udostępnić któryś z teleskopów na jakiś czas — rzekła Cardenas, a było to bardziej stwierdzenie niż prośba. — Przecież za parę tygodni i tak wyśle pan pojazd na powierzchnię Tytana, tak?

Urbain zawahał się.

— Tak, to prawda.

— I potrzebne są panu nanomaszyny, żeby utrzymać go w dobrym stanie.

Wyraz jego twarzy świadczył jednoznacznie o tym, że zrozumiał groźbę.

— Rozumiem. Tak. Spróbuję udostępnić Wunderly teleskop na jakiś czas, żeby pooglądała te swoje przeklęte pierścienie.

— Doskonale — odparła Cardenas. — A ja spróbuję opracować pakiet nanomaszyn, które będą naprawiały pański pojazd podczas jego pobytu na Tytanie.

— I sterylizowały Alfę — przypomniał jej Urbain. Cardenas pokiwała głową i ruszyła do drzwi. Przy samych drzwiach odwróciła się.

— A poza tym, jak tam kampania polityczna?

Urbain wziął głęboki oddech, jakby zaskoczony nagłą zmianą tematu, po czym wzruszył ramionami.

— Zajmuje za dużo czasu. Muszę wygłaszać przemówienia, przygotowywać deklaracje stanowisk na każdy temat, od opieki medycznej do przetwarzania śmieci. Każdy mieszkaniec habitatu jest przekonany, że może mnie zapytać o wszystko i podzielić się ze mną swoimi durnymi opiniami.

— Chyba na tym polega polityka — zachichotała Cardenas.

— Obawiam się, że będzie jeszcze gorzej, jeśli zostanę wybrany.

— A sądzi pan, że tak będzie?

— Oczywiście. To misja naukowa, tak? Cały cel naszego lotu na Saturna wiąże się z nauką.

— Ale naukowcy to tylko mały procent populacji — przypomniała Cardenas.

— Tak, jasne. Ale będą na mnie głosować też inni. To jedyny logiczny wybór. Jedynym moim poważnym konkurentem jest Eberly, a on nie jest związany ze środowiskiem naukowym.

— A ten inżynier, Timoshenko?

Urbain skrzywił się.

— On nic nie znaczy. To figurant. Inżynierowie i technicy będą raczej głosować na mnie.

Cardenas powstrzymała się od komentarza, który cisnął się jej na usta. Lepiej nie odbierać mu złudzeń, pomyślała.

W dniu wyborów i tak się dowie. Będzie to bolesny cios dla jego ego, ale na dłuższą metę ucieszy się, że nie musi się bawić w politykę, tylko będzie mógł poświęcić całą uwagę temu gruchotowi, Alfie.

45 DNI DO WEJŚCIA NA ORBITĘ SATURNA

Trzy kobiety umówiły się w kafeterii na śniadanie; o tej porze było tu jeszcze prawie pusto. Holly pomyślała, że kafeteria rankiem wydaje się zupełnie innym miejscem: cichym, spokojnym, jakby stojący w kolejce ludzie jeszcze się nie obudzili.

Kris i Nadia siedziały już przy stole, z głowami pochylonymi ku sobie, uśmiechając się.

Holly zdjęła z tacy plastry melona, owsiankę, sojowe mleko i substytut kawy, po czym usiadła.

Wunderly wyglądała na zadowoloną, jej wielkie szare oczy błyszczały.

— Nie wiem, jak ci dziękować za załatwienie dla mnie teleskopu. Powinnaś zobaczyć, jak dynamiczne są te pierścienie! To jest… to jest…

Cardenas zaśmiała się lekko.

— Brak ci słów?

Wunderly zawstydziła się.

— Powinnaś zobaczyć obrazy, które rejestruję. Ty też, Holly — rzekła, obracając się.

Holly uśmiechnęła się.

— Pewnie, z chęcią.

— Nadal nie mogę pojąć, jakim cudem udało ci się zmusić Urbaina do użyczenia mi teleskopu — Nadia zwróciła się znów do Cardenas.

— Podstępem i oszustwem — odparła nadal uśmiechnięta Cardenas. — I odrobiną szantażu.

— Wszystko jedno, ale zadziałało — wtrąciła Holly. Wunderly zagłębiła łyżkę w misce sojowego jogurtu.

— Dzięki Kris mogę podrzucić Manny’emu potrzebne dane. Holly poczuła skurcz w brzuchu.

— Manny’emu?

— On chce przejść na wylot przez pierścień — wyjaśniła Wunderly. — Ale bez mojej pomocy nie da rady.

Holly spojrzała na Cardenas siedzącą po drugiej stronie stołu.

— Nie widziałam Manny’ego od tygodni. Jak się miewa?

— Fantastycznie — odparła Wunderly. Cardenas wyglądała na zaskoczoną.

— A skoro już o nim mówimy, ostatni raz widziałam go przy teście końcowym naszych sterylizujących nanobotów.

Wunderly patrzyła to na Holly, to na Cardenas, po czym znów na Holly.

— Widuję się z nim prawie codziennie — rzekła. Z nutą samozadowolenia, pomyślała Holly.

— Wieczorami też? — spytała Cardenas unosząc do ust filiżankę.

— Tak. Czasami — odparła Wunderly. Zdaniem Holly, z wyraźnym samozadowoleniem.

— Dobry jest, nie? — rzekła Cardenas.

Wunderly skinęła głową z zadowoleniem.

— Kris, poszliście z Mannym na całość? — wyrzuciła z siebie Holly, która nagle zrozumiała.

Cardenas zaczerwieniła się. Pokiwała głową znad filiżanki, po czym odparła cicho:

— Tak, parę razy. Mówiłaś, że nie masz nic przeciwko temu.

— Nie mam nic przeciwko temu — przytaknęła Holly, choć targające nią uczucia mówiły co innego.

Wielkie jak u sowy oczy Wunderly zrobiły się jeszcze większe.

— Chcecie powiedzieć, że obie z nim sypiałyście? Cardenas odstawiła filiżankę.

— Samego spania za wiele w tym nie było.

Holly wybuchła śmiechem. Nieprzyjemne uczucie znikło.