— To ja muszę podjąć tę decyzję — upierał się Urbain.
— Wydawało mi się, że wspomniał pan coś o decyzji Międzynarodowego Urzędu Astronautycznego.
— Tak, oczywiście, to prawda — jąkał się Urbain — ale jeśli to konieczne, to mogę znieść tę decyzję. Odpowiadam tu za badania naukowe.
— Chce pan zostać dyktatorem! — krzyknął Eberly, udając, że jest wstrząśnięty.
Wilmot znalazł się między nimi jednym susem.
— Chwileczkę. Jest jeszcze jeden problem. Jakie są zagrożenia związane z nanotechnologią?
— Nanotechnologia to narzędzie — rzekł Urbain. — Narzędzie, z którego należy korzystać ostrożnie, ale tylko narzędzie, nic po nadto.
Eberly był zaskoczony. Zdołał tylko dodać:
— Tak, zgadzam się.
Timoshenko wstał z krzesła.
— Chwileczkę. Z nanotechnologią wiążą się pewne zagrożenia. Nanoboty mogą wyrwać się spod kontroli…
— Bzdura! — krzyknął ktoś wśród publiczności. Kris Cardenas zerwała się na równe nogi, z twarzą pobielałą z gniewu. — Proszę podać mi jeden przypadek, kiedy nanoboty wyrwały się spod kontroli. Od kilkudziesięciu lat używa się nanobotów w Selene i innych społecznościach księżycowych i nigdy nie było żadnych problemów. Ani jednego incydentu.
Timoshenko nachmurzył się.
— Nanoboty zabiły kilka osób, jeszcze w czasach Bazy Księżycowej.
— To było celowe morderstwo. Równie dobrze może pan zakazać produkcji młotków, bo można nimi rozwalić komuś głowę.
Wilmot rozłożył ręce w uspokajającym geście.
— Nikt nie myśli o zakazaniu nanotechnologii — rzekł bezbarwnym tonem. — Doktor Cardenas jest uznanym w Układzie Słonecznym ekspertem w tej dziedzinie, i zgodziliśmy się na używanie nanomaszym — zgodnie z najściślejszymi procedurami kontroli.
Zanim ktokolwiek z pozostałych kandydatów zdołał odpowiedzieć, wtrącił się Eberly.
— Nanotechnologia może być dla nas bardzo przydatna, a ja osobiście ufam doktor Cardenas i wierzę, że potrafi bezpiecznie produkować nanoboty.
— Ja także — rzekł Urbain.
Wszystkie oczy skierowały się na Timoshenkę. Skrzywił się, Po czym rzekł:
— Z całym szacunkiem dla uwielbianej doktor Cardenas, sądzę, że w zamkniętym środowisku, jak nasze, nanomaszyny mogą być bardzo niebezpieczne. Powinny być zakazane.
Eberly skorzystał z okazji.
— Większość z nas znalazła się w tym habitacie — rzekł — gdyż czuliśmy się skrępowani z powodu praw i przepisów. Większość z nas to wykształceni, inteligentni ludzie, którzy nie boją się nowych pomysłów i nowych możliwości. Wszyscy cierpieliśmy pod rządami ludzi, którzy ograniczali nam wolność.
Zobaczył, że kilka osób kiwa głową.
— Doskonale — zwrócił się do publiczności. — Ilu z was jest za całkowitym zakazaniem nanotechnologii?
Zgromadzeni zawahali się, zaczęli się rozglądać dookoła. Podniosło się tylko kilka rąk. Bardzo niewiele. Siedząca na widowni Kris Cardenas rozejrzała się, uśmiechnęła i usiadła.
Eberly pokiwał głową z zadowoleniem. Zwrócił się do Timoshenki.
— I oto wynik. Vox populi, vox dei.
20 DNI DO WEJŚCIA NA ORBITĘ SATURNA
Holły zrozumiała, że podejmowanie prób rozmowy z Malcolmem po zakończeniu debaty nie miałoby sensu. Natychmiast otoczyli go wielbiciele, z Morgenthau i tym małym czarnym człowieczkiem, Vyborgiem.
Kris Cardenas przecisnęła się przez tłum wychodzących, z promiennym uśmiechem na twarzy.
— Chyba w końcu uda się nam polecieć na Tytana — rzekła do Gaety.
Odwzajemnił uśmiech.
— Może. Jeśli Eberly wygra wybory.
Holly poczuła się nagle jak piąte koło u wozu, stojąc między Kris a Mannym. Tłum rzedł, małe grupki liczące troje lub czworo ludzi ruszały w stronę domów i restauracji. Eberly zszedł ze sceny, otoczony pochlebcami i sympatykami. Przechodząc obok Holly uśmiechnął się i skinął jej głową, ale nie zaprosił do swojej grupy.
Zanim jeszcze zrobiło jej się przykro, podszedł do niej Gaeta.
— Chodź, Holly, odprowadzę cię do domu.
Zaskoczona Holly spojrzała na Cardenas. Ta uniosła w górę brwi, jakby przypominając Holly o wnioskach dotyczących jego reputacji.
Holly skinęła głową i całą trójką ruszyli przez trawnik, i dalej ścieżką nad jeziorem w stronę Aten.
— Nie widziałam Nadii — zauważyła Cardenas, gdy wspinali się ścieżką w stronę budynków mieszkalnych.
— Pewnie pracuje — rzekł Gaeta. — Urbain użyczył jej teleskopu, więc cały czas siedzi w obserwatorium.
— Myślałam, że przyjdzie z tobą — rzekła Holly.
— Ze mną? — zdziwił się.
Holly pominęła tę kwestię milczeniem. Doszli do budynku, w którym mieszkała Cardenas i pożegnali ją, po czym Gaeta i Holly poszli w stronę kolejnego, gdzie mieściło się mieszkanie Holly.
— Często widywałeś się z Nadią, prawda? — spytała.
Gaeta pokiwał głową.
— Jeśli ten numer z Tytanem nie wypali, muszę zrobić coś, co zadowoli moich inwestorów. Nadia pomaga mi w planowaniu przejścia przez pierścienie.
— Jasne.
Na twarzy Gaety pojawiło się w końcu coś na kształt zrozumienia.
— Och — mruknął. — Powiedziała ci?
— Jakoś samo wyszło w rozmowie — przytaknęła Holly. Doszli do drzwi jej mieszkania. Gaeta zatrzymał się, a system oświetlenia habitatu przełączył się z trybu wieczornego na nocny. Jego twarz znalazła się w cieniu, ale Holly doskonale ją widziała.
— Dobrze — przyznał. — Stało się.
— Niejeden raz.
Uśmiechnął się, zmieszany.
— Jezu, mówisz, jak ksiądz przy spowiedzi. „Ile razy”?
— To nie jest śmieszne, Manny.
Przecież nie brałaś tego poważnie, prawda? Zastanowiła się przez sekundę, po czym odpowiedziała, a było to w połowie kłamstwo.
— Nie, nie brałam tego tak całkiem serio.
— Wiesz, rozumiem, że miałem się tobą opiekować, ale cóż… tak jakoś wyszło.
— Dużo rzeczy ci wychodzi jakoś tak.
— Myślałem, że było ci dobrze — rzekł cicho.
Dopiero teraz do Holly dotarła jego poprzednia wypowiedź.
— Co chciałeś przez to powiedzieć: że miałeś się mną Opiekować?
Wziął głęboki oddech.
— Po to tu przyleciałem, Holly. Twoja siostra chciała, żebym miał na ciebie oko.
Miała uczucie, że opada jej szczęka.
— Pancho? Pancho cię wynajęła? Gaeta przestępował z nogi na nogę jak mały chłopiec złapany w miejscu, w którym nie powinien był się znaleźć.
— To nie jest takie proste. Holly. To nie było tak, że mnie wynajęła.
— Myślała, że potrzebuję ochroniarza — zżymała się Holly. — Moja starsza siostra nie wierzy, że sama sobie poradzę.
— Próbowałem zdobyć forsę na Tytana — próbował jej wytłumaczyć — i ten facet z Astro Corporation zjawił się z ofertą.
Absurdalność sytuacji ogarnęła Holly tak nagle, jakby ktoś chlusnął na nią wiadrem lodowatej wody. Wybuchła śmiechem.
— A co cię tak śmieszy? — spytał skonsternowany Gaeta.
— Ty. I moja starsza siostra. Wynajęła cię, żebyś mnie pilnował, a ty wciągnąłeś mnie do łóżka. Wierny anioł stróż. Jak się dowie, urwie ci jaja.
— Chciała, żebym trzymał cię z dala od Eberly’ego i to mi się udało.