Выбрать главу

— Och, cudownie. Fantastycznie!

Eberly uśmiechnął się ciepło.

— Zadzwonię do niego zaraz z rana — spojrzał na ścienny zegar — czyli za jakieś parę godzin.

Zerwała się na równe nogi.

— O rany, tak mi przykro, że ci zawracam głowę o tej porze, Malcolm. Po prostu nie udało mi się umówić z tobą innym razem, zawsze jest koło ciebie taki tłum i…

Eberly wstał i ujął ją delikatnie za ramię.

— Wiem. Jestem strasznie zajęty. Zbyt zajęty. Ale zawsze znajdę czas dla ciebie, Holly. Po prostu zadzwoń na mój prywatny telefon. Zostaw wiadomość, a ja oddzwonię i spotkamy się, sami.

Nie wiedziała, co powiedzieć, więc bąknęła tylko:

— Fantastycznie.

Eberly odprowadził ją do drzwi.

— Nie chcę, żebyś się martwiła, Holly. Spotkamy się z Kanangą jutro. A od dziś, jeśli tylko chcesz się ze mną zobaczyć, dzwoń na prywatny telefon i zostawiaj mi wiadomość.

— Jasne, Malcolm. Tak zrobię.

Poszła do domu, czując ulgę i rozmyślając, jak głupio, jak bezsensownie postąpiła Pancho. Malcolm mógł zaciągnąć mnie do łóżka, a ja bym tam wskoczyła, jak króliczek na afrodyzjakach. Ale jest dżentelmenem i nie zrobiłby tego. Zaś facet, który miał mnie pilnować, posuwa mnie, kiedy chce. Też mi ochrona.

PÓŁNOC II

Manuel Gaeta także nie spał. Kiedy dotarł do swojego mieszkania, doszedł do wniosku, że powinien zadzwonić do Kris Cardenas i o wszystkim jej opowiedzieć.

— Możemy się spotkać, Kris? — zwrócił się do jej oblicza unoszącego się w powietrzu na środku jego jednopokojowego mieszkania. Nadal miała na sobie spodnie i bluzkę, którą włożyła wieczorem. Gaeta zauważył, że to nie jest jej mieszkanie. Telefon przekierował rozmowę do laboratorium.

Cardenas wyglądała na nieco zdziwioną.

— Jasne, Manny. Kiedy?

— Zaraz.

— Teraz? — Namyśliła się przez sekundę. — Dobrze. Przyjdź do laboratorium, poczekam na ciebie.

— Super!

W połowie drogi Gaeta przypomniał sobie powiedzenie Holly o nanobotach, które miały zniszczyć jego męskość. Roześmiał się w głos. Hej, chłopie, powiedział sobie w duchu, żyjesz na wulkanie, ale takie wybrałeś życie.

Cardenas nie uśmiechała się, kiedy otworzyła drzwi od laboratorium. Wyglądała świeżo i dziarsko, mimo późnej pory, ale była absolutnie poważna.

— O co chodzi, Manny? — spytała, prowadząc go między rzędami stołów laboratoryjnych zastawionych błyszczącym i nieskazitelnym wyposażeniem z plastiku i metalu.

— O ciebie — odparł.

Cardenas przysiadła na wysokim stołku i wskazała Gaecie twarde krzesło z oparciem. Nie usiadł.

— Więc myślisz o mnie o godzinie — rzuciła okiem na ścienny zegar — dwadzieścia osiem minut do pierwszej w nocy?

Gaeta założył ręce na piersi.

— Kris, przestań gadać bzdury. Holly powiedziała mi, że wiesz o niej i o Nadii.

— Pewnie się chwalisz zdobyczami przed kumplami.

— Nie powiedziałem nikomu ani słowa. Ludzie wychowani tam gdzie ja potrafią trzymać gębę na kłódkę.

Przyjrzała mu się z niedowierzaniem. I czymś jeszcze. Ciekawością? Może żalem?

— Chcę ci tylko powiedzieć — rzekł — że jesteś jedyną, która dla mnie coś znaczy. Jesteś jedyną, której nie chcę stracić.

— Żartujesz! — krzyknęła zdziwiona.

— To nie żart, Kris — rzekł. — Nigdy w życiu nikomu tego nie mówiłem. Ja cię chyba kocham.

Cardenas już miała odpowiedzieć, ale zacisnęła usta.

— Naprawdę — powiedział Gaeta.

— Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedyś od kogoś usłyszę te słowa — odparła tak cicho, że ledwo ją usłyszał.

Ruth Morgenthau chciała spać, ale miała jeszcze kilka godzin nagrań do obejrzenia i przesłuchania. Eberly naciskał, że wreszcie chce dostać jakieś wyniki, a więc uparła się, że musi przejrzeć cały zgromadzony przez Vyborga materiał na temat profesora. Siedziała w swoim wygodnym fotelu, mając cały czas ochotę, by go rozłożyć, oprzeć się i zasnąć. Za duże mam w tym zaległości, pomyślała, muszę nadrobić, bo inaczej będzie tylko gorzej.

Czemu nie kazać tego robić Vyborgowi, zastanowiła się po kilku godzinach. To on zakłada podsłuch, jego ludzie zamontowali kamery w biurze i mieszkaniu Wilmota. Czemu on nie przebija się przez te brednie? Znała odpowiedź: bo gdyby Vyborg coś znalazł, to on zasłużyłby na uznanie w oczach Eberly’ego. Potrząsnęła z namysłem głową. Nie, nie można do tego dopuścić. Jeśli mamy znaleźć coś na Wilmota, to musi być to moją zasługą. Eberly musi dostrzec, że to ja. Nikt, tylko ja.

Martwiło ją zaangażowanie Eberly’ego w sprawę. Chyba jest bardziej zainteresowany gromadzeniem wokół siebie pochlebców, a nie poszerzaniem wpływów Świętych Apostołów. Jest Amerykaninem, to oczywiste, a oni wszyscy są takimi indywidualistami, mimo to nadal podlega Nowej Moralności.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego to ja powinnam wykonywać tę pracę, pomyślała. Jeśli znajdę coś, co można wykorzystać przeciwko niemu, Eberly zrozumie, że jestem mu potrzebna. Vyborg i ten morderca Kananga mogą mu na wiele sposobów pomóc, ale muszę mu uświadomić, że jest ode mnie zależny. Jedno moje słowo może sprawić, że znajdzie się z powrotem w więzieniu, a on tymczasem mnie traktuje jak jakąś zwykłą podwładną. Tylko jest na tyle sprytny, że wie: to blef. Jeśli go odeślę, będzie to koniec naszej misji. Urbain albo ten ponury Rosjanin wygra wybory, a my poniesiemy klęskę.

Eberly nie ma krzty szacunku dla moich talentów. Uważa mnie za leniwą i niekompetentną. Cóż, dostarczę mu jakiegoś haka na Wilmota i będzie musiał zmienić zdanie.

Morgenthau modliła się w duchu o pomoc, o sukces. Żebym mogła znaleźć coś, co można wykorzystać przeciwko Wilmotowi, błagała. Dla większej chwały bożej, żeby profesor musiał się ukorzyć.

Jedyną odpowiedzią, jaką dostała, były niekończące się godziny obserwowania Wilmota siedzącego przy biurku, słuchanie jego rozmów telefonicznych, czytanie raportów, które szyfrował przed wysłaniem ich na Ziemię. Co wieczór profesor siadał i oglądał jakieś filmy. Morgenthau przewijała i omijała te partie. Kamera na suficie była ustawiona pod takim kątem, że nie było widać ekranu. Słychać też nie, bo odtwarzał dźwięk przez malutką słuchawkę wtykaną do ucha. Oglądał niezidentyfikowane filmy całymi godzinami.

Morgenthau przewijała je, godzina po godzinie, szukając czegoś namacalnego, czegoś nielegalnego, niemoralnego albo choćby wstydliwego, czegoś, co pozwalałoby zrobić Wilmotowi krzywdę.

Znudzona i zmęczona, Morgenthau ziewnęła i potarła ociężałe powieki. Zasypiam na siedząco, pomyślała. Wystarczy.

Wyłączyła ekran, na którym nadal było widać Wilmota oglądającego z uwagą jakiś film i już miała wstać od biurka, gdy przypomniała sobie, że miała sprawdzić, czy Wilmot wysyłał na Ziemię jakieś wiadomości. Wiedziała, że co tydzień wysyła raport do kogoś w Atlancie. Bardzo tajemniczy, nawet po rozszyfrowaniu. Dziwny zbieg okoliczności: ktoś, do kogo Wilmot wysyłał te raporty, znajdował się w tym samym mieście, co siedziba Nowej Moralności. Morgenthau uznała to za zbieg okoliczności i przestała o tym myśleć.

Bardzo senna, wywołała plik z jego wiadomościami wychodzącymi. Poza zwykłym krótkim raportem do Atlanty wysłał jeszcze wiadomość pod jakiś adres w Kopenhadze. Co ciekawe, nie zwykłym kanałem radiowym, ale łączem laserowym.

Morgenthau nagle poczuła, że senność ją opuszcza. Wybrała ten numer w Kopenhadze, chcąc ustalić, z kim kontaktował się Wilmot.