— Ty — Eberly wskazał na Vyborga — sprawdzisz wszystkie telefony w habitacie. Chcę wiedzieć, gdzie jest, a jeśli dzwoni, to do kogo i co mówi.
Vyborg skinął głową i wstał z krzesła. Eberly ruszył do drzwi.
— Dokąd idziesz? — spytał.
— Spotkać się z Wilmotem. Jeśli mamy ją złapać, to trzeba się postarać, żeby nam w tym nie przeszkodził.
Holly zanurkowała przez klapę i zeszła po stalowej drabinie do tunelu serwisowego, który biegł przez całą długość habitatu. Może nie przyjdzie im do głowy, żeby mnie szukać na dole, pomyślała. A jeśli nawet, w tym labiryncie mogę ukrywać się całymi dniami. Tak długo, jak będę musiała. Jak Jan Valjean w kanałach. Ruszyła cichym, słabo oświetlonym tunelem i próbowała sobie przypomnieć, kiedy czytała „Nędzników”. Po wydostaniu Holly z kriogenicznego zbiornika Pancho zmusiła ją do przeczytania całych ton starej literatury. To znaczy Pancho nazywała to literaturą, ale dla niej było strasznie nudne. Ale Holly pamiętała wyraźnie scenę w kanałach pod ulicami Paryża. A może widziałam film? Jeszcze zanim umarłam?
Potrząsając głową ze zdziwieniem poczuła radość z tego, że tunele pod habitatem są suche i nie ma w nich szczurów. I nie śmierdzi ściekami. Holly wciągnęła powietrze i nie poczuła żadnego zapachu. Może trochę kurzu, jakiś ślad smaru maszynowego czy czegoś podobnego. Woda bulgotała w rurach. Słychać też było wszechobecny szum elektrycznej maszynerii.
Automatyczne światła tunelu zapalały się i gasły, gdy szła mijając poszczególne sekcje. Zobaczyła telefon na ścianie.
Mogłabym zadzwonić do Kris, pomyślała. Albo do Manny’ego. On mi pomoże. Stłucze Kanangę na kwaśne jabłko.
Przy telefonie zawahała się jednak. Kananga rządzi działem ochrony. Podlegają mu wszyscy ochroniarze w habitacie. A Malcolm z nim trzyma. Mogą wymyślić, co tylko chcą, powiedzieć, że mają mnie aresztować albo coś takiego. Jezu! Mogą nawet powiedzieć, że zamordowałam Don Diega!
A jeśli zadzwonię do Kris albo kogokolwiek innego, wplączę ich w tę historię. Holly poczuła, jak ogarnia ją panika. Co mam robić? Co ja powinnam zrobić?
Oparła się o metalową ścianę tunelu i osunęła się na podłogę. Nie rób nic, powiedziała sobie. Tu jesteś raczej bezpieczna, przynajmniej na razie. Nikt nie wie, gdzie jesteś. Możesz tu zostać, dopóki czegoś nie wymyślisz.
Albo nie umrzesz z głodu. Spojrzała w jedną i drugą stronę. Dobrze. W tunelu było ciemno. Gdyby ktoś tu szedł, światła zapalałyby się i gasły.
Jedzenie. Miałam dzisiaj iść na kolację z Raoulem.
Wstała powoli. Wybacz, Raoul, przeprosiła w duchu. Potem uśmiechnęła się. Jedzenie. Holly zamknęła na sekundę oczy i wyobraziła sobie plan tuneli. Przetwórnie żywności znajdowały się dalej. A jak pójdę skrótem i z powrotem w stronę Aten, dostanę się do magazynów kafeterii. Tam jest mnóstwo jedzenia.
Ruszyła w tym kierunku.
18 DNI, SZEŚĆ GODZIN DO WEJŚCIA NA ORBITĘ SATURNA
— Cóż jest aż tak ważne, że przerywa mi pan jedzenie kolacji? — spytał kwaśno Wilmot.
Eberly uśmiechnął się do starszego pana. Spędził ostatnie dwie godziny oglądając dostarczone przez Morgenthau nagrania wieczornych rozrywek Wilmota. Morgenthau była zniesmaczona gustem profesora, ale Eberly z fascynacją oglądał fragmenty filmów, zafascynowany mieszaniną erotyki i barbarzyństwa. A teraz stał w salonie profesora i studiował jego wyraźnie niezadowoloną minę.
— Mamy poważny problem, panie profesorze — rzekł Eberly.
— O co chodzi?
— Znikła jedna z pracownic działu zarządzania zasobami ludzkimi. Mam powody przypuszczać, że cierpi z powodu załamania nerwowego.
— Co? — zdziwił się Wilmot. — O kim pan mówi?
— O Holly Lane. Poznał ją pan.
— Poznałem?
Eberly był boleśnie świadom faktu, że Wilmot nadal nie poprosił go, by usiadł. Dwóch mężczyzn nadal stało, twarzą w twarz, o jakiś metr od drzwi frontowych Wilmota. W duchu jednak Eberly był rozbawiony. Wiedział, że przerwał profesorowi cowieczorną rozrywkę.
— Częściowo to chyba moja wina — rzekł Eberly udając skruchę. — Przez tyle miesięcy ją kryłem. A teraz się załamała.
Wilmot wyglądał na zdumionego i rozzłoszczonego. Eberly wyjął palmtopa z kieszeni bluzy i wyświetlił na ścianie nad sofą Wilmota dossier Holly. Profesor rozpoznał jej twarz.
— To z nią był pan kiedyś u mnie.
— Tak — Eberly potrząsnął głową ze smutkiem. — Jak pan widzi, ma na koncie problemy psychiczne. — Eberly spędził wiele godzin na starannym uzupełnianiu dossier Holly. — Dopóki bierze leki, wszystko jest w porządku, ale jeśli przestanie…
Wilmot przyglądał się dossier przez chwilę, po czym spytał:
— Dlaczego przestała brać leki?
— To z powodu Diega Romero. Holly miała obsesję na punkcie jego śmierci. Była przekonana, że został zamordowany.
— Zamordowany?
— To oczywiście bzdura. Ale dziś po południu zaatakowała pułkownika Kanangę. Próbowała go zabić, dokładnie w tym miejscu, gdzie zmarł starszy pan.
— Dobry Boże! I gdzie ona teraz jest?
— Znikła, mówiłem panu. Kananga zarządził poszukiwania.
Wilmot pokiwał głową, jakby to go zadowalało.
— Doskonale. Wygląda na to, że ten cały Kananga robi, co do niego należy. Tylko dlaczego zawraca mi pan tym głowę?
— Bo chcę, żeby powołał mnie pan na stanowisko zastępcy administratora.
— Zastępcy? Ja nie potrzebuję zastępcy.
— Sądzę, że jednak pan potrzebuje. Powoła mnie pan na zastępcę administratora i wycofa się pan z zarządzania habitatem.
— Wycofać się? A pan przejmie władzę? Ach, tak!
— To nie jest taki zły pomysł — rzekł cicho Eberly. — Pan się wycofa, a ja przejmę pana obowiązki.
— Nonsens!
— Kiedy się pan wycofa — mówił dalej Eberly — będzie pan mógł spędzać całe dnie na oglądaniu swoich świńskich filmów, nie tylko wieczory.
Wilmot zatoczył się do tyłu. Cała krew odpłynęła mu z twarzy.
— W tym habitacie potrzebny jest silny przywódca — rzekł Eberly. — Zwłaszcza teraz, kiedy zbliżają się wybory i niedługo wejdziemy na orbitę Saturna. Doskonale pan wykonywał swoje obowiązki, profesorze. Teraz czas się usunąć.
— I oddać władzę panu? Nigdy.
Eberly wzruszył ramionami.
— W takim razie nie mamy wyboru, musimy poinformować o pana gustach rozrywkowych społeczność naszego habitatu.
— My? Jacy my?
— Nie chcę pana stawiać w kłopotliwej sytuacji, profesorze. Proszę po prostu wycofać się, przekazać mi władzę, a nikt się nie dowie o pańskich perwersyjnych rozrywkach.
Oniemiały Wilmot opadł na krzesło.
Kris Cardenas leżała w łóżku i zastanawiała się, czy znowu narobi sobie kłopotów. Kim mam teraz być? Suką bez serca czy romantyczną idiotką?
Jej związek z Gaetą rozpoczął się jako namiętna przygoda: hormony i pasja. Kiedy Holly usunęła się, Kris pozwoliła Gaecie wciągnąć się do łóżka; takiej zabawy nie miała od całych dziesięcioleci. Potem jednak Kris dowiedziała się o Nadii. Nie chodziło o to, że Gaeta nie był jej wierny; nie obiecywali sobie niczego poza odrobiną flirtu i rozrywki. Ale sama myśl, że Manny wykorzystywał w ten sposób kobiety, sypiając z tymi, których potrzebował, a potem rzucając je dla kolejnych, złościła ją. Potem to nagłe wyznanie miłości. Prawdziwa miłość! Cardenas niemal roześmiała się w głos na samą myśl. Ale sprawiło jej to przyjemność. W moim wieku, pomyślała chichocząc. Prawdziwy triumf nanotechnologii!