— Postanowiliście skorzystać z moich umiejętności zabójcy. Starała się panować nad napięciem i chyba jej się udało, bo Yeshol znów uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Właśnie. Pojutrze w nocy, pod auspicjami odnowionej Rubiry, otrzymasz zadanie zabicia człowieka z tych ziem. Chodzi o kapłana, na którego Dohor krzywo patrzy, ponieważ długo udawał on jego szpiega, a następnie zdradził go za plecami. Będziesz miała na to tydzień. Po jego upływie musisz przynieść tutaj głowę tego człowieka, abym mógł pokazać ją zleceniodawcy. Nazywa się on Dunat, mieszka w Narbecie i praktykuje w świątyni Raxy.
Dubhe słyszała o nim. Raxa był pomniejszym bogiem, opiekunem handlu i złodziei. Jenna zawsze nosił ukryty pod koszulą jego medalik wotywny, w dodatku skradziony na ulicach Makratu. Kiedyś jej też podarował jeden, ale pewnie gdzieś go zgubiła Kapłan…
Zacisnęła pięści. Wcale jej to się nie podobało.
— Będzie jak zechcecie.
Już miała odejść, kiedy Yeshol ponownie zabrał głos.
— Nie będziesz sama przy tym zadaniu.
Dubhe zamarła.
Yeshol wskazał na mężczyznę, który wreszcie podniósł głowę. Niebieskie oczy. Intensywnie niebieskie oczy, patrzące na nią ironicznie. Nawet nie powiedziałaby, że to ktoś z Gildii.
— Toph będzie towarzyszył ci podczas misji. To świetnie przygotowany Zabójca i będzie umiał wskazać ci najlepszy sposób działania.
Mężczyzna szybko skierował do niej gest pozdrowienia Zabójców, ale Dubhe mu nie odpowiedziała.
— Zostałam wyszkolona tak, aby wiedzieć, jak postępować.
— Teoria to jedno, a praktyka to drugie. Poza tym nie możemy zapominać, że w gruncie rzeczy będzie to twoje pierwsze zabójstwo.
— Będzie, jak chcecie — powtórzyła Dubhe, powstrzymując złość.
Pożegnała się raptownie, po czym ruszyła ku wyjściu. Usłyszała, że Toph za nią idzie.
— Powinieneś poruszać się ciszej — skarciła go.
Odpowiedział stłumionym śmiechem.
— Nie marnuję moich zdolności dla równych mi stopniem.
Dubhe szła dalej w swoją stronę, ale niezrażony Toph podążał za nią.
— Nie uważasz, że powinniśmy umówić się co do szczegółów? — spytał, zatrzymując ją, kiedy już zmęczył się gonieniem jej po korytarzach.
— Wszystko w swoim czasie.
— Czyli jutro.
— A więc jutro.
Wzruszył ramionami.
— Jak chcesz — i puścił ją.
Odeszła, machając ręką.
Toph przyszedł jej zawracać głowę, kiedy ćwiczyła. Właśnie zmagała się z atakiem Shervy, kiedy zobaczyła sylwetkę mężczyzny rysującą się w drzwiach. Tylko jej się przyglądał, ale robił to tak irytująco natrętnie, że Dubhe straciła koncentrację i została rozbrojona.
— Idź do niego, Yeshol mnie uprzedził.
Przeszli do pustej salki ćwiczeń i usiedli na ziemi. Toph zaczął dumnie rozkładać pergaminy wypełnione planami świątyni i notatkami na temat rozkładu dnia i zwyczajów Dunata. Dobrze się przygotował, wiedział naprawdę wszystko. Zabrał jej nawet przyjemność z prowadzenia rozeznania, które w całej tej okropnej historii mogło być jedynym, choć trochę przyjemnym elementem.
— Widzę, że przeanalizowałeś wszystko co do najmniejszego szczegółu.
Toph uśmiechnął się z głupkowato dumnym wyrazem twarzy.
— Zależy mi, aby dobrze służyć Thenaarowi.
— I jaka miałaby być według ciebie moja rola w tym wszystkim? Chcesz mi coś zostawić, czy pragniesz być w tej sztuce primadonną?
Była ironiczna, ale nie do końca. Byłaby to ulga, gdyby rzeczywiście sam wszystko zrobił.
— Najwyższy Strażnik mówi, że to ty musisz zabić. Ja będę ci tylko towarzyszył i wskażę ci, jak to zrobić.
Piastunka.
— To niezbyt godna rola…
Toph znowu się uśmiechnął. Ciągle to robił.
— Gdybyś tylko dobrze się zachowywała w stosunku do Rekli, nie musiałbym plątać ci się pod nogami.
— A ty co o tym wiesz?
— Ja wiem wszystko. Ty jesteś ślepa na Dom, ale Dom cię obserwuje. Wszyscy o tobie wiemy, obserwujemy cię i przyglądamy się, aby zrozumieć, czy jesteś z nami, czy też nie.
— I jestem?
Toph uniósł ramiona.
— Zobaczymy, kiedy zabijesz. Mnie to nie obchodzi. Interesuje mnie tylko Thenaar i to, aby dowieść, że jestem wielkim zabójcą. Toph zebrał wszystkie swoje notatki i wstał.
— Wyruszymy o świcie, przyjdę do twojego pokoju. Miłej ceremonii dziś wieczorem.
I tak nadeszła Noc Nieobecności. Był to pierwszy prawdziwy masowy rytuał w Domu, w którym Dubhe uczestniczyła. Dano jej czarny płaszcz i sztylet. Rekla wytłumaczyła jej, że to podczas Nocy Nieobecności nowi Zabójcy dostają swoją broń. Dubhe wsunęła go do buta, ale już wiedziała, że go nie użyje. Nie mogła rozstać się ze sztyletem, który podarował jej Mistrz: nie było innej broni, której chciałaby używać.
Na krótko przed północą wszyscy zaczęli gromadzić się w świątyni. Wyższa część lewej wieżyczki została zdjęta, dzięki czemu widać było Rubirę. Świątynia wkrótce wypełniła się Zabójcami, a wyprostowany na ołtarzu Yeshol przewodniczył ich modlitwie. Powietrze przesycał zapach kadzidła, od którego Dubhe prawie od razu zaczęły łzawić oczy i kręciło jej się w głowie. Litania, którą recytowali Zwycięscy, była powolna i hipnotyczna, a po krótkim czasie również i ona zaczęła powtarzać ją razem z innymi, kołysząc się lekko i podnosząc dłonie ku niebu.
Potem Yeshol wydał z siebie ostry krzyk i wszyscy razem odwrócili wzrok ku otworowi w suficie. Przy akompaniamencie krzyków Rubira powoli znikła z ich pola widzenia, zostawiając czarne niebo. Wówczas rozpoczęła się główna część rytuału. Każdy Zabójca podchodził do ołtarza ze sztyletem w dłoni i nacinał sobie ramię, pozwalając licznym kroplom krwi spłynąć do miseczki wypełnionej zielonkawym, gęstym płynem. Yeshol mieszał potem krew kilkoma namaszczonymi gestami.
Przyszła jej kolej. Otępiała Dubhe zbliżyła się do ołtarza, trzymając w dłoni sztylet, który dała jej Rekla. Doszła przed Yeshola, podniosła sztylet i opuściła go na ramię. Nagle jej dłoń zatrzymała się w małej odległości od skóry. Wydawało jej się, że ktoś ją powstrzymuje. Litania ciągnęła się dalej w swej rozdzierającej monotonii, a ona próbowała się przemóc. Nie było rady. Coś uniemożliwiało jej zranienie się, coś, czego nie potrafiła przezwyciężyć, i im bardziej próbowała opuścić ostrze, tym bardziej jakieś dziwne, delikatne i niewyraźne uczucie rozprzestrzeniało się w jej wnętrznościach. Dłoń Dubhe zadrżała i w końcu sztylet wypadł jej z ręki.
Yeshol uśmiechał się na widok jej pytającego spojrzenia. Pochylił się i podniósł sztylet. Sam naciął jej ramię i krew wytrysnęła z rany do miski.
— Klątwa nie pozwala ci się zranić ani się zabić. Pragnie krwi, ale nie twojej — powiedział jej.
Następnie oddał jej sztylet i kazał wrócić na miejsce. Dubhe uśmiechnęła się gorzko. Nie było ucieczki. Jej jedyną szansą było znalezienie sposobu na wytworzenie eliksiru.
Kiedy Toph zapukał do jej drzwi następnego ranka, Dubhe była już gotowa. Z tobołkiem zarzuconym na ramiona i kapturem płaszcza opuszczonym na twarz, była sylwetką czarniejszą niż noc. Nie zasnęła, z lękiem myśląc o nadchodzącym dniu, kiedy jej wszystkie wysiłki ostatnich dwóch lat miały okazać się daremne. Podczas tych kilku chwil, kiedy udało jej się zdrzemnąć, śnił jej się Mistrz. Nic do niej nie mówił. Po prostu patrzył na nią, a to cierpiące spojrzenie było więcej warte niż tysiąc słów.