Выбрать главу

Rozmyślania Lonerina zostały przerwane przez Dafne. Obecna władczyni Marchii Lasów, wnuczka owej Astrei, która oddała życie podczas Wielkiej Wojny, podniosła się, aby przemówić. Lonerin przez chwilę pomyślał, że jeżeli coś dobrego mogło narodzić się z tej kolejnej wojny, to byłoby to ponowne zjednoczenie Krainy Wody, teraz podzielonej na należącą do ludzi Marchię Bagien i Marchię Lasów — zamieszkiwaną przez nimfy.

Nimfa podniosła dłoń, aby zarządzić ciszę.

Była blada i przezroczysta, jakby stworzona została z czystej wody, i lekka jak powietrze, a jednak piękna urodą pozaziemską i bulwersującą. Bladość jej ciała przechodziła w przejrzystość wody w jej falujących wokół głowy włosach.

— Rada podjęła decyzje — powiedziała głosem przypominającym dźwięk fletu, powtarzając rytualne słowa — i przedstawi je teraz komitetowi Przymierza Wód.

Zrobiła krótką pauzę, po czym ciągnęła:

— Jak już zapewne wiecie, straciliśmy naszego brata Aramona. Zanim został sprzedany Gildii, przesłał nam ostatni raport na temat tego, co odkrył na terytorium Krainy Nocy. Jego słowa są bardzo niejasne, nakreślone w pośpiechu. Pozwalają nam się jednak domyślać, że rzeczywiście — jak już podejrzewaliśmy — istnieje sojusz między Gildią i Dohorem.

Przez salę przebiegł pomruk zdumienia i niepokoju.

— Już sam ten fakt jest bardzo niepokojący, zważywszy na władzę, jaką Gildia ma już nad większą częścią Świata Wynurzonego. Jednak sytuacja staje się jeszcze bardziej niepokojąca: Aramon pisze, że słyszał o jakimś gigantycznym rytuale, który miałaby przeprowadzić sekta, o czymś bardzo wielkim. Wspomniał mu o tym jeden z Zabójców, z którym Aramon rozmawiał. W swoim ostatnim sprawozdaniu napisał, że Zabójca mówił o „końcu czasów” i ”przyjściu Thenaara”…

Prawie wszyscy poruszyli się niespokojnie; Lonerin zauważył, że Ido wygląda na niewzruszonego. Siedział na miejscu, swoim jedynym okiem wpatrując się w Dafne.

— Wiemy o podróżach Dohora do Krainy Nocy, ale to nie musi o niczym świadczyć. Jednocześnie dostajemy wiadomości o dziwnych ruchach w Wielkiej Krainie i o poszukiwaniach ksiąg prowadzonych przez zaufanych ludzi Dohora na targach i w bibliotekach. Coś się szykuje, a takie raptowne zniknięcie Aramona każe obawiać się najgorszego.

Na słuchaczy opadła grobowa cisza.

— W obliczu tak niepokojących znaków Rada postanowiła, że trzeba będzie przeprowadzić jeszcze głębsze dochodzenie. Za wskazówką generała Ido nasze następne poszukiwania będą skierowane bezpośrednio do wnętrza Gildii.

Tym razem Ido poruszył się i dał znak Dafne, która natychmiast usiadła. Teraz on się podniósł. Jego ochrypły głos wypełnił salę.

— Skoro propozycja wyszła ode mnie, to spokojnie sam mogę wam o tym powiedzieć. Naszym prawdziwym problemem jest Gildia.

— Ale nikt z nas nie wie, gdzie ona się znajduje — zauważył jakiś głos.

— Wiemy jednak, jakie oblicze pokazuje ludziom: ową zagubioną w Krainie Nocy świątynię — odparł Ido z przekonaniem. — To stamtąd musimy rozpocząć. Tam przeprowadzić poszukiwania.

— Już to robiliśmy, a do niczego nie doszliśmy — zauważyła ta sama osoba, co wcześniej.

— Powiedzmy sobie szczerze, przez cały ten czas nie docenialiśmy Gildii — ciągnął dalej Ido. — Byliśmy tam, obserwowaliśmy, jak załatwia własne interesy, jak rozwija się niczym przeklęty rak. Teraz jednak nadeszła pora, aby przyjrzeć się jej jeszcze uważniej.

— Co zatem proponujesz?

— Plan podzielony na dwie fazy: odszukanie bazy Gildii i znalezienie sposobu, aby się tam dostać, oraz przeniknięcie do jej wnętrza.

— Z całym szacunkiem, który jest wam należny, generale — rzucił z głębi sali jeden z dowódców. — Uważam, że przeniknięcie do Gildii jest zupełnie niemożliwe. To sekta zamknięta, oni nie przyjmują ludzi z zewnątrz.

— Są jeszcze Postulanci — zabrał głos Lonerin.

Przemówił odruchowo i poczuł drgnienie serca, kiedy zobaczył, że Ido utkwił w nim swoje oko.

— To znaczy? — spytał generał.

Lonerin odczekał chwilę, czując mocny uścisk dłoni mistrza.

— Niewielu o tym wie. Głównie my, mieszkańcy Krainy Nocy i kilku innych desperatów. Kiedy ktoś ma jakąś prośbę do bogów i wyczerpał już wszystkie możliwości, zwraca się do Czarnego Boga, do Thenaara, jak nazywany jest w moich stronach. Tylko że wielu z tych, którzy tam poszli, potem już nie wraca…

Cisza stała się cięższa.

— A zatem? Po co nam kolejny martwy szpieg? A poza tym skąd mamy wiedzieć, czy to Gildia ich zabiera? — zapytał ten sam dowódca, który przeciwstawiał się Idowi.

— Generał powiedział, że świątynia jest fasadą Gildii, tak? No więc ja też tak sądzę, wiem o tym.

— To bardzo interesujące… — powiedział Ido i Lonerin poczuł się mile połechtany.

— Co zatem proponujesz… Jak się nazywasz? — spytał Ido.

— Lonerin. Jestem uczniem mistrza Folwara.

— Dobrze, Lonerinie, co zatem proponujesz?

— Aby ktoś poszedł jako Postulant do świątyni Czarnego Boga. Postulanci biorą udział w rytuałach Gildii, tak przynajmniej mówi się w moich stronach. Oni wezmą tego człowieka i zaprowadzą go do kryjówki.

— Przypuśćmy nawet, że Gildia przyjmuje owych Postulantów — odezwał się Asthay, członek Rady pochodzący z Krainy Morza. — Kto nas zapewni, że zabierają ich do swojego gniazda? A nawet jeżeli ich tam prowadzą, skąd możemy wiedzieć, że nie zabija się ich od razu? Toż to samobójstwo.

— Wiem że tak nie jest — Lonerin poczuł, jak zimny pot pokrywa jego czoło.

— Ale skąd, na boga?

— Bo… bo poznałem pewnego Postulanta i widziałem jego… ciało… po… po jakimś czasie… długim… po tym, jak wszedł do środka.

Mężczyzna zamilkł, a wraz z nim całe audytorium.

— Ja nie znam ich rytów i nie chcę ich znać. Ale Postulanci zostają przy życiu… przynajmniej przez jakiś czas. Wszyscy jednak znikają w przeciągu roku. W naszych okolicach… czasami… znajdowaliśmy ciała… — Starał się nie myśleć o tamtym ciele, które widział i którego wspomnienie do tej pory przepełniało go ślepym strachem.

To Ido przerwał milczenie.

— Być może to i samobójstwo, ale my jesteśmy zdesperowani. Jeżeli miałaby to być misja ochotnicza, to ja nie znajduję w tym nic złego. W latach, kiedy byłem bywalcem tysięcy pól bitew, robiłem i gorsze rzeczy. Niestety, czasami trzeba podjąć ryzyko.

Lonerin milczał. Nie chciał w tym momencie powiedzieć nic niewłaściwego. Pozwolić zakwitnąć własnemu bólowi… Powód, dla którego wybrał drogę magii… I oto nadarza się okazja.

Ido ciągnął dalej:

— Ja bym poszedł, ale moja twarz jest zbyt znana, a Dohor oddałby swoje ramię lub nogę, aby móc własnoręcznie posiekać mnie na kawałki. Nie przydałbym się na nic. Potrzeba nam kogoś, o czyim istnieniu Gildia nic nie wie, nowej twarzy dla Donora i jego ludzi. Ochotnika.

Wszyscy wstrzymali oddech, a Ido przemierzył salę spojrzeniem.

— Nie jest to decyzja łatwa, jestem tego świadomy, i dlatego daję wam czas. Ktokolwiek zechce wziąć na siebie ciężar tego zadania niech do końca tygodnia przyjdzie do jednego z członków Rady i go o tym powiadomi. Zamykam posiedzenie.

Najtrudniej było zapukać do tych drzwi. Lonerin wielokrotnie widział Ida podczas wszystkich posiedzeń, przy których asystował, ale nigdy nie miał odwagi, by do niego podejść ani by z nim porozmawiać. Teraz czuł, jak trzęsą mu się nogi. Zwlekał kilka chwil, po czym podniósł pięść.