Выбрать главу

Jest zafascynowana botaniką, bawi ją destylowanie i mieszanie substancji.

— Cóż trucizna to broń dla początkujących, ale jeżeli tak ci się podoba…

Dubhe rumieni się.

— To jest ciekawe…

— No to ucz się, ile tylko chcesz, na pewno nie przyniesie ci to szkody.

Jest tak zainteresowana, że Mistrz podarowuje jej książkę przyniesioną z Reptha, a dziewczynka każdego wieczoru zachłannie studiuje jej zawartość przy świetle świecy.

Po wyjaśnieniach dotyczących broni Mistrz uczy ją jej utrzymania i od tego momentu to zawsze Dubhe poleruje sztylety, naciąga łuk, a nawet przygotowuje strzały.

Wszystkie nauki chłonie niczym gąbka. Pojmuje wagę spokoju, zimnej krwi i stopniowo bolesny supeł ściskający jej wnętrzności rozluźnia się. Czas pielgrzymowania bez celu, okres strachu i porzucenia chyba się skończył. Teraz ma dom, a wkrótce będzie miała również zapewnioną pracę.

W środku zimy Mistrz po raz pierwszy każe jej naprawdę zabić.

Kiedy to czyni, Dubhe aż podskakuje. Przypomina sobie białe oczy Gornara i odkrywa, że szaleńczo się boi. Ale w głębi duszy jest też podekscytowana. Chce udowodnić Mistrzowi, że nauczyła się wszystkich lekcji, że fakt, iż za nim poszła, nie był kaprysem. W pewnym sensie chce mu podziękować za to jego dziwne i milczące oddanie.

— Nie rób takiej miny — mówi Mistrz, jakby czytał jej w myślach. — Nie musisz nikogo zabijać. Chodzi o polowanie: nauczysz się, że człowiek i zwierzę są bardzo podobni, kiedy walczą o przetrwanie.

I Tak Dubhe zaczyna oswajać się z krwią. Jest połowa zimy, góry są. pobielone kołdrą śniegu, a powietrze jest lodowate. Widać niewiele zwierząt, dlatego zadanie zlecone jej przez Mistrza jest tym bardziej skomplikowane.

Pierwsze kilka razy wychodzą razem, prawie zawsze o zachodzie słońca lub nocą, i często wszystko sprowadza się do szukania śladów lub do niezliczonych zasadzek w pozycji leżącej.

— Mistrzu, zwierząt jest zbyt mało…

— Gdyby to było łatwe, nawet bym cię o to nie prosił. to jest szkolenie, Dubhe, to normalne, że jest trudne i męczące.

Pierwszą ofiarą Dubhe jest zając. Dziewczynka od niedawna zaczęła oswajać się z łukiem i nie ma szczególnie precyzyjnego oka, chociaż Mistrz kazał jej trenować za domem strzelanie do celu przez długie godziny. Łuk jest twardy, a ona ledwo jest w stanie go naciągnąć.

— Dobrze ci to zrobi na mięśnie — brzmi komentarz Mistrza.

Aby uczynić swoje strzały bardziej śmiercionośnymi i zrekompensować marne osiągnięcia w celowaniu, Dubhe nauczyła się smarować ich czubki trucizną.

— Pozwalam ci na to tylko dlatego, że dopiero zaczynasz, jasne? Trucizna to sztuka początkujących i tchórzliwych. To metoda, do której się ucieka dopiero wtedy, kiedy wszystkie pozostałe zawiodły lub nie mogą zostać użyte.

Trochę czasu zajmuje Dubhe przyjęcie odpowiedniej pozycji, strzały plączą jej się niezgrabnie i musi podjąć dwie próby, aby jedną założyć. Zając nadstawia uszu, zrozumiał.

— Rusz się albo ci ucieknie — szepcze Mistrz.

Dubhe stara się, ale ręka jej się trzęsie, źle wycelowała i strzał w końcu okazuje się za słaby. Zając zostaje tylko draśnięty.

— Nie martw się, nawet taki strzał wystarczy — mówi do niej Mistrz.

Kieruje się do miejsca, gdzie znajduje się zając, a Dubhe idzie za nim. Zwierzątko tam leży. Rozcięcie zaledwie zaczerwieniło sierść na lewej łapie, ale cierpienie ofiary jest wyraźnie widoczne.

Dubhe po raz pierwszy widzi efekty działania swoich trucizn i obraz agonii tego zwierzęcia na zawsze zostaje wyryty w jej umyśle.

Mistrz chyba się zorientował, bo uśmiecha się do niej gorzko.

Gdybyś lepiej wyćwiczyła celność, nie potrzebowałabyś trucizny, a to zwierzę umarłoby od razu.

Zając jest tylko pierwszą z długiej serii ofiar. Początkowy strach powoli przeobraża się w przyjemność z zasadzania się i polowania, a przerażenie na widok krwi słabnie i przychodzi przyzwyczajenie. Pod koniec zimy Mistrz zaczyna zabierać ją ze sobą na spotkania z klientami.

— Jesteś moją prawdziwą asystentką, jasne? Pójdziesz więc ze mną. Zawód zabójcy nie polega jedynie na zabijaniu, ale również na umiejętności szukania pracy i rozmawiania z tym, kto ją zleca.

I tak, mniej więcej raz w tygodniu, Dubhe wkłada płaszcz i razem z Mistrzem kieruje się do Reptha. Klienci prawie zawsze pochodzą z miasta i z reguły chodzi im o osoby w jakiś sposób związane z Dohorem.

Przed jej oczami defilują ludzie zrozpaczeni lub ambitni, przestraszeni lub wypełnieni nienawiścią, a Dubhe nagle zdaje sobie sprawę, że przez wiele lat poznała tylko bezpieczną Selvę. Teraz natomiast weszła w kontakt z ciemną stroną Świata Wynurzonego, ze światem, który wydaje jej się chaotyczny, zdradziecki i niepewny. Traci wiele z pewników, w jakie wierzyła, dobro i zło mieszają się ze sobą i wszystko zdaje się zawrotnie wirować.

Jedynym solidnym punktem jest on, Mistrz.

— Nasza praca nie zna moralności, Dubhe. Oczywiście, obowiązują pewne reguły, ale nie ma dobra i nie ma zła. Istnieje tylko czyste i proste przeżycie, jest sztylet i człowiek do zabicia. Albo to, albo bieda, nasza własna śmierć…

Dubhe słucha i przyswaja sobie jego słowa.

— Wobec klienta trzeba być pewnym i zdecydowanym. Nigdy nie wolno pokazywać twarzy. Zabójca to człowiek, który nie istnieje, nikt nie może znać jego rysów, nawet osoby, które musi zabić. Przy kliencie nie można mieć momentów zawahania i nie należy przystawać na cenę niższą niż ta, którą ustaliłaś. Cena jest taka i nie ma żadnych odstępstw. Twoja postać musi wzbudzać strach, rozumiesz? Tylko wtedy klient ci zaufa.

Mistrz uczy ją nie tylko zawodu, uczy ją życia.

Czasami jednak Dubhe z trudem rozpoznaje samą siebie. Wydaje jej się, że umarła, a potem zmartwychwstała, że przeżyła dwa różne życia. Jedyna nikła nić łącząca ją z jej przeszłością. to Gornar — to on zabił dziewczynkę, która w niej była, i sprawił, że narodziła się morderczyni.

To za pierwszym razem, kiedy Mistrz zabiera ją ze sobą do pracy, Dubhe rzeczywiście pojmuje, że następuje prawdziwy przełom.

Mówi jej to wieczorem, niespodziewanie.

— Jutro pójdziesz ze mną do pracy. Pora, abyś zaczęła być moją asystentką.

Dubhe zastyga z łyżką w połowie drogi. Jej serce jakby się zatrzymało.

— No? Co ci jest?

Stara się opanować.

— Nic, Mistrzu. Świetnie. Jutro.

Tymczasem jednak czuje, jak serce eksploduje jej w piersi, Przyszła chwila, żeby zobaczyć naprawdę, jak się pracuje, a Mistrz chce wręcz, żeby mu asystowała. Jest rozdarta pomiędzy strachem a dumą.

Przez całą noc nie myśli o niczym innym i zastanawia się, co będzie musiała zrobić, jaką rolę odegra.

W ciągu dnia jest spięta i sprawnie poleruje broń, napina łuk, a nawet przygotowuje trucizny.

Wydaje jej się, że pora obiadu nigdy nie nadejdzie, a kiedy wreszcie przychodzi czas, Dubhe ma ściśnięty żołądek. Jest zbyt rozemocjonowana.

— Jedz. Przed pracą zawsze trzeba się dobrze najeść — mówi Mistrz, obserwując ją uważnie.

Dubhe bierze łyżkę i przełyka trochę zupy. Potem zbiera się na odwagę.

Co będziemy dzisiaj robić?

Mistrz uśmiecha się sarkastycznie.

— Masz taką wielką ochotę na zabijanie?

— Nie… to znaczy…

Dubhe rumieni się gwałtownie.