Poczuła, że ktoś chwyta ją gwałtownie.
— Powiedziałem ci, żebyś nie biegła.
Musiała się powstrzymać, aby nie skoczyć mu do gardła.
— Gonią nas, idioto.
Toph ścisnął jej ramię. Zabolało, ale przygryzła sobie wargi, żeby nie krzyczeć.
— Nie ośmielisz się mnie znowu tak nazwać. A teraz zwolnij, bo za tobą nie nadążam.
Dubhe zwolniła kroku, ale uparcie nie podnosiła głowy. Nigdy tak bardzo nie odczuwała własnego zniewolenia, jak teraz.
Znajdowali się już z powrotem w pobliżu Domu. Przez całą drogę Dubhe była bardzo cicha, teraz też milczała. Szła powoli ciężkimi krokami. Długi marsz ją wykończył. Znowu zaczął padać gęsty śnieg.
— Nikomu nic nie powiem o tym, co się stało — wymruczał Toph.
Dubhe odwróciła się i spojrzała na niego ze zdumieniem.
— Dla mnie też pierwsze zabójstwo nie było łatwe… I chociaż ty już zabijałaś, no wiesz, co innego zabijać samemu, a co innego robić to dla jakiegoś wyższego planu, dla Thenaara. No i Rekla nie dałaby ci eliksiru… A widziałem cię podczas inicjacji… no wiesz… to pewnie nie jest miłe.
Dubhe wbiła wzrok w swoje czarne wysokie buty posuwające się po śniegu.
— No nie jest.
— Rekla jest okropna, wiem o tym — podjął Toph. — Ale to geniusz rozumiesz? Bardzo wiele robi dla Thenaara, dla jego chwały.
Mężczyzna wyciągnął ampułkę z krwią, którą zebrali w wieczór zabójstwa.
— Popatrz na to.
Dubhe uczyniła to niechętnie. Nie miała najmniejszej ochoty na przypominanie sobie tamtego wydarzenia. Zerknęła spod oka, ale od razu zrozumiała. Krew była jeszcze płynna.
— Widzisz? — Toph potrząsnął flakonikiem, a krew zatańczyła w środku. — To ten zielony płyn, który był tam wcześniej: ten sam, którego używamy podczas Nocy Nieobecności albo w basenie u stóp posągu Thenaara. To mikstura jej pomysłu, pozwalająca krwi nie krzepnąć. To dzięki temu krew, którą zebraliśmy, dotrze do basenu w stanie płynnym. Jednocześnie, jeśli trzeba, jest to straszliwa trucizna. Umierasz z upływu krwi.
Dubhe przez chwilę wyobraziła sobie tę straszną śmierć i mocniej otuliła się płaszczem. Ocknęła się w niej dusza botanika, więc w myślach szybko przejrzała znane sobie rośliny o właściwościach przeciwzakrzepowych.
— A to jeszcze nie wszystko. Jak myślisz, ile lat ma Rekla?
Dubhe stanęła, zbita z tropu. Nigdy się nad tym nie zastawała.
— Chyba… jakieś kilka lat więcej niż ja… Toph się uśmiechnął.
— Jest starsza ode mnie… i odkąd pamiętam, zawsze była taka jak teraz… Sam nawet nie wiem, ile ma lat, ale jest jakby… niezmienna.
Dubhe nie wiedziała, co powiedzieć.
— Nikt dobrze nie wie, jak ona to robi, ale z pewnością to jakiś z jej specyfików. Wiem coś o tym, bo była moją nauczycielką, tak jak teraz twoją. A ja… chyba go widziałem. Przypuszczam, że to niebieskawy eliksir, który od czasu do czasu przyjmuje. Daje dziwne efekty. Może się nie zorientowałaś, ale Rekla czasami znika na kilka godzin, rzadziej na kilka dni. Myślę, że źle się czuje. Raz zdarzyło mi się ją widzieć podczas takiego okresu i była… nierozpoznawalna…
Dubhe natychmiast odnotowała tę wiadomość, która mogła jej się przydać podczas planowania ucieczki.
— W jakim sensie nierozpoznawalna?
Toph nagle wydał się mniej skłonny do rozmowy.
— Widziałem ją tylko z daleka… Była przygięta, a jej skóra… jakby odzyskała swoje lata, nagle. Tak, sądzę, że to coś w tym stylu.
— A gdzie ją widziałeś?
— Dlaczego chcesz to wiedzieć?
— Z ciekawości… W końcu to moja nauczycielka, nie?
— Niedaleko sali z basenami, biegła gdzieś w stronę rogu.
Zatem tam musiała szukać. Zdobycie eliksiru było pierwszym krokiem na drodze do ucieczki.
Dubhe zatrzymała się, a razem z nią Toph.
Nagle zarysowała się przed nimi sylwetka świątyni, obszerna i ponura, a jej brązowe drzwi niewyraźnie połyskiwały w ciemności.
Ciężkie wrota otworzyły się, po czym powoli zatrzasnęły za Dubhe i dziewczyna znowu poczuła woń zamknięcia, która stała się już dla niej zapachem Gildii. Z głębi świątyni posąg spoglądał na nią spod brwi. Ale tym razem był tu ktoś jeszcze.
Jakaś osoba tkwiła w jednej z ławek, jak zawsze na klęczkach Postulant. Dubhe natychmiast przypomniała sobie kobietę, którą widziała w dniu, kiedy po raz pierwszy postawiła nogę w tym miejscu, kiedy jeszcze wierzyła, że może uwolnić się od klątwy po prostu grożąc Yesholowi.
Przemierzając nawę razem z Tophem, miała czas, aby przyjrzeć się pochylonej sylwetce. Jej ramiona były wyprostowane i należały do młodej osoby. Jedna z opartych na czarnej posadzce świątyni stóp poruszała się lekko i nerwowo. Złożone dłonie były zaczerwienione od zaschniętej krwi. Przybysz dopełnił rytuału.
Postać mruczała coś cicho, ale Dubhe nie udało się usłyszeć wypowiadanych słów.
Jej twarz zobaczyła tylko przez moment, kiedy ona i Toph kierowali się na tyły posągu.
Jedwabiste czarne włosy, twarz chłopca, który dorósł zbyt szybko, i dziwna, wyprostowana postawa osoby, która nie wyzbyła się całkiem nadziei.
Kiedy tylko przeszła obok niego, chłopiec podniósł lekko głowę i ich spojrzenia się skrzyżowały. Głębokie zielone oczy i kilka malutkich piegów na zaróżowionych policzkach wieśniaka. Jego wzrok wcale nie był przepełniony rozpaczą, lecz żywy i zdecydowany.
Co tu robi ktoś taki jak on? — zastanowiła się Dubhe.
Potem chłopak opuścił głowę i znowu oddał się modlitwie tym razem głośniejszej, bardziej żarliwej. Dubhe cały czas na niego patrzyła, dopóki nie doszli pod posąg Thenaara.
Toph złapał ją za ramię.
— No co? Co się tak patrzysz? To Przegrany, nie jest godny twojego zainteresowania. Pomódl się raczej.
Dubhe przytaknęła roztargniona, uklękła i pomyślała o czymś innym, podczas gdy jej towarzysz powtarzał zwyczajową modlitwę.
Potem wstali.
Chłopak wciąż tam był, w tej samej pozycji, co wcześniej.
Życie powróciło do swojej zwykłej monotonii. Toph dotrzymał słowa i Rekla o niczym się nie dowiedziała. Ustalonego dnia, kiedy były w świątyni na codziennej lekcji, kobieta wyciągnęła zza gorsetu buteleczkę.
— Twój eliksir.
W ten sposób Dubhe oszczędziła sobie cierpień, których doświadczyła w przeszłości, kiedy zdarzyło jej się nieposłuszeństwo.
Przede wszystkim jednak kontynuowała swoje rozpoznanie. Teraz miała już wskazane miejsce, gdzie mogła szukać.
Zaczęła zapisywać wszystko, co już wiedziała o strukturze Domu. Do tej chwili postępowała bez żadnej prawdziwej metody błąkając się nocą tu i ówdzie. Nadszedł czas, aby przestać się wygłupiać i w pełni wykorzystać swoje umiejętności.
Wzięła plan, który Rekla dała jej pierwszego dnia.
W rogu Wielkiej Sali, sali z basenami, nie było nic zaznaczone. Dom zaczynał się i kończył na tym jednym, nieskończenie rozległym piętrze, które miała przed oczami. A jednak coś musiało tam być, może jakieś ukryte drzwi, kto wie…
Na planie nie było zaznaczone laboratorium Rekli, co wskazywało na to, że rysunek nie był kompletny.
Pozostawało zatem zrobić dwie rzeczy: postarać się zrozumieć, co znajduje się w rogu Wielkiej Sali, dokąd biegła Rekla, oraz odnaleźć jej pokój. Najprawdopodobniej obie te kwestie były ze sobą związane.
Dubhe zaczęła od Wielkiej Sali. Za pierwszym razem poszła tam w ciągu dnia, po obiedzie.