– Wstrzymaj żądze – rzucił surowo brat. – Dziewczyna jest tu gościem honorowym. Obiecałeś jej biednej matce, że wróci do domu nietknięta. Poza tym to nie jej wina, co sir Jasper uczynił w domu Roba. Dziewczyna nie zna tego parszywca. Poza tym, Tavisie, przypominam ci, że ona jest tu pod opieką Kościoła na twoją prośbę. Jeśli ją tkniesz, diabli wezmą twoją duszę.
– Daj spokój, Colinie – żartował Donald Fleming.
– Tavis zmienił zdanie i woli, żeby dziewczyna znalazła się pod nim, niż pod opieką Kościoła. Kto wie, może dla niej to okaże się przyjemniejsze? – rzekł i wykonał nieprzyzwoity gest.
– Dlaczego nie – wtrącił się do dyskusji podpity Gavin Fleming. – Przecież ten angielski tchórz zbrukał honor naszego brata. Jeśli Tavis zechce mieć jego kobietę, to niech ją sobie weźmie. Ma do tego prawo!
– Nie – zaprzeczył stanowczo najmłodszy z braci.
– Nie ma prawa. Arabella Grey jest zupełnie niewinna. Król i sir Jasper potraktowali ją jak rzecz, a teraz ty, Tavisie, chcesz uczynić to samo. Eufemia ukrywała swój prawdziwy charakter, ale gdybyś słuchał, co mówią ci ludzie, nie chciałbyś się z nią żenić. Nie chciałeś spełnić swojego obowiązku, ale gdy cię do niego przymuszono, znalazłeś sobie w pobliżu kobietę z dobrym nazwiskiem i oświadczyłeś się jej bratu, nie poznawszy jej nawet wcześniej. Miałeś więcej szczęścia niż rozumu. Teraz będziesz traktował lady Grey z szacunkiem, a jutro wyślesz kogoś na przeszpiegi za granicę, żeby się dowiedział, co też sir Jasper Keane planuje w sprawie narzeczonej.
– Słusznie, Colinie – przyznał hrabia. – Nie będzie mi łatwo się powstrzymać, bo ta mała naprawdę rozpaliła we mnie ognie, ale zrobię, jak mi radzisz.
– Możesz się pocieszyć, starszy bracie, kiedy będziesz dziś samotnie leżał w łożu, że błogosławieństwo Kościoła jest z tobą – mruczał niewyraźnie Gavin.
– To tylko pożądanie – stwierdził młody ksiądz.
– Gdybyś miał tyle ognia w lędźwiach, kiedy mówisz o kobietach, co masz zapału, kiedy mowa o Bogu, to może bym wysłuchał twoich rad, braciszku. Ale jak ktoś nie jada owsianki, to nie może mówić, jak smakuje.
– Zachowywałem się jak normalny mężczyzna, nim zostałem księdzem, bracie – odparł wesoło Colin. -Nie pamiętasz, jak bałamuciłem twoje dziewczyny? Niełatwo mi było z tego zrezygnować i muszę szczerze przyznać, że jeszcze czasem mi do tego tęskno. Ale przecież nie mógłbym się poświęcić całkowicie Bogu, gdybym miał żonę i dzieciaki. Dla mnie nie ma innej ścieżki niż ta, którą kroczę. Może dlatego, że nie myślę o kobietach tak jak ty, inaczej je traktuję. Może powinniście wy też pomyśleć o nich jak o żywych, myślących istotach, a nie jak o sposobie na zaspokajanie żądz.
Donald Fleming jęknął głośno.
– Już od dziecka nie cierpiałem kazań, Colinie. Teraz też mi są nie w smak. Pojadę jako twój szpieg, Tavisie, bo nie mogę tu zostać i patrzeć, jak ślinisz się na widok tej małej Angielki, kiedy ksiądz modli się za was oboje.
– Pora już, bracie – rzucił Colin – żebyś przestał myśleć lędźwiami, a zaczął głową.
Bracia roześmiali się, a Rob powiedział nagle:
– Mam nadzieję, że nie robisz tego, panie, tylko z powodu Eufemii. Kochałem moją siostrę, ale wiem, że nie była nic warta.
Nim Arabella otworzyła rano oczy, Donald Fleming wyjechał już z Dunmor i przejechał granicę z Anglią. Dotarł w pobliże warowni Greyfaire. Mimo iż słońce stało już wysoko, na polach nie było żywej duszy. Przypomniał sobie, że poprzedniego dnia o tej porze wszyscy już dawno byli na nogach, a dziś, nie wiadomo dlaczego, spali.
Przebrał się za wędrownego handlarza i rozglądał po okolicy w poszukiwaniu mieszkańców. W końcu zauważył kobietę idącą do studni po wodę.
– Dzień dobry, wielmożnej pani – powiedział wesoło. – Mógłbym prosić o trochę wody?
– Jesteś Szkotem! – rzuciła kobieta oskarżycielsko i spojrzała na niego spode łba.
– Tak, ale nie musi się pani na mnie za to gniewać. W połowie jestem Anglikiem, bo moja matka, niech Bóg ma w opiece jej duszę, pochodziła z Yorku. Jestem handlarzem i chodzę po obu stronach granicy. -Zdjął z konia węzełek i rozwinął go na ziemi przed zachwyconą wstążkami i koronkami chłopką. – Mam tu piękne materie z dalekich krajów. Jest nawet jedwab zwiewny jak mgiełka. Zastanów się, dobra kobieto i wybierz sobie przyprawę za twoją dobroć i uraczenie mnie szklanką wody.
Uśmiechnął się wesoło, a kobieta obejrzała go raz jeszcze uważnie, ale już bez podejrzliwości. Za to ze szczerym podziwem, bo Donald Fleming był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Miał kasztanowe włosy, był wysoki i zachowywał się swobodnie, nawet zalotnie, co sprawiło, że kobieta poczuła się bezpiecznie.
– No cóż – powiedziała, podając wodę jemu i koniowi – może wezmę trochę szafranu, jeśli masz.
– Specjalnie dla pani – odparł Donald, mając nadzieję, że uda mu się o wszystko ją wypytać. – Jest już późno – zauważył, podając jej wybrane zioła – a jesteś, miła pani, jedyną osobą, którą spotkałem we wsi.
– Tak – odparła z oburzeniem i schowała zioła do kieszeni – mężczyźni jeszcze pewnie od wczoraj nie wytrzeźwieli. – Wczoraj mieliśmy naprawdę sądny dzień. Młoda lady na Greyfaire, śliczna dziewuszka, miała wyjść za mąż. Jest spokrewniona z naszym królem, Ryszardem. To on jej wybrał męża. Od śmierci lorda Henryka nie było w warowni pana i król bał się, że kobiety nie będą w stanie obronić zamku. Ale mnie się zdaje, że kapitan FitzWalter dobrze by sobie z tym poradził. Kiedy tylko nasza młoda panienka weszła do kościoła, Szkoci napadli na dom Boży i porwali ją. Wykradli naszą dziedziczkę i odjechali, podli ludzie – kobieta zapłakała.
– Pewnie chcieli okupu – pocieszał ją Donald. – Jak jej narzeczony zapłaci, pewnie ją zwrócą całą i zdrową. – Często już tak bywało, droga pani. Kiedy wasz pan nie poskąpi grosza, panienka wróci, nim się obejrzycie.
– Nasz pan? Ha! – oburzyła się kobieta, wciąż szlochając. Najwyraźniej nie miała o nim najlepszego zdania. – Okazało się, że niezły z niego drań. Mąż mówi, że mam trzymać język za zębami, bo on teraz jest panem na Greyfaire i nikt mu nie może zaprzeczyć, nawet FitzWalter, choć on był równie oburzony, co my!
– Oburzony? A co się stało, pani? Kim jest wasz nowy pan? – zapytał łagodnie Donald.
– Sir Jasper Keane, chłopcze. Kiedy Szkot odjechał z jego narzeczoną, naszą małą panienką, sir Jasper zmusił do zaślubin biedną lady Rowenę, twierdząc, że nie będzie mógł ożenić się z lady Arabellą, bo nawet jeśli wróci, to będzie pohańbiona przez Szkotów. Och, co za zły człowiek!
– Kim jest lady Rowena? – zapytał Donald zaciekawiony obrotem sprawy.
– Ależ to matka lady Arabelli. Cokolwiek by mój mąż mówił, dla mnie to straszna niegodziwość! – krzyknęła oburzona chłopka, trzęsąc się ze złości. – Biedna lady Rowena przepłakała całą ceremonię zaślubin, taka była załamana.
Donald nie musiał udawać zdziwienia. Powinien zapytać kobietę jeszcze o kilka szczegółów.
– Jak to możliwe, że sir Jasper poślubił inną, skoro podpisał intercyzę małżeńską? To małżeństwo nigdy nie będzie uznane. Jak to się stało, że ksiądz zgodził się ich związać takim węzłem? Przecież podobnie było z bratem króla Ryszarda i dlatego jego bratankowie nie dziedziczą tronu.
– Sir Jasper nie podpisał intercyzy. Małżeństwo nie było mu obiecane. Wybór miał należeć do lady Arabelli. Świętej pamięci królowa Anna nie chciała, by dziewczyna wyszła za kogoś, kogo nie będzie kochała. Ale wydawało się, że taki z niego szlachetny pan – szlochała chłopka, ocierając oczy fartuchem.