Выбрать главу

Czy ten miód płynął z jej ust?

– Obawiasz się? Dlaczego się mnie obawiasz? – zapytał szczerze zaniepokojony. – Ja chcę cię tylko kochać.

– Tego kochania tak bardzo się boję. Miłość nie pozwoliłaby mi stąd odejść, a przecież za trzy dni muszę wyjechać.

Dotknął delikatnie ustami jej ust i spojrzał na nią z czułością.

– Wiesz, że chciałbym, abyś została ze mną – rzekł – ale rozumiem też, że musisz jechać… jeśli naprawdę musisz. – Pieścił przez chwilę jej piersi, a potem dodał stłumionym od namiętności głosem: – Nie mówmy o rozstaniu, skoro dopiero zaczynamy naszą przygodę.

Arabella znów zamknęła oczy i poddała się rosnącej namiętności. Wiedziała, że długo nie może się przed nią bronić, bo choć król dzielnie znosił jej nieśmiałość i opór, wkrótce zapragnie i z jej strony namiętności, a jeśli jej nie zauważy, nie będzie zadowolony i wtedy nawet sugerowanie rosnącego uczucia jej nie pomoże.

Nie musiała udawać namiętności, bo wkrótce delikatne drżenie zmieniło się w walkę dwóch ciał w zapasach rozkoszy. Wiedział, że była gotowa i mógł w nią wejść, ale nie chciał… Jeszcze nie teraz. Delikatnie pieścił jej wzgórek Wenus, a ona drżała pod wpływem jego dotyku.

Tego już za wiele, pomyślała Arabella. Nigdy nie czuła tak cudownego ciepła. Tavis nigdy nie kochał jej w ten sposób. Dlaczego?

– Och, tak, tak, panie mój! – Pojękiwała, drżąc i wzdrygając się przy każdym dotknięciu.

Zaskoczony i zadowolony Jamie zastanawiał się, dlaczego jego wuj nie kochał się tak z żoną. Najwyraźniej po raz pierwszy była tak pieszczona.

Wszedł w nią delikatnie, ale nie poruszył się. Spojrzała na niego zaskoczona.

– Zabawmy się, moja miła. Sprawdzimy, kto pierwszy będzie musiał przycisnąć się bliżej – rzekł i zaczął namiętnie ją całować.

Mężczyźni są jak dzieci, pomyślała. Ale ten dzieciak był bardzo sprytny i potrafił rozbudzić w kobiecie niegasnącą namiętność. Pragnął jej tak bardzo, że odchodził od zmysłów, ale ona całowała go z równą pasją jak on ją, a mimo to nie ustąpiła. W końcu nie mógł znieść napięcia i wszedł w nią mocno. Mimo szumu w uszach słyszał jej zwycięski śmiech, a wtedy zaczął poruszać się niej coraz mocniej i mocniej, coraz szybciej i szybciej, aż w końcu jej spazmatyczne drżenie dobiegło końca i leżała już tylko z głową odchyloną do tyłu, oddychając z trudem.

Arabella właśnie zdała sobie sprawę, że mimo rozkoszy, jaką przed chwilą przeżyła, mimo niespodzianek, satysfakcji i radości, które sprawił jej ten zupełnie obcy mężczyzna, jednego nie doświadczyła. Miłości. Między nią a królem prócz pieszczot nie było nic. Dopiero teraz wiedziała, co czuje. Samotność. Jej serce pękało z bólu. Teraz już na zawsze będzie samotna. Samotność była ceną za Greyfaire, ale chyba było tego warte. Czy na pewno?

CZĘŚĆ III. MILADY GREYFAIRE

***

ROZDZIAŁ 15

Arabella Grey wróciła do rodzinnego domu po czterech latach. Był kwiecień, a jej siwa klaczka prychnęła, węsząc znajomy zapach. Stały na wzgórzu, z którego widać było warownię. Wyglądała na daleką, zaniedbaną i opuszczoną. Mimo iż dzień był chłodny i wilgotny od siąpiącego deszczu, w żadnej z chat nie dymiło się z komina. Arabella zadrżała z zimna i smutku.

– Jesteś pewien, Rowanie, że sir Jasper nie przebywa w warowni? – zapytała syna FitzWaltera po raz szósty tego dnia.

– Nie, milady, na pewno go nie ma. Od miesięcy nie był w Greyfaire. Gdyby przyjechał niespodziewanie, ojciec wysłałby kogoś z wiadomością.

– Ruszajmy więc – zawołała do Lony, jadącej z małą Margaret na pięknej kasztance. – No, Lono, jesteśmy już prawie w domu.

Pośród ciężkich kropli deszczu zjeżdżały w dół po zboczu.

– Dlaczego nie widać dymu nad żadnym z kominów? – zastanawiała się głośno.

– Większość kobiet pracuje w sadzie, milady, a starsi mężczyźni pełnią wartę na murach. Nikogo nie ma w chatach. Nawet dzieci i matki są w polu. Sir Jasper wysyła od czasu do czasu swego kapitana Segera, żeby sprawdził, czy któryś z chłopców nie dorósł przypadkiem do służby. Na początku próbowaliśmy chować chłopaków, ale sir Jasper ma spis nazwisk i nikomu nie udało się ukryć.

– A jednak ty wciąż tu jesteś, Rowanie – zauważyła Arabella.

– Tak, mnie się udało – stwierdził rzeczowo. – Ojciec powiedział sir Jasperowi, że pewnego dnia zajmę jego miejsce, powinienem więc zostać i uczyć się od niego fachu. Sir Jasper roześmiał się wtedy i powiedział, że nie ma zamiaru spierać się z nim o jednego chłopaka, bo ceni sobie jego lojalność i woli, żeby dobrze bronił Greyfaire pod jego nieobecność. Teraz już nie muszę się chować, kiedy przyjeżdża Seger.

Arabella skinęła głową.

– Ciekawe, co o tym myślą inne matki – szepnęła. Rowan zaczerwienił się.

– Nie jest mi łatwo, pani. Dziewczęta nie chcą ze mną rozmawiać, bo ich braci wcielono do armii sir Jaspera – przyznał Rowan. – Jednak mój ojciec naprawdę mnie tu potrzebuje. Poza tym udało mi się ukryć kilku chłopaków. Nie wolno im opuszczać chaty za lasem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nadjedzie Seger.

– A jeśli przyjedzie, gdy ja będę w Greyfaire? – przestraszyła się Arabella.

– Zabijemy go, żeby nie powiedział o tym swemu panu – odparł szczerze Rowan.

– Ilu chłopców chowasz w tej chacie, Rowanie? – zapytała Arabella.

– Tuzin, milady.

– To dobrze. Będzie mi potrzebna straż przyboczna, kiedy pojadę do króla.

– Jedziesz, pani, na królewski dwór? Dlaczego? – zdziwił się.

– Żeby król potwierdził moje prawa do Greyfaire. Wiesz, że sir Jasper próbuje zyskać przychylność króla, by ten zagwarantował mu prawa do mojego majątku – wyjaśniła.

– Ale przecież to pani jest dziedziczką Greyfaire, milady! – oburzył się. – Pani jest ostatnią z rodu Grey.

– To prawda, Rowanie, ale kilka lat byłam w Szkocji, a sir Jasper zarządzał moim majątkiem. Król wie o mnie tylko tyle, ile powiedział mu sir Jasper. Nie chcę Greyfaire dla siebie, tylko dla swojej córki. Jeśli król pozwoli mojej córce odziedziczyć warownię, to Greyfaire będzie miało nową linię dziedziców. Poproszę króla o wyznaczenie męża dla Margaret, by nigdy nie było już wątpliwości, co do lojalności dziedziców Greyfaire wobec angielskiego monarchy.

Przejechali przez prawie pustą wieś, a potem ruszyli drogą w stronę warowni. Gdy wieśniacy pracujący w polu zobaczyli ich z daleka, zaczęli biec ku nim, wołając głośno słowa powitania. Arabella szlochała, widząc znajome twarze. Kobiety, które kiedyś uchodziły za zbyt pulchne, miały teraz zapadnięte policzki. Młode dziewczyny przypominały bardziej staruszki. Mimo to uśmiechały się na jej widok i witały ją szczęśliwe, że wróciła.

– Pani! To nasza pani!

– Niech cię Bóg błogosławi, lady Arabello!

– Będzie lepiej! Wróciła do nas dziedziczka!

– Witaj w domu, milady!

– Grey jest znów w Greyfaire! Wróci do nas szczęście.

FitzWalter ze łzami w oczach powitał panią, całując jej dłoń.

– Wróciłaś do domu – powiedział szczęśliwy.

– Wróciłam, FitzWalterze – odparła i uśmiechnęła się. – Dziękuję za powitanie, dobrzy ludzie. Jutro w południe stawcie się w zamku, a opowiem wam, co przeszłam i jakie mam plany na przyszłość. Teraz idźcie do domów, bo deszcz pada coraz mocniej – rzekła i ruszyła w stronę warowni.

Wieczorem umieszczono Margaret w ciepłym, suchym łóżku. Arabella usiadła przy kominku i zamyśliła się. Jak dotąd nie zdawała sobie sprawy, jak niewielki i biedny był jej dom. Przynajmniej wyglądał na czysty i to pewnie za sprawą Rozamundy, żony FitzWaltera. Kamienna podłoga była pozamiatana, a w kątach poukładano suszone, pachnące zioła. W porównaniu z Dunmor, sala rycerska Greyfaire wydawała się bardzo prosta. Stał tam jedynie stół i kilka krzeseł. Zauważyła, że w oknach brakuje paru szyb, a puste miejsca zapchano szmatami.