– Muszę też przewieźć moje konie, wasza wysokość. Będziemy jechać od wybrzeża do Paryża. Mogłabym oczywiście odesłać konie do domu, ale czy to nie wyda się dziwne, że w takim napadzie wściekłości zachowałam się w tak logiczny sposób? Zresztą pewnie przewiezienie moich koni przez kanał będzie tańsze niż kupienie nowych we Francji – rzekła na koniec, zdając sobie sprawę z oszczędnej natury króla.
– W rzeczy samej – zgodził się Henryk Tudor. – Na konie też dam pieniądze. Coś jeszcze?
– Pozostaje sprawa moich funduszy, panie – rzekła słodko.
– Dostarczy ci je zaufana mojej żony, kiedy przyjdzie po dziecko.
– Nie, panie. Otrzymawszy pieniądze od damy dworu jej wysokości, nie będę mogła się targować. Jeśli dostanę za mało złota, nie będę w stanie wyżywić siebie i moich ludzi. Żaden zamożny i wpływowy Francuz nie spojrzy ni razu na kościstą szlachciankę z Anglii. Jeśli chcesz, panie, bym dostarczyła ci informacji, musisz zadbać o to, bym utrzymała się przy dworze, póki nie znajdę odpowiedniego opiekuna. Poza tym, jak sam wiesz, nie wszyscy bogaci są hojni, więc o tym również muszę pomyśleć.
– Masz zamiar mnie doszczętnie złupić, kobieto? – rzucił poirytowany. Zastanawiał się, czy ta dama przypadkiem z niego nie kpi.
Wyjął z dębowego biurka dwie sakiewki i ważył je w dłoni. Arabella podeszła i wzięła podaną jej, cięższą.
– Czy mogę już zacząć udawać, wasza wysokość? – zapytała z uśmiechem
– Czy mi się zdaje, czy zaczyna ci się to podobać, pani? – zapytał zdziwiony król.
– Wasza wysokość, jesteś niezwykle spostrzegawczy – powiedziała i ku zaskoczeniu króla zaczęła głośno zawodzić: – Och! To niesprawiedliwe! Och! Gdzie mam teraz pójść? Co mam teraz uczynić? Jak wykarmię moją biedną córkę?!
– Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć, pani, nim postanowiłaś zostawić męża, żeby tu przyjechać w swojej niemądrej sprawie. Lepiej zrobisz, wracając teraz do niego szybko i błagając go o wybaczenie. Jeśli cię nie weźmie z powrotem, to przynajmniej zajmie się waszym dzieckiem – rzekł głośno król. – Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Sama zdecydowałaś o swoim losie.
– Nie! – szlochała Arabella. – Nigdy nie wrócę do tego barbarzyńcy. Ulituj się, wasza wysokość! Litości! Oddaj mi Greyfaire, bo należy się tylko mnie!
– Mam oddać przygraniczną warownię kobiecie? – ryczał na nią król tak, by było słychać za drzwiami. – Pani, chyba sobie ze mnie kpisz! Ha, ha, ha! Jak kobieta miałaby bronić granic Anglii? To jakieś niedorzeczności. Odejdź, madame! Natychmiast stąd odejdź! – Podszedł do drzwi i otworzył je z łoskotem, uderzając nimi w kilku dworzan, którzy podsłuchiwali od dłuższej chwili. O mało nie wybuchł śmiechem na ich widok. – Wracaj do Szkocji, gdzie twoje miejsce i zabierz ze sobą dziecko! Greyfaire już nie należy do ciebie, pani. Odejdź!
Arabella odczekała chwilę, by wszyscy mogli zobaczyć ją wychodzącą z komnaty z żałosną miną. Wyglądała niezwykle pięknie, ale minę miała zbolałą i nieszczęśliwą. Jeszcze raz spojrzała na króla i krzyknęła z wściekłością:
– Nie wrócę do Szkocji! Nigdy! Nie zmusisz mnie do tego, panie!
Wybuchnęła głośnym płaczem i zaczęła się przepychać przez zebrany tłum, szlochając żałośnie. W tłumie zauważyła sir Jaspera Keane’a z uśmiechem triumfu na przystojnej twarzy. Dworskie życie sprawiło, że przytył. Jego figura zdradzała tendencje do ospałości w podeszłym wieku.
Była już przy drugich drzwiach, kiedy przypomniała sobie, że musi jeszcze coś powiedzieć:
– Bądź przeklęty, Henryku Tudor! Jesteś wcielonym diabłem! I ty, Jasperze Keane, bądź przeklęty wraz z nim. Cóż za król wami rządzi, Anglicy, skoro w tym kraju kobieta zostaje okradziona ze swego rodowego dziedzictwa!
Łzy jeszcze raz wypełniły jej oczy, nim wyszła. Wybiegła na podwórze zamkowe do swego konia. Dobrze poradziła sobie ze swoją rolą, bo zauważyła kilka współczujących spojrzeń wśród tłumu. Wsiadła na konia i odjechała do zakonu, gdzie zebrała swoich ludzi w sadzie, by nikt nie mógł ich podsłuchać.
FitzWalter był wściekły, usłyszawszy jej historię.
– Król czy nie król, nie powinien był tak postąpić, milady! – rzucił oburzony.
Żołnierze mu towarzyszący mruknęli coś na poparcie jego słów.
– A jakie mam wyjście, Fitz Walterze? Wiesz, że nie mogę oddać Greyfaire w ręce obcego człowieka.
– A co by król zrobił, gdybyś wróciła do domu i stawiła mu opór?
– Nie jestem zdrajczynią, przyjacielu, i wy też nie. Sprzeciwić się królowi, oznacza zdradzić kraj. Nie mam innego wyjścia, muszę robić, co każe. Lono, ty, FitzWalteri sześciu twoich ludzi pojedziecie za mną do Francji. Pozostali pojadą do Greyfaire i powiedzą innym, że tak naprawdę wcale ich nie zostawiłam. Rowan FitzWalter zajmie się obroną Greyfaire. Jak mniemam, król zajmie się resztą spraw. Ma udawać, że konfiskuje mój majątek.
Odeszła, żeby się uspokoić, ale zamiast tego zaczęła się jeszcze bardziej martwić. Najbardziej obawiała się o Margaret.
– O, Matko Boska – westchnęła – co ja zrobiłam?
– No właśnie, Bello – przerwała jej zamyślenie Lona. – Zastanowiłaś się, co robisz? Margaret nic nie będzie. Wiem, że to o nią się martwisz. Jesteś dobrą matką, choć niestety nie najlepszą żoną.
– Jak śmiesz! – oburzyła się Arabella.
– Jesteśmy przyjaciółkami od kołyski, mimo że jestem pośledniejszego stanu, więc mam śmiałość doradzić ci, żebyś wróciła do męża. On jest ważniejszy niż Greyfaire. Twoja miłość jest ważniejsza niż warownia. Hrabia na pewno przyjmie cię z powrotem.
– Cenię sobie twoją przyjaźń i szczerość, Lono. Kocham hrabiego, ale teraz już nie mogę się cofnąć. Co się stało, to się nie odstanie.
Arabella została w sadzie z córką, która przybiegła, by pochwalić się matce, że dostała małego kotka od siostry Mary. Siedziały obie z matką pod drzewem, aż w końcu zasnęły zmęczone.
Gdy Arabella otworzyła oczy, stała przed nią dama w pelerynie z kapturem.
Dama zdjęła kaptur, a Arabella zerwała się gwałtownie na nogi, oddając dziecko Łonie.
– Wasza wysokość – wydusiła zaskoczona.
– Mój mąż powiedział mi o twojej misji we Francji. Jesteś bardzo dzielną kobietą, lady Grey. Jesteśmy ci oboje bardzo wdzięczni. Wiem od mego małżonka, że martwisz się o córkę, która nie może jechać wraz z tobą. Kiedy poprosił mnie, bym wysłała jedną ze swoich dam po lady Margaret, postanowiłam iść sama, by dać ci uroczyste słowo honoru, że osobiście zajmę się twoją małą córeczką, pani. W mojej rodzinie byłam najstarszą córką, a matka często nas przytulała. Postaram się dać wiele miłości twojej maleńkiej, kiedy ciebie tu nie będzie.
– Wasza wysokość – Arabella zaczęła szlochać.
– Och, nie chciałam cię zmartwić – przestraszyła się królowa.
– Nie zmartwiłaś mnie, pani, jeno ciężko mi się rozstać z moją małą Margaret.
– Ależ to śliczna dziewczynka – zachwyciła się królowa. – Pójdziesz teraz ze mną do mego domu? Mam małego synka. Będziesz mogła się z nim bawić.
– Kotek – rzuciła rezolutnie lady Margaret.
– Tak, kotka możesz zabrać ze sobą – zgodziła się królowa. – Pożegnaj się z mamą – powiedziała i wzięła dziewczynkę na ręce.
– Pa pa, mama – wymamrotała Margaret, zajęta już tylko kotkiem o szarym umaszczeniu i białych łapkach.
– Pa, kochanie – szepnęła Arabella, wstrzymując łzy.
– Lady Margaret wie, że jest kochana i dlatego nie boi się nowych przygód, nawet u obcych ludzi – mówiła Lona szeptem, kiedy patrzyły na odchodzącą kobietę z dzieckiem. – Nic jej nie będzie. Spodoba jej się u królowej. Sama po nią przyszła. Dobra z niej niewiasta.