– Czy on nie lubi kobiet? Może jest żonaty? – zapytała zaciekawiona Arabella.
– Och, Adrian Morlaix lubi kobiety i to bardzo, zapewniam cię, moja droga. Owszem, ma żonę, myszowatą i malutką, ale bardzo płodną kobietkę, która co roku daje mu nowe potomstwo. Trzyma ją z dala od dworu, choć kilka lat temu widziałem ją raz, niedługo po ich ślubie. Jego żona mieszka z dziećmi w château w Normandii, a on odwiedza ją od czasu do czasu, lecz nie częściej niż raz w roku, by uszczęśliwić nowym dzieckiem – Adrian większość czasu spędza na dworze, biorąc sobie coraz to nowe kochanki, by je zaraz potem rzucić.
– To jakiś straszny człowiek – stwierdziła Arabella.
– Ależ nie – zapewnił ją lord Varden. – Jest czarujący i dowcipny, ale łatwo się nudzi.
– I spodziewacie się, że ja go zaintryguję na tyle, by zwierzał mi się ze swoich tajemnic? Panie, obawiam się, że spotka nas rozczarowanie. Jeśli nie udało się to francuskim pięknościom doświadczonym w miłosnych potyczkach, to jak, na litość boską, ma się to udać mnie?
– Droga pani – rzekł jej towarzysz – najwidoczniej nie wie pani, jak wielka jest pani uroda, a już na pewno, jak należy jej używać wobec mężczyzn, by ich wykorzystać. Jeśli jest pani tak niewinna w sprawach uwodzenia, chętnie posłużę za nauczyciela. Zacznę od pierwszej i najważniejszej rady: odmawiaj mężczyźnie aż do chwili, kiedy zacznie rozpaczliwie błagać. Niech pani będzie sobą i nie próbuje niczego udawać. Obiecuję, że na pewno osiągnie pani sukces, o jakim nie marzyła w snach.
Powóz zatrzymał się.
– Nie zostawi mnie pan samej? – upewniła się w chwili paniki, jaka ją nagle ogarnęła.
– Przez cały wieczór nie będę pani odstępował ani na krok. Pewnie moje zachowanie rozczaruje kilku zalotników, tłoczących się dziś przy pani. Postaram się im jednak wyjaśnić, że nie jesteśmy kochankami, choć bardzo tego żałuję. Powiem im, że jestem jedynie pani rodakiem, który zaopiekował się damą w tarapatach.
Stangret zeskoczył z powozu, by rozłożyć schodki i podać obojgu podróżnym rękę. Tuż obok zajeżdżały inne powozy i wysiadali z nich elegancko odziani goście króla. Wchodzili głównym wejściem od ulicy do rezydencji de Valois. Kwadratowy budynek miał drugie drzwi prowadzące na ogrody. Lord Varden skierował się z Arabellą do głównego wejścia, trzymając ją pod ramię. Przepychali się wśród prawdziwego tłumu. Varden kłaniał się od czasu do czasu i uśmiechał do znajomych, którzy nie ukrywali poruszenia na widok jego olśniewająco pięknej towarzyszki.
– Jest i regentka, księżna de Bourbon – szepnął w stronę ucha Arabelli i lekko skinął głową w lewo. – Bądź dzielna, moja droga, bo za chwilę cię przedstawię. – Zatrzymali się przed księżną i nisko skłonili. – Witaj madame la duchesse - rzekł lord Varden. – Niech mi wolno będzie przedstawić pani moją krajankę i zbiega, lady Arabellę Grey.
– Z własnej woli opuściłaś Anglię, madame? – zainteresowała się regentka, spoglądając na Arabellę.
– Niestety, nie. Opuściłam Anglię, ponieważ padalec, który śmie zwać się naszym królem, ograbił mnie z majątku, znajdującego się na granicy ze Szkocją, madame la duchesse, a wszystko tylko dlatego, że jestem kobietą. Król twierdzi bowiem, że kobieta nie jest w stanie utrzymać przygranicznej warowni. Tak uzasadnił tę jawną kradzież – rzekła smutno Arabella.
– Nie dał ci zatem w zamian innego majątku o tej samej wartości, by złagodzić stratę? Dlaczegóż to? – zapytała stanowczym tonem Anna de Beaujeu.
– Nie, madame la duchesse - odparła Arabella. – Nic nie zaproponował mi w zamian, pewnie dlatego, że moja świętej pamięci matka była spokrewniona z naszym zmarłym królem, Ryszardem.
– Ach – odparła ze zrozumieniem księżna de Bourbon. – Niestety, mon chere madame, tak właśnie postępują królowie, mszczą się na rodzinach swoich rywali. Ale żeby pozbawić majątku bezbronną kobietę, to już prawdziwy brak ogłady. Mam nadzieję, że we Francji powiedzie się pani lepiej, lady Grey – skończyła regentka i odwróciła się, by powitać innych gości
Arabella i lord Varden skierowali się w stronę ogrodu.
– Nie jest zbyt piękna – zauważyła Arabella, kiedy się nieco oddalili – ale trzeba przyznać, że niezwykle elegancka.
– Znacznie bardziej przypomina matkę niż ojca – zauważył lord Varden – ale ma nos i szyję rodu de Valois. Na szczęście po matce odziedziczyła dobry gust. Charlotte Savoy uwielbiała luksus i doskonale znała się na modzie.
– Jaki jest król Karol?
– Karol? Spójrz, moja droga. To ten chłopak z jasnorudymi włosami. To jest król Karol.
– Ten cherlawy, wyglądający na chorego? – zdziwiła się Arabella. Nie było w nim nic królewskiego. Niski, miał nieproporcjonalnie długie nogi, a głowę za dużą w stosunku do reszty ciała. Spoglądał na wszystkich z miną, która zdradzała osobę niezbyt rozgarniętą. Wielki, przygięty nos prawie stykał się z górną wargą, grubą i szeroką. Na środku brody znajdował się głęboki dołek.
– Na Boga, panie, powiedz mi, że ten człowiek ma jakąś zaletę, bo na pewno jest najbrzydszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek w życiu widziałam – szepnęła Arabella.
– Niewiele dobrego można powiedzieć o tym królu – przyznał Anthony Varden, wstrzymując śmiech i obawiając się, że zaraz wybuchnie gromkim rechotem, bo lady Grey miała niewyparzoną buzię. – Król jest nerwowy, pośpiesznie podejmuje decyzje, ma nieznośny temperament i jest uparty. Mimo to trzeba przyznać, że na przekór wszystkim jego wadom to zaskakująco miły młody człowiek, moja droga. O, jest i diuk de Lambour. Właśnie wchodzi do ogrodu. Musimy dotrzeć do króla w tym samym czasie, co on, by mógł się pani dobrze przyjrzeć. Nagle lord Varden spoważniał.
Arabella odwróciła się i jej serce zaczęło mocniej bić. Zdenerwowana spoglądała na mężczyznę schodzącego do ogrodu po kamiennych schodach. Był wysoki i wyjątkowo przystojny. Odziany w purpurowy kaftan, zdobiony złotem i perłami, prezentował się olśniewająco, bo purpura pasowała do jego jasnej cery i ciemnych włosów. Jedna nogawka jego pantalonów była czerwona, a druga w biało-czarne paski, rękawy zdobiły wielkie guziki z masy perłowej. Przy złotym pasie umocował niewielką sakiewkę, zwaną escarcelle, w której mieściły się nóż i łyżka. Na szyi miał ciężki złoty łańcuch z okrągłym grawerowanym wisiorem. Na każdym z palców widniał pierścień. Włosy strzygł krótko przy uszach.
Arabella nie zdawała sobie nawet sprawy z faktu, że wpatrywała się w księcia, kiedy lord Varden pchnął ją w kierunku króla, mówiąc:
– Wasza wysokość, chciałbym zaprezentować jeszcze jednego zbiega z mego kraju, lady Arabellę Grey.
Arabella przestraszyła się nieoczekiwanej zmiany, ale na szczęście opanowała się szybko i skłoniła nisko, słuchając pięknego, jak na tak brzydką osobę, głosu króla:
– Witam we Francji, madame. – Wielka dłoń sięgnęła do jej twarzy. – Ależ Anthony, ona jest równie piękna, jak ja brzydki – rzekł ze śmiechem i zwrócił się do księcia de Lambour: – Czyż nie jest piękna, Adrianie? Nawet ty, który kolekcjonujesz piękne kobiety jak motyle na szpilkach, musisz przyznać, że jest wyjątkowa.
Arabella, ku wielkiemu zadowoleniu króla, zaczerwieniła się uroczo.
– I na dodatek skromna. Ależ urocza jest ta petite rosę d’Anglaise. Jak miło spotkać na mym dworze kobietę, która jeszcze potrafi się oblać pąsem, usłyszawszy komplement. Adrianie, cóż o niej myślisz?