A włosy? Nie powinna ich spinać jak zwykle w wysoką koronę na czubku głowy. Tego wieczoru musi do nich wpleść jedwabne wstążki i perły, a jej fryzurą będzie prosty warkocz. Jak wszyscy mężczyźni Morlak będzie chciał go rozpleść, więc trzeba mu to będzie ułatwić. I żadnej biżuterii. W ten sposób uzyska wrażenie prostoty i niewinności. Głęboka czerwień burgunda na jej pelerynie doda jej uwodzicielskiego uroku.
Tej nocy wykąpała się dokładnie, każąc wcześniej Lonie dodać do wody kilka kropli olejku o zapachu wrzosów. Długie włosy umyła wcześniej.
– Dziwne, że jeszcze nie dostałaś zapalenia płuc od tych ciągłych kąpieli – narzekała Lona. – Tyle wody, to nie może być zdrowe, ale pewnie twoje ciało już się przyzwyczaiło do tego ciągłego szorowania.
– Tak jak ja przyzwyczaiłam się do twojej paplaniny – zażartowała Arabella.
– Paplaniny? – oburzyła się Lona. – Tylko dlatego, że się o ciebie martwię, milady, nie znaczy, że paplam bez miary!
Arabella roześmiała się.
– Najdroższa Lono. Kocham cię jak siostrę i jak z siostrą się z tobą droczę – rzekła.
– No dobrze – uspokoiła się Lona. – To co innego. – Pomogła jej wyjść z balii, osuszyła ją i uperfumowała, otuliła ciepło i podała jedwabną halkę. – Powinnaś włożyć dziś coś cieplejszego, milady. Noc jest zimna, to pewne.
– Grubsza halka zepsułaby krój mojej sukni – stwierdziła Arabella, ale Lona uniosła pytająco brwi, sprawiając, że jej pani dodała surowo: – Nie chcę już nic na ten temat słyszeć.
Lona skinęła głową, wcale nieobrażona. Gdy Arabella mówiła, że nie chce o czymś słyszeć, nie należało drążyć tematu. Wzięła aksamitny stanik sukni i dwie spódnice, po czym pomogła Arabelli się ubrać. Potem zaplotła jej włosy w gruby, surowy warkocz, wplatając w niego ostrożnie wstążki z perełkami.
– Już – powiedziała w końcu. – Pięknie wyszło, milady. Wyglądasz olśniewająco.
Pomagając pani wsiąść do powozu, Lona położyła jej na kolanach ciężką, futrzaną kapę, a pod nogami umieściła rozgrzane kamienie. Podróż do domu księcia de Lambour nie była długa, ale styczniowe noce w Paryżu bywały naprawdę zimne i mieszkańcy miasta nieczęsto wychodzili z domów.
– Wprowadźcie konie do stajni księcia i znajdźcie sobie schronienie w kuchni – poinstruowała Arabella sześciu mężczyzn, którzy towarzyszyli jej w drodze. – Wezwę was, kiedy będę gotowa do powrotu.
Pozwoliła, by służba księcia wyjęła chłodne już kamienie spod jej stóp i pomogła jej wysiąść z powozu. Pośpiesznie weszła do domu.
– Ma Bellel Witaj! – wykrzyknął Morlaix, wychodząc jej naprzeciw. Ucałował jej dłoń, a służący pośpiesznie zabrał jej pelerynę.
Uniosła pytająco brwi.
– Panie, czyżbym pomyliła datę zaproszenia? – W domu panowała cisza, a książę odziany był w ulubioną purpurę, jednak niezbyt strojnie. – Monseigneur, nie zaprosiłeś mnie na kolację w noc Trzech Króli?
– Owszem, zaprosiłem – rzekł – i mam nadzieję, że wybaczysz mi to małe oszustwo. Jesteś moim jedynym gościem.
– Monseigneur! - udawała zaszokowaną jego postępkiem. – Ależ to się nie godzi! Zniszczysz mi reputację. Proszę, poślij po mój powóz. W tej sytuacji nie powinnam jechać.
– Nie zostaniesz choćby chwili, ma Bellel Chciałbym dać ci prezent. Kilka chwil nie zepsuje kryształowo czystej reputacji, cherie - rzekł łagodnie, a Arabella pozwoliła się udobruchać i poprowadzić w górę marmurowych schodów do niewielkiego saloniku, jasno oświetlonego ogniem z kominka.
– Uwielbiam prezenty – rzekła i dodała szczerze. – Dawno już żadnego nie otrzymałam.
– Gdybyś mi tylko na to pozwoliła, cherie, cały pokój wypełniłbym prezentami dla ciebie.
Arabella zaczerwieniła się szczerze z powodu komplementu księcia.
– Ja też mam dla ciebie mały prezent – rzekła i podała niewielką paczuszkę, owiniętą w złotą materię i przewiązaną czerwoną, jedwabną wstążką. – Musisz koniecznie zaraz go otworzyć!
Z uśmiechem odwiązał wstążkę. W środku znalazł parę florentyńskich, skórzanych rękawiczek, farbowanych na jasnoczerwony kolor, zdobionych czarnymi cekinami i złotym haftem.
– Ma Belle! - wykrzyknął prawdziwie wzruszony, wiedząc, że rękawiczki są najlepszej jakości, a jej dochody raczej niewielkie. – Są przepiękne, dziękuję!
– Wygrałam je w karty tuż przed świętami Bożego Narodzenia – rzekła w odpowiedzi na jego nieme pytanie.
Zaśmiał się.
– Jak na kobietę o tak nienagannej reputacji, zaczynasz świetnie sobie radzić – zażartował, a potem podał jej puzderko z drzewa owocowego, pięknie zdobione delikatnymi rzeźbieniami. – To dla ciebie, ma Belle.
Arabella nie posiadała się z radości. Czy podarek będzie symbolem jego szacunku dla niej? Drżącymi z niepokoju i podniecenia dłońmi odtworzyła złocony zamek, uchyliła wieczko i zobaczyła ze zdziwieniem niezwykłej urody, ogromny rubin na delikatnym, złotym łańcuszku, ułożony na białym aksamicie.
– Och! – westchnęła, nie wiedząc, co powiedzieć. Z uśmiechem satysfakcji Adrian Morlaix wyjął klejnot z puzderka i umieścił na szyi Arabelli. Rubin, lśniąc w świetle z kominka, spoczął pomiędzy jej uniesionymi piersiami, kontrastując z niezwykłą bielą skóry. Arabella odwróciła głowę i spojrzała na księcia.
– Och, monseigneur - mruknęła – to najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu dostałam!
Ich oczy spotkały się nagle. Arabella zauważyła w jego wzroku ledwie skrywaną, gwałtowną namiętność.
– Och! – westchnęła znów, a wtedy jego usta po raz pierwszy dotknęły jej ust, sprawiając, że serce zaczęło bić jak oszalałe. Od tak dawna usta mężczyzny nie spoczęły na jej ustach. Jak mogła zapomnieć lekcję, której tak niefortunnie udzielił jej Jakub Stewart? Między mężczyzną i kobietą może istnieć namiętność bez miłości. Och, Matko Przenajświętsza, obym okazała się równie silna jak dotąd!
– Och, Belle! Ma Belle! Ma petite et precieuse Bellel Muszę cię mieć! Nie odmawiaj mi po raz kolejny. Już nigdy nie mów mi nie, ma Belle! Ubóstwiam cię. Twa uroda zwala mnie z nóg. Tak cię pragnę! – mówił namiętnie diuk, jedną dłonią obejmując ją mocno w pasie, a drugą przygniatając delikatnie krągłe piersi. – Och, ma Belle! Oszalałem z miłości do ciebie!
Jego palce z doświadczeniem i delikatnością, jakiej nigdy nie zaznała, dotykały jej krągłości.
– Och, monseigneur - krzyknęła cicho, choć nie próbowała się bronić przed natarczywymi dłońmi. -Nie możemy! A co na to twoja żona?
Zastanawiała się, czy nie broni się zbyt słabo, czy nie brzmi to sztucznie. Miała nadzieję, że nie. Jęknęła nagle cicho, nie mogąc opanować podniecenia. Jego dotyk był tak cudownie delikatny!
– Anna Claude jest w Normandii, ma Belle. Nie kocham jej. Kocham ciebie! Poślubiłem ją dla rodzinnych i politycznych koneksji. Podaj mi usta, cherie - błagał, a Arabella zrozumiała, że nie może mu odmówić, choćby nawet chciała się wzbraniać.
Jego pocałunki były niezwykle słodkie, głębokie, głodne. Czuła, jakby chciał wchłonąć ją całą. Nie zauważyła nawet, kiedy rozsznurował jej stanik. Nie była w stanie oderwać od niego ust, by zaprotestować, kiedy poczuła, że jej odzienie coraz luźniej przylega do ciała. W końcu odsunęła głowę do tyłu i jęknęła rozpaczliwie:
– Tak nie wolno, monseigneur. Nie powinniśmy!
– Powiedz mi, że nie czujesz tej samej namiętności, jaką ja czuję do ciebie! – zażądał gwałtownie.