Выбрать главу

Tavis zmusił się do uśmiechu.

– Owszem, nowatorskie – zgodził się – ale nie dla Arabelli.

– Wiem, że ją kochasz, wuju, ale to silna kobieta – rzekł król. – Wszyscy sądzą, że taka mała kobietka sama nie przetrwa długo, ale się mylą.

– Wiem, że potrafi przetrwać beze mnie, Jamie – rzekł do bratanka Tavis. – Jest silna, niezależna i już udowodniła, że potrafi sobie poradzić, ale ja nie chcę, by radziła sobie beze mnie, Jamie. Rozumiesz to? Nie sądzę, chłopcze, bo nigdy naprawdę nie kochałeś kobiety. Och, uwiodłeś ich wiele, ale czy którąś szczerze kochałeś?

– Gdybyś mnie o to zapytał miesiąc wcześniej, wuju, musiałbym odpowiedzieć, że nie, ale teraz, gdy poznałem moją słodką Meg, jest już inaczej – przyznał Jakub. – Sama myśl, że mógłbym żyć bez niej jest nie do zniesienia. Nie wyobrażam sobie, jak mogłem być szczęśliwy, nim ją poznałem.

Hrabia skinął głową.

– Więc teraz wiesz, co czuję do mojej małej sekutnicy, Jamie – uśmiechnął się niepewnie Tavis Stewart. – Dobrze więc, chłopcze. Będę dowódcą eskorty naszej skromnej narzeczonej – rzekł – ale chciałbym, żebyś ostrzegł lady Morton, że ma się odpowiednio zachowywać, bo jej zamorski książę będzie wdowcem, nim zdąży się z nią ożenić. Przysięgam!

– Powiem jej, że musi być grzeczna, ale nie mogę ci nic zagwarantować, wuju.

O dziwo, lady Sorcha Morton okazała się wzorem dobrego zachowania podczas całej podróży. Była bardziej spokojna i skromna niż kiedykolwiek wcześniej w życiu. Szczerze zaciekawiony Tavis przysiadł się do niej, kiedy jechała powozem w stronę Paryża. Jechała sama, więc mogli swobodnie porozmawiać.

– Jamie chyba mocno ci groził – zażartował, a Sorcha uśmiechnęła się do niego.

– Nie musiał, Tavisie. Nie mam zamiaru zaprzepaścić tego małżeństwa. To chyba moja ostatnia szansa i kto wie, może nawet będę szczęśliwa.

– Nisko upadłaś, że poślubiasz mężczyznę, któremu się wydaje, że jest psem – rzekł i pożałował swoich ostrych słów już w chwili, gdy je wypowiedział, bo przypomniał sobie swoją rozmowę z królem i trudną sytuację Arabelli.

– To dobra propozycja małżeństwa – odparła z godnością Sorcha Morton – a mnie potrzebny jest mąż, milordzie. Zmarły lord Morton nie zostawił mi ani miedziaka, jak sam dobrze wiesz, i musiałam spać z kim popadnie, by zarobić na chleb. Ale już nie jestem pierwszej młodości i dość mam przygód. Pora się osiedlić i ustatkować. Mam już dwadzieścia cztery lata. W Szkocji nie znalazłabym męża, a mój francuski narzeczony nic nie wie o mojej przeszłości. Wie tylko, że jestem kobietą ze szlachetnego rodu, przysłaną mu przez króla Szkocji. Moja ciemna przeszłość pozostanie mu nieznana, a zapewniam cię, że teraz będę dla niego najlepszą z możliwych żon. Podobno stan jego zdrowia sprawia, że większość roku spędza w swoim château w dolinie Loary. To dla mnie nawet lepiej. Będę miała dzieci, a potem, kiedy urodzę mu ich gromadkę, pojadę na królewski dwór jako szanowana matrona i to, co stało się w mojej przeszłości, będzie już dawno zapomniane, nawet jeśli ktoś na francuskim dworze będzie znał moją niechlubną reputację. Naśmiewasz się ze mnie, bo poślubiam mężczyznę niespełna rozumu, ale powiedz mi, Tavisie, czy istnieje ktoś doskonały? Ty na pewno taki nie jesteś. Inaczej twoja żona nie rozwiodłaby się z tobą.

– Touche, madame – przyznał. – Wybacz mi, Sorcho, że tak ostro cię oceniłem, ale obawiam się o twój los, bo z dala od domu zostaniesz poślubiona szaleńcowi.

– Nie obawiasz się jednak na tyle, by samemu złożyć mi propozycję, Tavisie – zażartowała.

– Mam już żonę.

– Żonę, która cię zostawiła – przypomniała mu znów, a potem się roześmiała. – Poza tym już nie interesuje mnie twoja osoba! Mam księcia i mimo jego szaleństwa moje dzieci będą przebywały z królami. – Wyjęła z satynowego woreczka miniaturę i podsunęła mu. – To mój diuk – rzekła. – Nie wygląda na groźnego.

Hrabia wziął maleńki obrazek w dłoń i przyjrzał mu się uważnie. Diuk de St. Astier miał wąską, przyjemną twarz, długi nos i mięsiste usta, oczy koloru wody, a włosy szarobrązowe. Artysta próbował nieco je ożywić, wplatając w nie złote refleksy. Twarz miał bez wyrazu i niezbyt zachęcającą, ale nie wyglądał na okrutnika. Być może Sorcha Morton nie dokonała wcale takiego złego wyboru – pomyślał Tavis Stewart.

– Wygląda na spokojnego chłopaka – rzekł. – Bądź dla niego dobra.

– Jest bogaty, Tavisie – odparła, a w bursztynowych oczach zalśniła chciwość. W tej chwili była dawną lady Morton. – Będę miała wszystko, czego zapragnę – powiedziała podekscytowana.

Zaślubiny zaaranżowali regentka, madame Anna i król Jakub, więc odbyły się w katedrze Notre Damę na Ile de la Cite, w pobliżu królewskiego pałacu. Król Karol rzadko tam mieszkał, bo wolał znacznie mniejszy i przytulniejszy dwór de Valois. Z pałacu korzystał jedynie wtedy, kiedy od czasu do czasu, podczas oficjalnych uroczystości, był zmuszony latem przyjechać do Paryża ze swojego ukochanego Amboise. Zaraz po zaślubinach cały dwór miał znów wracać do doliny Loary. Zbliżał się koniec wiosny i ciepłe powietrze zwiastujące lato groziło kolejną plagą.

Obowiązkiem Tavisa Stewarta, jako przedstawiciela króla Szkocji, było odprowadzenie lady Morton do ołtarza, gdzie oczekiwał na nią pan młody. Odziana była wyjątkowo pięknie, w satynową suknię koloru śmietany, bogato zdobioną perłami. Strój doskonale pasował do jej rudych włosów, spiętych złotą siatką. Jej tren, uszyty ze złotego brokatu, spływał z ramion na podłogę, a zdobiły go zarówno herb rodu Douglasów, jak i St. Astier.

Hrabia Dunmor potknął się o własne nogi, kiedy zobaczył Arabellę Grey. On wyglądał na przestraszonego, ale ona za to na zupełnie zaskoczoną jego widokiem. Stali przy niej dwaj dżentelmeni, jeden niski, z wesołym uśmiechem, odziany w złotą satynę, a drugi wysoki, przystojny, odziany w jedwabny strój w głębokim odcieniu różu. Wyglądał na zaprzyjaźnionego z Arabellą. Ona miała na sobie suknię różowosrebrną.

– Podobno jest jego ladacznicą – mruknęła cicho lady Morton, zauważywszy Arabellę.

Arabellą ledwie mogła oddychać. Ścisk i zapach niemytych ciał w katedrze wystarczająco nadwyrężyły jej siły, a widok Tavisa to było znacznie więcej niż mogła znieść tego dnia.

– Co się stało? – szepnął jej cicho do ucha lord Varden, widząc jej zmieszanie.

– Dżentelmen eskortujący pannę młodą, jest moim… to Tavis Stewart – rzekła cicho Arabellą.

Nie słyszała już ani chóru, ani nudnego kazania biskupa, który odprawiał mszę. Sądziła, że już się pogodziła ze swoją sytuacją i pozycją kochanki Adriana Morlaixa. To nie była tajemnica, a Adrianowi to zdecydowanie odpowiadało. Od chwili, gdy po raz pierwszy jego wzrok spoczął na niej, spodziewano się, że Arabellą będzie w końcu należała do niego. Ich zachowanie było dyskretne, a związek zaakceptowany w towarzystwie. Wiedziała, że kiedy wróci do domu, do Anglii, niewiele osób będzie świadomych jej francuskiej przygody, jak zaczęła myśleć o tej znajomości. Teraz, kiedy Tavis Stewart pojawił się w Paryżu, poczuła, jakby pętla zaciskała jej się na gardle.

Przy drzwiach katedry nowożeńcy przyjęli życzenia od gości. Bursztynowe oczy księżnej St. Astier zmrużyły się, kiedy przedstawiono jej Arabellę, ale kobieta tylko ukłoniła się pięknie i życzyła pannie młodej szczęścia, po czym szybko odeszła. Tłum zamknął się za Arabellą i odciął ją od opiekuna.