– Widzisz, Tony? W rzeczy samej, szczęściarz z ciebie. To bardzo rozsądna dziewczyna – rzekł zadowolony król. – Idź po księdza, Peter. Spotkamy się z nim w mojej prywatnej kaplicy.
– Mogę już iść po moją córkę, panie? – zapytała Arabella.
– Nie! – odparł król. – Będziesz, pani, świadkiem na ślubie lorda Vardena z lady Millerton. Wiem, że Tony na pewno bardzo tego pragnie, prawda, przyjacielu?
– Jeszcze tylko kilka minut, Arabello – błagał lord Varden. – Nie mam wątpliwości, że Hal wyśle nas stąd do domów jeszcze przed końcem poranka.
– W rzeczy samej – rzekł król. – Po pewnym czasie, Tony, możesz powrócić na dwór, ale na razie musisz jechać do Whitebridge.
Królewski spowiednik zjawił się szybko i zaprotestował, usłyszawszy prośbę króla, ale zgodził się udzielić ślubu, kiedy król wyjaśnił mu okoliczności. Połączył lady Millerton z lordem Vardenem węzłem małżeńskim w najkrótszej ze znanych uroczystości ślubnych. Świadkami byli król, królowa, lady Arabella Grey i paź króla. Po zaślubinach wszyscy zebrani chwycili kielichy z winem i uczcili nowożeńców toastem.
– Musimy spakować rzeczy Anny – powiedziała w końcu królowa – a lady Grey na pewno chce odzyskać córkę. Ty i lord Varden z pewnością macie sobie wiele do powiedzenia. Jest jeszcze wcześnie, więc nadróbcie stracony czas, nim będziesz musiał wrócić do codziennych obowiązków. Damy przybędą za godzinę na podwórze. Lady Grey jedzie wraz z tobą, panie, na północ?
– Owszem – przyznał Tony.
Królowa wywiodła młodą lady Varden i Arabellę z komnaty króla. Arabella podziękowała królowi i odeszła.
– Twoja córeczka, lady Grey, bardzo wyrosła, od kiedy ją widziałaś – rzekła królowa. – Jest prześliczną dziewczynką i bardzo upartą. Książę Artur ją uwielbia, bardziej niż własną małą siostrzyczkę, ale pewnie dlatego, że z nią może się już bawić, a z niemowlęciem jeszcze nie.
Arabella pozwoliła królowej paplać radośnie, ciesząc się wszystkim, co usłyszała o córce. Kiedy w końcu dotarły do pokoju dzieci, lady Varden oddaliła się, by spakować swoje rzeczy, a królowa posłała nianię po swego syna, który miał już prawie cztery lata, śliczną, zdrową, rumianą dziewczynkę liczącą sobie osiem miesięcy i małą Margaret – ale w jej przypadku to nie było takie łatwe.
– Gdzie jest lady Margaret Stewart? – zapytała królowa.
Najstarsza z niań odwróciła się i zawołała żałośnie:
– Chodź, kózko, twoja mama przyjechała już po ciebie. Bądź grzeczna i chodź do starej Sarah, moje małe słoneczko.
– Nie! – rozległ się stanowczy, cienki głosik z odległej części bawialni.
– Lady Margaret – rzuciła surowo królowa – wyjdź natychmiast!
– Nie! Nie wyjdę!
Arabella powstrzymała śmiech i ruszyła w stronę ciemnego kąta pokoju, skąd dobiegał głos jej córki. Królowa miała rację, Margaret urosła w ciągu tego roku. Arabella uklękła obok trzylatki:
– Pamiętasz mnie, Maggie? – zapytała, a dziewczynka zaprzeczyła ruchem głowy. – Jestem twoją matką – ciągnęła Arabella – i przyjechałam, żeby cię ze sobą zabrać do Greyfaire.
– Zostanę z Arturem – podkreśliła z uporem dziewczynka i sięgnęła palcem w stronę złotego łańcucha na szyi matki.
– Wiem, że tego pragniesz – powiedziała Arabella, zdejmując łańcuch i wsuwając go w dłoń córki. – Wiem, że bardzo go lubisz, ale byłaś tu tylko gościem. Teraz musimy jechać do domu. Chciałabyś jechać ze mną na mojej klaczy?
Margaret spojrzała na nią z zainteresowaniem.
– Artur ma kucyka – powiedziała i dodała podstępnie. – Ja też będę miała kucyka?
– Kiedy dotrzemy do Greyfaire – odparła mądrze matka.
– Mojego kucyka? – nalegała Margaret.
– Tak. Nikt inny nie będzie mógł na nim jeździć, tylko ty, Maggie – obiecała Arabella.
Margaret Stewart ruszyła ze swego kąta w ramiona matki.
– To jedźmy po mojego kucyka – rzekła. – Potem wrócimy i pokażemy go Arturowi.
– Kiedyś tak zrobimy – odparła Arabella, podnosząc ją. – Pewnego dnia.
ROZDZIAŁ 22
Arabella Grey spojrzała na to, co kiedyś było pięknym, pełnym owoców sadem. Ziemia była zachwaszczona, a po młodych drzewach, których sadzenia tak uważnie doglądała jakieś czternaście miesięcy temu, nie było nawet śladu. Zerknęła na wioskę, niegdyś uroczą i tętniącą życiem. Teraz u stóp Greyfaire nie było nic, ani uliczek, ani domków, w których urodziły się, wychowały i mieszkały całe pokolenia ludzi. Kilka poczerniałych kamieni mokrych od letniego deszczu – oto, co zostało. Gdy Arabella i jej ludzie podążyli dalej drogą w stronę warowni, zauważyła kilka wychudzonych owiec, skubiących chwasty na łące. Bez słowa spojrzała na FitzWaltera.
– Niedługo się dowiemy – rzekł ponuro.
Most zwodzony do warowni był uniesiony jak w czasie obrony, ale kiedy się do niego zbliżyli, zaczął powoli opadać. Drewniany most, okopcony i poczerniały nosił znamiona walki, ślady po pikach, siekierach i innych ostrych narzędziach.
FitzWalter zatrzymał grupę podróżników.
– Nie wiemy, kto jest w środku, milady – rzeki. – Niech lepiej oni wyjdą do nas. Nie możemy wchodzić w paszczę lwu.
Z warowni na ich powitanie wyjechał jeździec, a Arabella krzyknęła z radością:
– To Rowan! Rowan! Rowan!
Machała do niego, a on, kiedy usłyszał jej głos, ruszył galopem na ich powitanie.
– Lady! Dzięki Bogu i Matce Przenajświętszej, to pani! Szybko! Do warowni! Nie wiadomo, kiedy znów nas zaatakują.
– Kto, chłopcze? – zapytał FitzWalter, kładąc dłoń na ramieniu syna, by go uspokoić. – Szkoci na was napadli?
– Szkoci? Nie. To nie Szkoci doszczętnie zniszczyli Greyfaire. To Jasper Keane. Proszę, wjedźcie do środka. Musimy podnieść most. Nawet z kilkoma nowymi ludźmi nie mamy już dość siły, by im się przeciwstawić, jeśli nas zaskoczą.
Wjechali za Rowanem do warowni i podniesiono most.
Na niewielkim podwórzu Arabella ku swemu przerażeniu zobaczyła kilka drewnianych chatek przyklejonych do murów obronnych. Nie musiała o nic pytać. Smród ludzkich i zwierzęcych odchodów na niewielkiej przestrzeni był nie do zniesienia.
– Boże, dopomóż nam! – powiedziała Lona i przycisnęła do siebie małą Margaret.
– Czy w zamku można zamieszkać? – zapytała Arabella.
– Z trudem – usłyszała odpowiedź.
Zeszła z konia i pośpieszyła po schodach do środka. Tam zastała liczne zniszczenia. Wszystkie okna były wytłuczone, meble rozbite, podłogi porysowane. Wszędzie był kurz i brud.
– Dlaczego twoja matka nie sprzątała w zamku? -zapytała Rowana.
– Nie ma jej tutaj, milady. Gdy przyszło najgorsze i większość ludzi uciekła z Greyfaire, by szukać nowego życia na południu, wysłałem matkę i młodszą siostrę do ciotki Wanetty w Yorku. Nie chciała jechać, ale wiedziałem, że w takim wypadku ojciec zrobiłby to samo. Wszyscy ludzie, którzy zostali, są bardzo starzy albo bardzo uparci – zakończył ponuro Rowan.
– Czy wśród upartych zostały trzy kobiety zdolne do pracy? – zapytała chłodno Arabella, a kiedy skinął głową, mówiła dalej. – Poślij natychmiast po nie. Musimy porozmawiać, Rowanie FitzWalterze, ale póki w zamku nie da się nawet usiąść, nie będę słuchała tego, co masz mi do powiedzenia. – Zwróciła się do Lony. – Zabierz Margaret do mojej komnaty i jeśli nie da się w niej zamieszkać, ogarnij ją trochę. Fergus ci pomoże.
– Tak, milady – odparła Lona, spoglądając ze złością na brata. Rowan nie był zbyt rozsądny, bo nie pomyślał o podstawowych potrzebach mieszkańców warowni.