– Liedermann, Marshall i Jones dopytywali się o ciebie – powiedział, gdy już złożyli zamówienie. – Chodzą słuchy, że chcą cię na nowo przyjąć. W istocie Barry Shillingworth prosił, żebyś skontaktowała się z nim natychmiast po powrocie. – Dotknął jej dłoni. – Jak widzisz, kochanie, wszyscy cię potrzebujemy.
Wszyscy, z wyjątkiem Jake’a, pomyślała z żalem. Delikatnie, by nie urazić Ruperta, cofnęła dłoń. Odwróciła wzrok i natrafiła na znajome spojrzenie zielonych oczu.
Doznała szoku. Poczuła się tak wstrząśnięta, jakby nagle stanęła nad przepaścią. Przez chwilę pragnęła, by jej myśli dotarły do Jake’a, lecz spostrzegła, że siedzi w towarzystwie Val, a kelner podaje im jedzenie.
To tu właśnie z nią przychodził! Chora z zazdrości popatrzyła niechętnie na Jake’a. Jej spojrzenie było wrogie, jego chłodne i oskarżycielskie.
– Jakoś nie wyrażasz nadmiernego entuzjazmu – zauważył Rupert i Phyllida zmusiła się, by zwrócić na niego uwagę.
– Bujasz gdzieś w obłokach! Zawsze miałaś fioła na punkcie tej cholernej pracy.
– Przepraszam, Rupercie. – Bezradnie wzruszyła ramionami. – To wszystko dzieje się zbyt szybko. Muszę się z tym oswoić.
– Nie bardzo rozumiem, z czym – zdenerwował się nieco.
– Nie ma nad czym deliberować. Po powrocie wszystko będzie tak jak dawniej. Chyba tego właśnie chciałaś.
– Od przyjazdu do Australii miałam mnóstwo czasu na przemyślenia – próbowała wyjaśnić. – Nie rozumiesz? Nie mogę po prostu udawać, że LMJ mnie nie wylali ani że się nie posprzeczaliśmy.
Rupert spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Taka okazja już się nie powtórzy. Z tego, co mówił Barry, możesz nawet spodziewać się awansu. Nigdy nie ociągałaś się z chwytaniem takich możliwości.
– Nie – przyznała niechętnie. – Wiem, że oparłam całe moje życie na pracy. Ale teraz miałam okazję spojrzeć na to wszystko z dystansu. Nie wiem, czy chcę jeszcze wrócić do reklamy.
Twarz Ruperta pojaśniała z zadowolenia.
– To znaczy, że nie chcesz już pracować? W takim razie możemy się pobrać natychmiast po powrocie.
– Nie w tym sensie – powiedziała szybko, zanim Rupert zabrnął zbyt głęboko w niebezpieczny dla niej temat. – Po prostu w tej chwili sama nie wiem, czego chcę.
– Zmieniłaś się. – Rupert spojrzał na nią, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
Phyllida znów napotkała spojrzenie Jake’a.
– Owszem, zmieniłam się.
Rupert był uszczęśliwiony zmianą nastawienia Phyllidy do jej kariery, ale nie mógł wprost uwierzyć, że dziewczyna unika jakiejkolwiek wiążącej odpowiedzi.
– Za parę dni możemy być z powrotem w Anglii – powiedział. – W tej sytuacji, nic cię tu już nie trzyma.
– To nie żarty – odparła ostrożnie. – Muszę się przespać z tym problemem, Rupercie. Nie chcę w pośpiechu podejmować kolejnej decyzji.
Kolacja dłużyła się w nieskończoność. Phyllida z całych sił starała się nie spuszczać wzroku z Ruperta, lecz odruchowo zerkała wciąż w stronę Jake’a i Val.
Wreszcie, ku jej uldze, Jake i Val wstali. Po chwili zdała sobie jednak sprawę, że muszą przejść obok nich i znów się najeżyła.
Val zatrzymała się zdumiona na widok Phyllidy.
– Cześć, nie wiedziałam, że tu bywasz.
– Świat jest mały – uśmiechnęła się niepewnie Phyllida. Spojrzała na Jake’a. – Cześć – dodała chłodno, jakby nie rozstali się przed paroma godzinami.
– To jest narzeczony Phyllidy – zaanonsował ironicznie Jake. – Rupert, prawda?
– Rupert Deverell – powiedział z godnością Anglik. Spojrzał na Jake’a, nie wiedząc, czy ma się obrazić z powodu kpiącego tonu, jakim został przedstawiony uroczej blondynce.
– Myślałem, że chcieliście zostać sam na sam – nacierał Jake. – Czyżby zabrakło już wspólnych tematów?
– Oczywiście, że nie – odparł Rupert z godnością. – Jednak człowiek musi jeść.
– Gdybym to ja nie widział narzeczonej przez dwa miesiące, nie zwracałbym uwagi na jedzenie – powiedział Jake. – W dodatku, gdyby tą narzeczoną była Phyllida, nie puściłbym jej samej nawet na miesiąc.
– Co to ma znaczyć? – spytał wojowniczo Rupert, unosząc się z krzesła.
– Tylko tyle, że sam nie ma narzeczonej, bo żadna dziewczyna nie chciałaby wyjść za mąż za takiego podejrzliwego i zaborczego osobnika – wtrąciła Phyllida, spoglądając nienawistnie na Jake’a. Posadziła Ruperta z powrotem na krzesło. Usiadł, mamrocząc coś gniewnie.
– Nie wiedziałam, że jesteś zaręczona – powiedziała szybko Val, by zdusić w zarodku kiełkującą awanturę.
– Naprawdę? – Phyllida spojrzała z irytacją na Jake’a.
Czemu nazwał Ruperta jej narzeczonym? Przecież powiedziała mu prawdę na jachcie. Nie śmiała jednak zaprzeczyć w obecności Ruperta. Wolała wyjaśnić mu w cztery oczy, że nie zmieniła zdania w sprawie ich małżeństwa.
– Gdybym wiedziała, że tu jesteście, zaprosiłabym cię wraz z narzeczonym do naszego stolika – ciągnęła Val, poprawiając dłonią jasne włosy. – Planujemy podróż dookoła świata i przydałyby się nam twoje porady kulinarne. Żadne z nas nie zastanawiało się nad tą stroną rejsu, prawda, Jake?
Dla Phyllidy był to kolejny cios. Jake i Val planowali wspólny rejs dookoła świata? Co noc będą leżeć na szerokiej koi, a światło księżyca będzie opromieniało ich swym blaskiem. Jake i Val błądzący po pustych plażach w promieniach zachodzącego słońca. Chciała się zerwać i krzyknąć: „Nie”, by zetrzeć ten głupawy uśmieszek z twarzy Val i oświadczyć, że Jake należy do niej.
Usta miała zdrętwiałe, gardło ściśnięte i suche.
– Czyżby Jake ci nie wspominał, że jestem niezbyt przydatna na jachcie? – Popatrzyła na niego, pragnąc mu przypomnieć, jak przytuleni do siebie obserwowali wyskakujące z wody delfiny, jak rozmawiali o zmierzchu i jak namiętnie kochali się owej nocy pod gwiazdami.
Jake odwzajemnił spojrzenie, w pociemniałych z gniewu oczach wyczytała, że pamięta wszystko aż za dobrze i jest zły, że mu to przypomina.
Rupert roześmiał się z niedowierzaniem.
– Nie mów mi, że żeglowałaś, kochanie. Wobec tego, najwyższy czas zabrać cię do domu, zanim staniesz się prawdziwą sportsmenką. Wolę cię jako domatorkę, szczególnie w łóżku!
Jake zrobił straszną minę, a Phyllida przestraszyła się, że rzuci się na Ruperta. Jednak tylko ścisnął rękę Val tak mocno, że dziewczyna jęknęła.
– Wobec tego nie będziemy cię fatygować – oznajmił twardo. – Pewnie chcesz jak najszybciej wrócić do domu.
– Coś takiego – powiedział Rupert, spoglądając z wściekłością w ślad za Jakiem. – Za kogo ten śmieć się uważa?
Phyllida odprowadzała wzrokiem wychodzącego z restauracji Jake’a. Bez niego sala wydawała się zimna i pusta.
– Nie zawsze jest taki. – Przypomniała sobie uśmiech Jake’a, szeptane przez niego miłosne zaklęcia.
– Nie wiem, co ta jego przyjaciółka w nim widzi – warknął Rupert, wciąż poruszony zajściem.
Jego przyjaciółka Val. Szczęściara, będzie mogła co rano budzić się w jego ramionach.
– Pewnie wie swoje – powiedziała cicho. Nieważne, jak niemiły potrafił być Jake. Ona też wiedziała.
– Zaczynam myśleć, że między wami coś zaszło – wyznał Rupert. – Jak on patrzył na ciebie i na mnie! Gdyby spojrzenie mogło zabijać, zostałaby ze mnie mokra plama na ścianie. No, ale skoro wybiera się z tą dziewczyną w podróż dookoła świata, to chyba nie jest tobą zainteresowany. Więc jednak doszło między wami do czegoś, czy nie?
– Nie – powiedziała ze smutkiem Phyllida. – Do niczego nie doszło.