Выбрать главу

– O czym mam mówić? – zapytała nonszalancko Phyllida.

– O tym, co zaszło pomiędzy tobą a Jakiem.

– Nic.

– Daj spokój, Phyll! Tylko na ciebie spojrzałam, już wiedziałam, że z tobą jest coś nie tak, podobnie jak z Jakiem!

– Nic się nie stało! – upierała się Phyllida.

– To czemu udajesz, że nie masz złamanego serca?

– Bo nie. – Ze zdenerwowania zadzwoniła zębami o szklankę.

– Myślałam, że chodzi o Ruperta, ale skoro twierdzisz, że on się nie liczy, pozostaje tylko Jake. Nawiasem mówiąc, miał taką minę, jakby ktoś walnął go w brzuch.

– Ale to nie ma nic wspólnego ze mną. – Phyllida nie mogła już dłużej robić dobrej miny do złej gry. – On mnie nienawidzi – rozpłakała się.

Chris podała jej chusteczkę.

– Najlepiej będzie, jak mi wszystko opowiesz.

Stopniowo wyciągnęła z kuzynki całą prawdę. Jak się spotkali, jak się pokłócili, jak Phyllida nieświadomie zakochała się w nim. Dowiedziała się, jak zmieniła się atmosfera między nimi podczas pamiętnego rejsu i jak potem wszystko znów się odmieniło.

Phyllida gładko prześlizgnęła się nad kwestią wspólnej nocy, lecz Chris chyba wyczuła, co się stało, bo ze zrozumieniem skinęła głową, kiedy dowiedziała się o gwałtownej reakcji Jake’a na widok listu do Ruperta.

– Drobna uwaga, był bardziej zmieszany od ciebie?

– Chyba nie, powiedział, że nie chce się ze mną wiązać, a kiedy grzmotnął go bom, wpadł w furię!

Chris z trudem powstrzymała się od śmiechu, kiedy kuzynka opowiedziała jej szczegóły wypadku.

– Gdyby ciebie trafił bom, też nie byłabyś zachwycona. Z drugiej strony, Jake był również wściekły na siebie, że nie wyjaśnił ci wszystkiego dokładnie. Nie ma się czym przejmować. Wygląda mi na to, że ten biedak szaleje z zazdrości.

– Wątpię. Planuje z Val rejs dookoła świata.

– Skąd wiesz?

– Val mi powiedziała.

– Nie uwierzę, póki nie usłyszę tego od Jake’a – upierała się Chris. – Val jest fajna i nie przeczę, że Jake lubi z nią przebywać, ale żeby porzucać wszystko dla niej? Co to, to nie.

– Był przy tym i nie zaprzeczył.

– Pewnie myślał, że pogodziłaś się z Rupertem. To wprost niesamowite, jak dwoje inteligentnych ludzi potrafi skomplikować sobie życie! Nie lubię wtrącać się w nie swoje sprawy, ale gdybym była na miejscu, nigdy bym do tego nie dopuściła. Jeśli chcesz wysłuchać mojej rady – dodała, widząc, że Phyllida otwiera usta, by zaprotestować – powinnaś natychmiast pojechać do Jake’a i powtórzyć mu to, co mi przed chwilą powiedziałaś.

– Nie mogę!

– Owszem, możesz. – Kuzynka była nieprzejednana. – Kochasz go?

– Tak – szepnęła. – Bardzo.

– To mu to powiedz. – Chris zerwała się z krzesła. – Nie mamy samochodu, ale zadzwonię po taksówkę. Tymczasem umyj twarz zimną wodą.

– Chris, ja nie wiem…

Kuzynka pozostała głucha na jej obawy i protesty. Przypilnowała, by Phyllida doprowadziła się do porządku i poleciła kierowcy, żeby jechał na przystań, nie zatrzymując się po drodze.

Kiedy Phyllida płaciła taksówkarzowi, entuzjazm wzbudzony w niej przez Chris gdzieś się ulotnił. Nie tak łatwo przyjdzie wyznać Jake’owi, że go kocha. Nawet nie wiedziała, od czego ma zacząć.

Stała przez chwilę, spoglądając na przystań. Słońce odbijało się w wodzie, jak wtedy, gdy stanęła tu po raz pierwszy. Łodzie kołysała drobna fala, powietrze było ostre i przejrzyste. Tylko ona się zmieniła. Powoli ruszyła w stronę biura.

Jake’a nie było w środku. Nagle zadzwonił telefon. Włączyła się automatyczna sekretarka i w pustym pomieszczeniu rozległ się jego głos. Phyllida zamarła. Nigdy nie uruchamiał sekretarki, chyba że oddalał się na dłużej. Czyżby przyjechała tu na próżno?

Z przyzwyczajenia przespacerowała się po pomoście, mijając znajome jachty: „Valli”, „Persephone”, „Dorę Dee”, „Calypso”… Wszystkie czysto wyszorowane lśniły w słońcu.

I wtedy zobaczyła Jake’a.

Siedział samotnie na „Ali B” z tak posępną miną, że Phyllidzie ścisnęło się serce. Widocznie chciał wypolerować mosiądz wokół kompasu, lecz pogrążony w niewesołych myślach odłożył szmatę, wpatrując się w morze. Nie zauważył zbliżającej się Phyllidy.

– Jake.

Odwrócił się i popatrzył na nią z niedowierzaniem.

– Phyllida – powiedział wstając.

Nastąpiła chwila kłopotliwego milczenia. Po raz pierwszy Phyllida widziała Jake’a zbitego z tropu. Sama również nie wiedziała, co powiedzieć.

– Czy mogę wejść na pokład? – przemogła się wreszcie. Ku jej rozpaczy zabrzmiało to wyjątkowo angielsko.

– Oczywiście – ocknął się Jake i wytarł zabrudzone dłonie. – Nauczyłaś się wchodzić na jacht – dodał, patrząc jak zwinnie przechodzi nad relingiem.

– Tak. – Usiadła w kokpicie naprzeciwko Jake’a. Przez dłuższą chwilę przyglądali się sobie w milczeniu.

– Gdzie Rupert? – przerwał milczenie Jake.

– Odszedł.

– Nie pojechałaś razem z nim? – spytał z napięciem, a Phyllida zwilżyła wargi.

– Prosił mnie o to, ale… postanowiłam zostać.

– Dlaczego? Chciałaś robić karierę w Anglii. Pragnęłaś Ruperta… Idealnie do siebie pasujecie, jest rzutki, inteligentny i gotów w razie czego cię przeprosić – rzekł z goryczą.

– Należycie do siebie.

– Tak myślałam, ale nie. – Spojrzała mu prosto w oczy.

– Moje miejsce jest tutaj.

Jake znieruchomiał. Sens jej słów docierał do niego powoli i w oczach zamigotał nieśmiały uśmiech.

– Chcesz zostać?

Skinęła głową. Wziął ją za rękę i oboje wstali.

– Naprawdę chcesz tu zostać? – powtórzył, jakby nie dowierzając własnym uszom.

– Tak.

– Ze mną?

– Tak, jeśli… mnie zechcesz.

– Czy cię zechcę? – roześmiał się nieoczekiwanie Jake.

– Siedziałem tu, pogrążony w czarnej rozpaczy, bo myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę, a ty pytasz, czy cię zechcę?

– Uśmiechnął się do niej. – Przeklinałem sam siebie za to, że pozwoliłem ci odejść z Rupertem. Zastanawiałem się, czy nie jest za późno, by pojechać do Anglii i błagać, żebyś wróciła, ale bałem się odmowy. Musiałbym cię prosić o zrezygnowanie z kariery i światowego stylu życia.

– Już mi na tym nie zależy – powiedziała z ulgą Phyllida.

– Pragnę tylko ciebie.

Nagle znalazła się w jego ramionach i Jake całował ją a ona jego, jakby się bali, że w przeciwnym razie wszystko pryśnie niczym bańka mydlana. W końcu Jake oderwał się od niej. Ujął jej twarz delikatnie w obie dłonie i popatrzył na nią tak, jak nikt dotąd.

– Kocham cię – powiedział z powagą, choć uśmiechał się nadal. – Czy ty naprawdę mnie kochasz?

– Tak – odparła, łkając ze szczęścia. – Tak, tak, tak!

– Wyjdziesz za mnie i zostaniesz tu na zawsze?

– Tak – odparła, uśmiechając się przez łzy. Przyciągnęła go bliżej i znów się pocałowali.

W jakiś czas później siedzieli przytuleni w kokpicie.

– Byłam taka nieszczęśliwa – wyznała. – Myślałam, że mnie nie cierpisz.

– Próbowałem – rzekł Jake. – Po raz pierwszy, kiedy spotkałem cię taką wyelegantowaną, myślałem, że jesteś drugą Jonelle – kobietą obsesyjnie pochłoniętą swoją karierą. Nie chciałem wiązać się z kimś takim. Przestraszyłem się, kiedy przyszłaś prosić o pracę, ale mimo uprzedzeń, nie mogłem nie dostrzec, że jesteś zupełnie inna. – Pogładził jej włosy bardziej przypominające wzburzone fale niż wymyślną fryzurę. Wciąż były miękkie i lśniące. – Jonelle nie zrezygnowałaby ze swoich planów dla nikogo, a z pewnością nie szorowałaby na kolanach pokładu. Wiem, że kazałem ci ciężko pracować. Chyba chciałem, żebyś zrezygnowała i w ten sposób przekonała mnie, że jesteś taka sama jak Jonelle. Łatwiej byłoby mi zapomnieć, jak lśnią twoje oczy i jak rozjaśnia ci się twarz, gdy się śmiejesz.