Выбрать главу

Bo uważają, że jestem Beatrix, pomyślała. Bo wiedzą, że ich lord wkrótce pojmie mnie za żonę… i weźmie do łoża.

Ogarnięta nową falą przerażenia spojrzała na siostrę i wówczas z jeszcze większą grozą uświadomiła sobie powagę sytuacji. Widziała siostrę po raz ostatni przed nie wiadomo jak długim rozstaniem. Beatrix. z którą jeszcze nigdy nie była rozdzielona. Beatrix, która była jej jedyną podporą, jedyną osobą, której naprawdę na niej zależało.

Kiedy ojciec Martin zakończył modlitwę i wszyscy unieśli głowy, ogarnęła ją niekłamana rozpacz.

Nie odchodź! – miała ochotę krzyczeć. Proszę cię, Beatrix nie opuszczaj mnie!

Na zabrudzonej twarzy Beatrix również pojawił się wyraz cierpienia, jakby słyszała bezgłośne błagania siostry. Rozdzielano je, a one nie mogły nawet się pożegnać.

Linnea uniosła się, żeby podejść do siostry, ale lady Harriet, widać przeczuwając jej zamiar, stanęła pomiędzy nimi odgradzając je od siebie.

– Beatrix, podczas gdy będziesz doglądać cielesnych potrzeb naszego Maynarda, ojciec Martin i ja zadbamy o duchowe. Kiedy skończysz, przyjdź do mojej komnaty. – Po tych słowach odwróciła się i wsparta na ramieniu Dorcas, z dumnie zadartą głową, skierowała się do kaplicy.

Zbierając brudne szmaty, użyte do owijania ran Maynarda, Linnea pomyślała, że choć trudno było w to uwierzyć, ranek okazał się jeszcze gorszy od poprzedniego dnia. O ile nad ich wczorajszymi działaniami wisiała ciemna chmura strachu i niepewności, dziś zatapiała ich otchłań rozpaczy. Linnea niemal zazdrościła Maynardowi nieświadomości.

Ostatnia myśl nieco ją otrzeźwiła. Jak mogła zazdrościć biednemu Maynardowi? Cóż za samolubność, tak się nad sobą użalać, myśleć, że jej niedola jest gorsza niż Cierpienia brata! Ona przynajmniej była cała i zdrowa.

Dzięki Bogu. że rany nie ropiały. Choć dla Linnei nie była to wielka pociecha, bo chory wciąż pozostawał w głębokim śnie. Ciągle też był zbyt gorący, mimo prób ochłodzenia go. Obawiała się, że ma większe szanse umrzeć niż żyć, ale nikomu by się do swych obaw nie przyznała. Może modlitwy babki i Beatrix pomogą mu się pozbierać.

Zastanawiała się, gdzie w tej chwili jest siostra.

Przeciągnęła się i pokiwała głową na boki, żeby rozproszyć dotkliwy ból w karku. Może babka będzie wiedziała.

– Bądź przy nim przez cały czas i daj mi znać, gdyby się obudził albo zaczął się pocić – nakazała Frayne'owi. – Wrócę niedługo, choć mam nadzieję skłonić tego de la Manse'a, żeby pozwolił pielęgnować Maynarda w jego własnym łóżku.

Frayne nie odpowiedział, tylko rzucił czujne spojrzenie na dwóch ludzi, którzy pilnowali jego pana. Wracając z Normą do zamku Linnea robiła sobie wyrzuty, że i ona nie trzymała języka za zębami. Mówienie otwarcie przy ludziach de la Manse'a świadczyło dobitnie o jej głupocie, ale była zbyt zmęczona i zła, żeby zachować ostrożność.

– Wszystko tu wygląda prawie tak, jak zwykle – zauważyła Norma, kiedy zbliżyły się do murów twierdzy.

Rzeczywiście tak było. Pod murami nie kłębiło się już tylu obcych żołnierzy, choć obecność większej liczby wojska nadal była wyczuwalna. Żelazny James pracował w otwartym przedsionku zbrojowni, ostrząc miecze i inną broń, jak co dzień. Dwaj rycerze szkolili kilku giermków w walce wręcz, a praczki jak zwykle pochylały się nad ogromnymi baliami. Jakiś wyrośnięty szczeniak gonił wściekle prychającego kota.

Linnea przetarte zmęczone oczy. Bym tak, jakby nic się wczoraj nie wydarzyło, jakby jej życic wcale nie legło w gruzach tego jednego popołudnia. Gdyby wszystko mogło się okazać tylko snem…

Ale to nie był sen. Raczej ziszczający się senny koszmar. Wzdłuż muru w kierunku bramy zbliżał się sam sprawca całego nieszczęścia, Axton de la Manse. Ton od walczących ze sobą niedźwiedzi. Towarzyszył mu ów okropny młokos; deptał mu po piętach niczym jakiś zapchlony niedźwiadek. Robili obchód jej zamku, w asyście sir Hugha i dwóch innych ludzi.

Cóż za zniewaga! Co gorsza, nie była w stanie nic zrobić… przynajmniej w tej chwili.

Ale kiedyś, gdy Beatrix wyjdzie za jakiegoś rycerza chętnego zmierzyć się z de la Manse'em…

– Na świętego Józefą – mruknęła Norma. – Szybko się zadomowił, co? Och, milady, ciężko mi na myśl, że ty i on…

Linnea przerwała jej niecierpliwie.

– Więc nie myśl o tym. I na litość boską, nie mów o tym, szczególnie do mnie! – Westchnęła. Zachowywała się jak babka, ganiąca wszystkich dookoła za rzeczy, na które nie mieli wpływu. – Wybacz mi; Norma Nie jesteś niczemu winna, a ja nie mam prawa się na ciebie złościć. Proszę cię, poszukajmy lady Harriet Poczuję się lepiej, dopiero kiedy będę wiedziała, że Bea… że Dorcas już się stąd bezpiecznie wydostała.

Lady Harriet i lord Edgar siedzieli przy pustym stole w wielkiej sali, jedząc spóźnione śniadanie, podczas gdy służba krzątała się już przy szykowaniu południowego posiłku, Kiedy Linnea z Normą przyłączyły się do nich, lady Harriet niecierpliwym gestem nakazała niani wziąć trochę jedzenia i się oddalić. Linneę przyciągnęła do siebie, zmuszając do zajęcia miejsca na ławie.

– Robi nam wstyd przed naszymi ludźmi! – syknęła staruszka wściekle, nie na tyle głośno jednak, by ktoś poza nimi usłyszał. – Mamy jadać tutaj, na szarym końcu!

– Czy Dorcas już opuściła zamek?

– Ojciec Martin wybiera się jutro do opactwa Romsey. Dziewczyna będzie mu towarzyszyć – potwierdziła lady Harriet.

– Bogu niech będą dzięki. – Linnea westchnęła.

– Owszem, i mnie za wynalezienie dla niej takiego sposobu ucieczki.

– Plan jest bardzo dobry – przyznała Linnea. Wprawdzie babka przypisała sobie pomysł, który należał do niej, ale w tym momencie ulga, że siostra jest bezpieczna, stłumiła poczucie niesprawiedliwości.

– Słuchajcie – zaczęła z powaga lady Harriet. – Musimy być zgodni. Gdyby rozniosła się wieść o drugiej córce de Valcourta, będziemy mówić, że opuściła rodzinę podczas ataku na zamek, że Linnea zawsze była przekleństwem dla rodziny i że nas porzuciła. Oni muszą uwierzyć; że jesteś Beatrix. – Przeszyła wnuczkę lodowatym spojrzeniem. – Może nie słyszał o drugiej siostrze, ale gdyby słyszał, musimy się. wszyscy trzymać jednej wersji: Linnea zawsze była dzika i niepoczytalna; nikt się nic zdziwi, że gdzieś uciekła.

Linnea starała się być twarda jak babka i tak samo niewrażliwa, jednakże w obliczu takiego okrucieństwa trudno jej było zachować spokój. Czy musiała uchodzić za osobę nielojalną wobec rodziny? Za tchórza, który ucieka od swoich powinności? Za kogoś, kto porzuca rodzinę w kłopotach?

Głęboko urażona spojrzała na ojca, szukając u niego wsparcia, ale w jego zmęczonych oczach wyczytała jedynie bezgraniczne zdumienie.

– Ty jesteś Linnea? – spytał z niedowierzaniem. – Nie mogę…

– Nie bądź głupcem, Edgarze! – Lady Harriet przywołała go do porządku takim łonem, że kręcący się po sali służący zaczęli zerkać” niespokojnie w ich stronę. – Nie bądź głupcem – powtórzyła spokojniej. – Nie wymawiaj głośno tego imienia; Nigdy, Ona jest teraz Beatrix, do czasu aż postanowimy ujawnić nasze oszustwo. Beatrix, powtarzam.

Pokiwał głową przecierając dłonią czoło. Linnei znów przyszło na myśl, że ojciec wygląda starze] od babki, a już na pewno gorzej niż ona umie się znaleźć w nowej sytuacji.

Nie dano jej jednak czasu na rozmyślania o upadku ojca; babka uszczypnęła ją mocno w ramię, domagając się uwagi.

– Jak tam Maynard?

– Właściwie bez zmian – odparła Linnea z westchnieniem. – Zaraz po obiedzie wrócę do niego. Jak sądzisz, czy jest nadzieja, że on pozwoli przenieść Maynarda do zamku?