Linnea bała się, że zemdleje. Kiedy zaczaj delikatnie gładzić ja po biodrach i udach, potem przenosząc ręce ku piersiom, zatrzęsła się, jakby ją owiał lodowaty podmuch.
– Bez wątpienia będziesz mi się opierać. To zrozumiałe u córki Edgara de Valcourta. Ale teraz jesteś de la Mansc, czy się to komu podoba, czy nie. I zdobędę cię, Beatrix de la Manse. Złamię twój opór, obudzę w tobie żądzę, której możesz nienawidzić, Ale będziesz chętna. Sprawię, że będziesz się upajać własną żądzą.
Obejmując dłońmi jej pośladki przyciągnął ją do siebie gwałtownie; brzuch dziewczyny przylgnął do jego szerokiej klatki piersiowej. Wtulił twarz w miękkie wgłębienie pomiędzy piersiami.
– Nie! – jęknęła, chwytając go za ramiona i próbując od siebie odepchnąć. Jej rozpaczliwą obrona skłoniła go jedynie do wzmocnienia uścisku.
– Nie ruszaj się, słodka żono – polecił, nie odrywając twarzy od jej piersi.
– Ale to… to nie… nie uchodzi – zaprotestowała.
– Wszystko uchodzi pomiędzy mężem i żoną. Powiedz mi prawdę, moja śliczna. Podoba ci się?
Pogładził ją otwartą dłonią po pośladku. Linnea wzdrygnęła się Zawstydzona.
– A może to cię bardziej podnieci. – Zaczął całować jej piersi, zwilżając językiem miejsca, gdzie przez cieniutki materiał koszuli prześwitywały różowe brodawki. Znów próbowała się wyrwać, równie bezskutecznie jak wcześniej. Kiedy chwycił zębami stwardniałą brodawkę i nagryzając lekko wciągnął do ust, nie umiała powstrzymać okrzyku. Cały czas nie przestawał gładzić jej pośladków, podczas gdy jego usta ani na chwilę nie traciły kontaktu z piersiami. Początkowy strach i gniew zamienił się w całkiem inne, niepokojące odczucie. Co on z nią robił? Nie wiedziała… a właściwie wiedziała. Było tak jak podczas ślubnego pocałunku, kiedy jego język obudził w niej ukrytą, przewrotną naturę. Znowu to robił… a ona mu pozwalała.
Z największym wysiłkiem udało jej się mu wyrwać. Zachwiała się do tyłu, ale zdążył ją pochwycić, nim upadla. Trzymał ją na rękach; cienka koszula zsunęła się odsłaniając całkowicie nogi i najintymniejsze części jej ciała.
Tyle, że poza Axtonem nikt nie mógł jej widzieć. Położył ją czarnej futrzanej narzucie zaścielającej łoże. Stojąc nad nią zerwał z siebie najpierw tunikę, następnie resztę ubrania. Linnea wiedziała, że byłoby głupota odmawiać mu czegokolwiek, bo i tak było oczywiste, że weźmie wszystko, czego zapragnie.
Starała się zachowywać spokój, kiedy się rozbierał, ale widok jego szerokiej piersi i potężnych barków zrobił na niej zbył wielkie wrażenie. Strwożona cofnęła się aż do wezgłowia łóżka i usiadła skulona, obejmując ramionami podciągnięte pod brodę kolana. Zacisnęła powieki nie czekając, aż będzie zupełnie nagi. Nie chciała widzieć.
W ciszy rozległ się chichot, a potem drżenie lóżka zdradziło, że na nim usiadł.
– Tego trzeba się pozbyć. – Szarpnął lekko za jej koszulę. Nie otwierając oczu pozwoliła, by zdjął z niej ostatnią część odzienia.
Dopiero czując dotyk jego palców, kiedy unosił jej włosy rozsypując je na jej nagie ramiona, odważyła się unieść powieki.
– Nie mam ci za złe tych dziewiczych lęków – powiedział cicho, zaskakując ją poważnym wyrazem twarzy. Oddzielił jeden długi złocisty kosmyk i nawinął sobie na palce. – Ale nie pozwolę, by moja żona sprzyjała moim wrogom. Będziesz moja, Beatrix, zmuszę cię do posłuszeństwa… jeśli będę musiał. Nie próbuj mi się przeciwstawiać – ostrzegł. – Bo nie spodobają ci się konsekwencje. A teraz – dodał lżejszym tonem, pociągając delikatnie za pasemko włosów – nauczę cię przyjemności łoża.
Postanowiła się poddać bez walki, kiedy chwycił ją za kostki nóg i wolno przyciągnął do siebie. Gęste niedźwiedzie futro narzuty niepokojąco łaskotało jej nagą skórę. Przekręciła się na bok, zawstydzona swoją nagością pod jego uważnym wzrokiem. Przetoczył ją z powrotem na plecy, a potem zawisł nad nią wsparty na kolanach i łokciach.
– Za pierwszym razem będzie bolało – uprzedził rozsuwając jej nogi. – Ale uporamy się z tym szybko, żebyś już wkrótce mogła odnaleźć rozkosz. – Mówiąc to przysiadł na piętach i wodził dłońmi po jej udach, biodrach i brzuchu. Linneą targały sprzeczne uczucia: była wściekła i przerażona, a równocześnie musiała przyznać, że w jego dotyku jest coś… zaskakującego. Głaskał ją tak, jak się głaszcze wystraszonego kota lub źrebaka, którego chce się uspokoić.
Ośmieliła się na niego spojrzeć: na wyraziste rysy twarzy, niewiarygodnie szeroką pierś z ciemnym owłosieniem, na brzuch pocięty bruzdami twardych mięśni. W końcu z niedowierzaniem zatrzymała wzrok na potężnym organie sterczącym spomiędzy jego nóg. Babka ostrzegała ją, że ta część męskiego ciała może się powiększać. Ale żeby aż tak? Nie mogła wyjść ze zdumienia.
Nim zdołała zaprotestować, wsunął rękę między jej uda, w miejsce, gdzie według słów babki miał umieścić penisa. Poruszył palcami, a Linnea poczuła, jakby gdzieś w środku niej długo tłumiony żar nagle wybuchnął płomieniem.
– Nie! Przestań! – Próbowała zewrzeć nogi, ale bez trudu udaremnił jej wysiłki. Próbowała się cofnąć ku wezgłowiu lóżka, ale jedną ręką umieszczoną na jej biodrze przytrzymał ją w miejscu.
– Pierwszy raz zrobię to szybko – powiedział, znów układając się nad nią. – Zaraz będzie po wszystkim. A potem…
Linnea nie usłyszała jego dalszych słów, bo ta jego wielka część opadła na jej brzuch niczym rozżarzona kłoda drewna na palenisko. Cofnął się nieco, a zaraz potem poczuła mocny ucisk tam, gdzie wcześniej tkwiły jego palce.
– Poczekaj… Nie! – zaczęła, ale przerażenie nie pozwoliło jej myśleć o niczym poza ucieczką. – Ty źle…
– Dobrze wiem, co robię – przerwał jej chrapliwie; powstrzymując ją przed wyjawieniem prawdy o sobie. I wsunął się w nią cały.
Zrobił to szybko, tak jak uprzedzał. Mimo to bolało. Rozdzierało ją, krwawiło i paliło żywym ogniem, ale postanowiła nie wydać z siebie nawet jęku. Musiała za wszelką cenę zachować resztki dumy, jakie jej jeszcze pozostały. Nieliczne łzy spłynęły bezgłośnie, ginąc w jej włosach i czarnym niedźwiedzim futrze.
Kiedy z trudem odzyskała panowanie nad sobą. zaczął się poruszać w równomiernym rytmie. Każdemu zagłębieniu się w nią towarzyszył dotkliwy ból; wysuwając się z niej dawał jej krótkotrwałe wytchnienie.
Kiedy wreszcie spojrzał jej w oczy, Linnea odwróciła głowę zaciskając zęby. Powiedziała sobie, że jakoś to przetrzyma. Wytrwa.
W miarę jak jego ruchy stawały się szybsze, a oddech bardziej wytężony, Linnea stwierdziła z ulgą, że ból zaczyna ustępować. Wysunął się z niej prawie całkiem, a potem wszedł w nią znacznie wolniej niż poprzednio.
– Och – westchnęła bezwiednie, po czym natychmiast speszona zacisnęła usta. A kiedy jeszcze raz zrobił to samo, nie czuła się już tak jakby ją nadziewano na rozżarzony pal – bardziej przypominało to dotyk mokrego, śliskiego aksamitu.
– Święty Judo – szepnęła, gdy wstrząsnął nią nieoczekiwanie przyjemny dreszcz.
Axton znów powoli się w niej zanurzył.
– Czy to święty Juda odpowiada na twoje modlitwy, żono? Czy raczej twój mąż?
Znowu przyspieszył rytm; Linnea poddała mu się odpowiadając kołysaniem bioder. A kiedy zaczął się w nią wbijać z dziką gwałtownością, nie mogła powstrzymać głośnych westchnień.
Nagle zastygł w bezruchu jak porażony; czuła drżenie jego napiętych ud i nagłe zesztywnienie ramion pod jej palcami.