– Dlaczego nie jest w twierdzy? – zdziwiła się staruszka. – We własnej komnacie?
Ojciec Linnei stał za plecami babki, milczący i dziwnie skurczony. Gdy lady Harriet przeszywała wnuczkę wzrokiem, on nawet nie próbował na nią spojrzeć.
To dlatego, że jestem zbezczeszczona, uzmysłowiła sobie Linnea ze smutkiem. Nie była uczciwie poślubiona Axtonowi de la Manse, zatem została zbezczeszczona. Była kobietą upadłą.
Gdyby tak wiedzieli, co zaszło pomiędzy nią i Axtonem… Kiedy Się poruszyła, łańcuszek otarł się o skórę; Linnea odczuła to jak dotknięcie żywego ognia.
– I co? – Lady Harriet stuknęła końcem laski o ziemię. – Co na to powiesz, dziewczyno? Tylko tyle zdołałaś wyprosić o swego męża? Księżą izbę? Nie dogodziłaś mu tak, jak ci kazałam?
– Babko, proszę – jęknęła Linnea upokorzona do głębi Nie miała Odwagi podnieść oczu i stawić czoła zaciekawionym spojrzeniom rodziny i służby.
– Ych! – Lady Harriet ze złością odwróciła się od niej i podeszła do wnuka, – Jakże się miewasz?
– Ja… umieram – wydusił z siebie z bolesnym jękiem. Na mocno zaciśniętych powiekach ukazały się łzy.
– Czy to prawda? – Pytanie było skierowane do Linnei.
– Nie. Nie wierzę, że umrze – odpowiedziała, modląc się, by w istocie tak było. – Ale… będzie długo wracał do zdrowia.
– A jego ramię?
Linnea spojrzała na ojca. Dla człowieka oddanego wojnie utrata ręki, w której trzyma broń, jest najokrutniejszą karą. Każdy rycerz woli ponieść śmierć na polu chwały niż wieść życie bezużytecznego kaleki.
– Nie przypuszczam, by jeszcze kiedyś mógł dzierżyć miecz. – Spojrzała przepraszająco najpierw na ojca, potem na brata. Nie przyczyniła się do nieszczęścia Maynarda, ale choć o tym wiedziała, nie mogła się wyzbyć poczucia winy. Może gdyby zachowała większą ostrożność i dokładniej złożyła kości. Jednak już teraz, mimo znacznej opuchlizny zniekształcającej ramię, wiedziała, że nie zrośnie się prosto. I że nie będzie mocne.
Maynard stoczył swoją ostatnią walkę jako rycerz i przegrał. Zadaniem Beatrix było poślubić człowieka, który będzie zdolny przywrócić Maidenstone rodzinie de Valcourt. A zadaniem Linnei było zyskać na to czas podtrzymując oszukańczą grę.
– Gdybym tak mogła posłać tego człowieka do diabła, uczyniłabym to niezawodnie! – Lady Harriet kipiała złością. Krążyła po izbie rozganiając z drogi przestraszoną służbę.
Linnea gestem odprawiła służących. Kiedy w pomieszczeniu nie było już nikogo poza najbliższą rodziną, stanęła przed babką.
– Powiedz mi, jak Bea… – Urwała, zerkając na Maynarda. Wyglądało wprawdzie na to, że zapadł w niespokojny sen, lecz nie chciała się przed nim zdradzie z niczym, co mógłby wyjawić majacząc w gorączce, – Powiedz mi, jakie masz wieści… o niej.
Lady Harriet rzuciła wnuczce nieufne spojrzenie.
– Jest bezpieczna. Tyle powinno ci wystarczyć. Co do reszty naszych planów, dość powiedzieli że podjęliśmy niezbędne kroki, żeby jej znaleźć odpowiedniego męża. Teraz ty mi powiedz, jak ci poszło w małżeńskiej łożnicy? Był dla ciebie brutalny?
– Ja… on… – wyjąkała Linnea, a potem całkiem zamilkła rumieniąc się mocno pod świdrującym wzrokiem babki. – Ja… – zaczęła jeszcze raz, lecz znów urwała, napotkawszy zbolałe spojrzenie ojca.
– Zostaw nas same, Edgarze – warknęła łady Harriet do syna. – To sprawa między kobietami. – W tym momencie Maynard głośno stęknął przez sen i staruszka zmieniła zdanie. – Nie, zostań tu ze swoim umierającym synem, a ja porozmawiam z moją wnuczką na osobności. Chodź – dodała, szarpiąc Linneę za rękaw.
Usiadły w kaplicy, w obecności Jezusa wiszącego na krzyżu i Maiki Boskiej spoglądającej na nie z wnęki w ścianie.
– No? – odezwała się jako pierwsza lady Harriet. – Powiedz mi, co między wami zaszło. Czego się o nim dowiedziałaś? Jakie ma słabości?
– On… nic ma słabości – powiedziała z wysiłkiem Linnea, nie mając odwagi podnieść oczu na babkę.
– Był okrutny?
– Nie. No, może trochę. – Linnea głośno przełknęła ślinę. Czy musiała opisywać wszystko ze szczegółami?
– Zrobił ci krzywdę?
W głosie babki pojawił się nowy ton, który można by uznać za objaw współczucia. Linnea nie mogła uwierzyć własnym uszom. Uniosła głowę zdumiona.
– Nie lubi, żeby mu się sprzeciwiać. Nie lubi, kiedy mu odmawiam. Dopóki się zgadzałam, nie był dla mnie… niemiły.
Stara kobieta przez chwilę trawiła to, co usłyszała. Potem spytała z przebiegłą miną:
– Jest dobrym kochankiem? Może wyglądać na wielkiego, silnego byka, ale bywają mężczyźni, którzy, nazwijmy to, nie wszędzie wyrastają.
Linnea patrzyła na babkę pytająco. Nie wyrastają?
Ach, o to chodziło!
Oczy zaokrągliły jej się ze zdziwienia, że babka chce wiedzieć takie rzeczy.
– On… on jest… rosłym mężczyzną – wydukała pąsowa z zażenowania.
– Aha – Lady Harriet pokiwała głową. – Dostarczyłaś mu rozkoszy? Podobało mu się… Zrobił to więcej niż raz?
Linnea nie była w stanie znieść dalszych pytań. Poderwała się na nogi.
– Nie mogę o tym mówić. To… nieprzyzwoite.
Lady Harriet nawet nie drgnęła.
– Twoje małżeństwo też nie jest przyzwoite. Pamiętaj o tym, dziewczyno. Jest tylko częścią naszego planu, tak samo jak jego uczucia wobec ciebie. Powtarzam więc: podobało mu się?
– Owszem! – krzyknęła Linnea z rozpaczą. – Tak! Podobało mu się na tyle, że zrobił to trzykrotnie!
I, Boże dopomóż, mnie też się podobało!
Dotyk łańcuszka i rubinów palii jej skórę, a umysł dręczyła szalona obawa, że babka wie wszystko o ślubnym prezencie – gdzie się znajdował, jak został tam umieszczony i jak na nią działał. Kiedy staruszka wybuchnęła skrzekliwym śmiechem, Linnea bała się, że zaraz zwymiotuje ze wstydu.
– Trzy razy! Aż dziw, że pozwolił ci się wymknąć dziś rano, skoro jest taki nienasycony. Co teraz robi?
Linnea czuła się naga pod podejrzliwym spojrzeniem babki. Opuściła wzrok na drewnianą podłogę, która zdecydowanie wymagała szorowania.
– Zostawiłam go w komnacie.
– Rozumiem. A gdzie się stąd wybierasz?
– Z powrotem do niego – odpowiedziała bardzo cicho.
Znów rozległ się starczy chichot, tym bardziej nie na miejscu, iż znajdowały się w kaplicy.
– Zatem wracaj do niego, dziewczyno. Rozłóż przed nim nogi i każ mu zapomnieć o wszystkim poza przyjemnościami, jakich może od ciebie zaznać. – Przestała się śmiać tak samo nagle, jak zaczęła. Chwyciła wnuczkę za brodę i brutalnym szarpnięciem zwróciła ku sobie jej twarz – Daj, czego pragnie, Linneo, ale nie zapominaj, czego ty pragniesz. Uwodnij, że nie jesteś bezużyteczną istotą, za jaką cię uznawaliśmy. Udowodnij swoją wartość dla rodziny. – Puściła Linneę, podniosła się z ławki i stanęła wsparta na łasce. – Idź do niego i przekonaj go, że jesteś mu całkowicie oddaną we wszystkim. Ale nigdy nie zapominaj, kim jesteś naprawdę.
Linnea nie zwlekała z odejściem. Wybiegła z kaplicy na drżących nogach, lecz tuż za drzwiami przystanęła, niepewna, dokąd powinna się udać. Mąż na nią czekał, a i obowiązek wobec rodziny nakazywał do niego wrócić. Jednakże potrzebowała samotności, chociaż przez krótką chwile. Musiała się zastanowić nad gwałtownymi zmianami, jakie ostatnio zaszły w jej życiu, i zebrać resztki sił, jakie jej pozostały.
Spojrzała w stronę schodów prowadzących pod zewnętrzny mur, a potem na drabinę, po której można się było wspiąć na blanki. Może tam znalazłaby zaciszne miejsce, gdzie nikt by jej nie szukał. Gdyby tak mogła zwrócić twarz ku słońcu, zamknąć oczy i poddać się orzeźwiającym podmuchom wiatru, może by jej się udało znaleźć odrobinę spokoju w tym tumulcie, który wywrócił jej życie do góry nogami.