Выбрать главу

Odesławszy Petera zdjęła ubranie i położyła się na brzuchu na niedźwiedziej skórze. Była przekonana, że będzie ją bil. Zniosłaby i to, bo już dawno nauczyła się nie reagować na ból. Okazywanie cierpienia dawało osobie zadającej ból dodatkową przyjemność. Napięła mięśnie w oczekiwaniu uderzeń ciężkiej dłoni.

Ale dłoń, która dotknęła jej bezbronnego ciała, nie sprawiała bólu. Była szorstka, ale jej nie krzywdziła.

A jednak dowiódł jej, że to on jest panem, a ona do niego należy. Tak jak pokonał niedźwiedzia i teraz cieszył się jego miękkim futrem, pokonał i ją. I rozkoszował się nią tak, że wciąż jeszcze wirowało jej w głowie.

Najpierw położył się na niej i całował ją po całym ciele, od stóp poprzez nogi, pośladki, plecy, aż do szyi. Potem uniósł ją na kolana, rozsunął jej nogi i wszedł w nią od tyłu.

A ona przyjęta go z okrzykiem rozkoszy.

– Święty Judo – szepnęła w chłodny mrok. Napawała się każdą chwilą tego zbliżenia, każdym ruchem i odczuciem.

Potem, wyczerpani, zapadli na krótko w sen. Axton obudził się pierwszy i natychmiast zaczął szukać nowych sposobów, żeby ją podniecie. Całował ślady łańcuszka na jej ciele, a potem inne miejsca. Gdy próbowała zaprotestować, powiedział jej, że te pocałunki są wyrazem najintymniejszego połączenia.

Była zgorszona jego zuchwałością. Usiłowała nawet go powstrzymać. Ale nie myślał ustąpić. Wytłumaczył jej, że jest silniejszy i starszy, i wie, co robi. I że będzie jej się to bardzo podobało.

I oczywiście miał rację. Choć to, co z nią robił, wydawało jej się nie do pomyślenia, kiedy wreszcie uległa, musiała przyznać, że dostarczył jej niewyobrażalnej przyjemności. Nawet teraz zadrżała na samo wspomnienie. Miała wrażenie, że całe jej ciało pomrukuje niczym zadowolony kot… nieprzyzwoicie nasycony kot.

Ale nawet na tym się jeszcze nie skończyło. Znowu się chwilę przespali i tym razem ona ocknęła się pierwsza. Powinna była wykorzystać okazję, by od niego uciec, chociaż na trochę. Zamiast tego przyglądała mu się, rozciągniętemu nago na łóżku w całej męskiej okazałości.

Był wyjątkowo dorodny. Nie miała doświadczenia z mężczyznami, ale tego była świadoma. Miał smukłe, lecz mocne kończyny, szeroką klatkę piersiowa porośniętą krętymi ciemnymi włosami i płaski brzuch z wyraźnie zaznaczonymi pasmami mięśni. Dotykając go stwierdziła, że jej palce odbierają różne wrażenia. W jednych miejscach był twardy, w innych miękki. W jednych szorstki od włosów, w innych jedwabiście gładki. Powodowana coraz większą ciekawością, badała kolejne obszary posągowego ciała.

Wtedy się obudził. Wtedy odkrył, że żona ma łaskotki, i znęcał się nad nią tak, że omal nie płakała ze śmiechu. I wtedy bez uprzedzenia wszedł w nią i dosłownie w kilka sekund doprowadził do oszałamiającego spełnienia. Wtedy miała wrażenie, że umiera. A teraz nie wiedziała, co myśleć.

Nie było go przy niej, więc miała czas ochłonąć i uporządkować myśli. Tyle ze w głębi duszy wzdragała się przed myśleniem. O ileż prościej było po prostu ulec i podążać tam, gdzie on ją prowadził.

Ale w tej chwili nie było go przy niej i wiedziała, że powinna być z tego zadowolona.

Z ciężkim westchnieniem zrzuciła z siebie niedźwiedzią skórę i leżała naga w nocnym chłodzie. Była głodna. Wręcz umierała z głodu. Czy to możliwe, że przeżyła cały dzień bez jedzenia? On także? A może właśnie w tej chwili byt w kuchni i szykował ucztę dla nich dwojga, żeby mogli odzyskawszy siły na powrót oddawać się orgii fizycznej rozkoszy.

Poderwała się na nogi. Nie mogła przecież spędzić całego życia w łożu z Axtonem, nawet jeśli był jej mężem. Musiała… musiała… Musiała też robić coś innego, choć na razie nie była pewna, co miałoby to być.

Odnalazła koszulę, wprawdzie zmiętą i lekko podartą, ale jeszcze zdatną do noszenia. Do komnaty przeniesiono obrania jej siostry, więc szybko włożyła pierwszą suknię, jaka wpadła jej w ręce. Była to prosta niebieska tunika z wąskimi rękawami sznurowanymi przy nadgarstkach i lamówką z białego króliczego futra przy szyi. Związała nad kolanami wełniane pończochy i wsunęła stopy w skórzane pantofle.

Zebrała w jednej ręce zmierzwione włosy i związawszy je z tyłu kawałkiem tasiemki, narzuciła aa głowę miękki biały welon, mocując go rzeźbioną kościaną spinką.

Upchnęła w rękawach końce sznurówek od mankietów, po czym uznała, że prezentuje się wystarczająco schludnie. Na koniec nałożyła pasek z kluczem otrzymanym od Axtona, po czym opuściła komnatę…

Przez chwilę nasłuchiwała stojąc na schodach. Z wielkiej sali dobiegały pojedyncze glosy, na tyle stłumione, że nie byłą w stanie rozpoznać osób. Nie chciała wpaść na Axtona, ale musiała zaryzykować i zejść po schodach, jeśli miała poszukać czegoś do jedzenia.

Jednakże z każdym stopniem coraz jaśniej zdawała sobie sprawę z tego, że łudziła się myśląc, iż zdoła choć na chwilę od niego uciec. Nie było od niego ucieczki. Palący dotyk łańcuszka bezustannie przypominał jej o mężu.

W sali panował mrok. Wszystkie pochodnie się wypaliły, poza jedną, wiszącą tuz przy wejściu na mury. Na wprost na wielkim palenisku syczał ogień, rzucając niewielki półkrąg światła; dziwny czerwony poblask nadawał sali wygląd jaskini. Było jeszcze parę świec na końcu stołu, przy którym zgromadziło się kilku mężczyzn.

Jeden z nich leżał na ławie obok stołu, rozciągnięty na wznak, z rękami złożonymi na piersi. Sprawiał wrażenie śpiącego; z jego ust wydobywało się rytmiczne pochrapywanie. Drugi mężczyzna siedział z opuszczoną głową, wsparty na łokciach, i wpatrywał się w ciężki kufel z piwem… albo też po prostu spał na siedząco. Rozpoznała w nim rudobrodego sir Reynolda, zaufanego człowieka Axtona.

Ale gdzie się podziewał jej mąż?

– Ja bym się ich pozbył.

Linnea omal nie wyskoczyła ze skóry. Wypowiedziane niezbyt głośno słowa całkiem ją zaskoczyły; przycisnęła rękę do piersi, starając się uspokoić przyspieszone bicie serca. Człowiek siedzący przy stole uniósł głowę i spojrzał na prawo. Linnea podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem, i zobaczyła właśnie to, czego pragnęła uniknąć. Jej mąż siedział na lordowskim krześle. Nie zauważyła go wcześniej, bo krzesło zwrócone było przodem do ognia. Ale tylko lord Maidenstone ośmieliłby się na nim zasiąść.

Serce Linnei wykonywało szalone podskoki. Wołała myśleć, że to raczej ze zdenerwowania niż z podniecenia jego widokiem. Niepodobna przecież, by znów miała ochotę na to… Tylko ladacznica mogłaby sobie życzyć więcej takich bezecnych uciech!

– Wolałbym się pozbyć ich wszystkich – powtórzył. – Ojca, syna, no i staruchy.

– Ale córkę chyba zatrzymasz – bardziej stwierdził, niż spytał sir Reynold.

Axton parsknął śmiechem, który w uszach Linnei zabrzmiał obraźliwie, ale nie odpowiedział.

Sir Reynold wziął jego milczenie za zachętę.

– Rozumiem, że pasuje ci ta szelmutka. W zamku plotkują, że nie wypuszczałeś jej z łoża przez cały dzień, – Roześmiał się. – Czyżby w noc poślubną nie poszło za dobrze i potrzebowałeś całego dnia na poprawę? Czy może ona wolno się uczy?

Uszy zapiekły Linneę ze wstydu. Axton de la Manse nic musiał niczego poprawiać. Ale ona… nic nie umiała. Czyżby uznawał ją za opieszałą uczennicę? Czyżby go rozczarowała?

Axton podniósł się z krzesła i stanął przy ogniu. Miał na sobie proste Spodnie i luźną koszulę. Nic nosił broni ani nawet pasa, a buty wdział niskie i codzienne. Ale w jego postaci nie było nic pospolitego. Nawet odziany niewiele lepiej od giermka, był lordem w każdym calu. I choć w istocie powinno ją to rozgniewać, Linnea zamiast gniewu poczuła niemądrą kobiecą dumę. Oto był jej mąż. Została mu poślubiona.