– Beatrix? Ty jesteś Beatrix?
Linnea wstrzymała oddech z przerażenia. Ojciec patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem. Przez otwarte drzwi stajni przyglądał im się kowal; karczmarka i jej pomocnik przystanęli zaciekawieni na Środku dziedzińca, a wkrótce zaczęło ich obserwować jeszcze dwóch rycerzy i kilku giermków. Linnea była tak zdenerwowana, że nie mogła zebrać myśli.
– Jesteś moją córką…
– Oczywiście, że jestem – przerwała ojcu. – Jestem Beatrix. To jest zamek Maidenstone. a… – Gorączkowo poszukiwała w umyśle sposobu na odwrócenie jego uwagi – a Maynard, twój syn, jest ciężko ranny. Nie pamiętasz ojcze?
Serce waliło Linnei jak oszalałe. Miała świadomość, że sprawia ból przypominając mu o tym wszystkim, zwłaszcza o nieszczęściu ukochanego syna i dziedzica. Nie mogła jednak ryzykować, że wyjdzie na jaw jej prawdziwa tożsamość. Mimo to serce jej się ścisnęło zobaczyła, że ojciec zaczyna kojarzyć tragiczne fakty. Twarz skamieniała mu w maskę cierpienia.
– Beatrix – wymamrotał marszcząc czoło. – Przez chwilę myślał że jesteś…
– Ona odeszła – przerwała mu Linnea, nim zdążył głośno wymówić jej prawdziwe imię. – Odeszła jeszcze… jeszcze zanim zamek dostał zdobyty. Ja jestem Beatrix – kłamała; zniżając głos do szeptu, żeby nic dotarł do niepowołanych uszu. – Jestem Beatrix. Ty, ja i Maynard musimy się trzymać razem, bo z naszej rodziny pozostaliśmy tu tylko my.
Cały opór uciekł z niego niczym wino z rozciętego bukłaka. Pierś mu się zapadła, głowę wcisnął głęboko w ramiona.
– Straciliśmy wszystko, prawda? – Patrzył na nią jak dziecko szukające pociechy i wsparcia. Tyle że ona nie mogła mu ich zapewnić.
Ta sama rozpacz, która zmieniła go z dumnego lorda o długiej historii zasług i zaszczytów w załamanego starca, ogarnęła i ją, odbierając jej resztki nadziei. Przyszła do niego spragniona otuchy, a zobaczyła, że on potrzebuje jej znacznie bardziej.
– Chodź ze mną, ojcze – powiedziała przez ściśnięte gardło. – Chodźmy posiedzieć przy Maynardzie. Obawiam się, że potrzebuje naszych modłów. Chodźmy.
Ruszył za nią bez najmniejszego sprzeciwu, jak zagubione dziecko. Linnea prowadziła go w stronę twierdzy, za którą – znajdowało się mieszkanie księdza, gdzie leżał Maynard. Jednak gdy tylko weszli na schody, drzwi się otwarły i stanęli oko w oko z Axtonem.
Przez dłuższą chwilę Linnea z mężem patrzyli sobie w oczy. Axton przeniósł wzrok na jej ojca i na jego twarzy odmalowała niechęć. Właściwie nie niechęć, a wręcz nienawiść.
– Dokąd zmierzacie? Stanął z rękami skrzyżowanymi na piersi i przyglądał im się spod uniesionych brwi.
Linnea poczuła, jak ramię ojca napina się pod jej dłonią. Przed chwilą miał trudności z przypomnieniem sobie różnych rzeczy, ale było teraz jasne ze wróciła mu pamięć.
– Idziemy odwiedzić mojego brata – odpowiedziała szybko z nadzieja ze uda im się minąć Axtona, nim ojciec się oderwie.
Maż przeszył ją surowym spojrzeniem.
– Odtąd nie wolno mu się swobodnie poruszać po zamku – oznajmił niedbałym ruchem głowy wskazując na jej ojca, patrzyła na męża z niedowierzaniem.
– Chcesz powiedzieć, że nie wolno mu odwiedzać własnego syna?
– Nie chce denerwować matki widokiem człowieka, który pozbawił ją domu, męża i synów.
Ostre słowa zamarły jej na ustach. Cóż mogła na to odpowiedzieć? Że jego matka nie powinna winić jej ojca za nieszczęścia, jakie ją w życiu spotkały? Że powinna się po prostu pogodzić z rzeczywistością? Że nie powinna go nienawidzić i cierpieć na jego widok?
Taka już była smutna cecha gatunku ludzkiego, że zawsze zazdrościł innym i nienawidził tych, którzy mu zazdrościli. Axton odebrał Maidenstone jej ojcu. Jej ojciec odebrał zamek ojcu Axtona. Bez wątpienia ojciec Axtona odebrał go komuś innemu…
– W jaki sposób twoja rodzina weszła w posiadanie tego zamku? Zaskoczony jej pytaniem, podejrzliwie zmrużył oczy.
– Mój dziadek otrzymał go od Wilhelma Rudego.
– Jako nagrodę za zasługi?
– Uratował mu życie podczas kampanii w Normandii przed pierwszą wyprawą krzyżową.
– A kto był tu lordem wcześniej? Przed twoim dziadkiem? Pokiwał głową, jakby odkrył kierunek jej myśli. Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, choć daleko mu było do wesołości. Ten zamek składał się wówczas jedynie z fosy i kawałka muru.
– Ale miał swojego lorda. Człowieka, który nazywał go swoim domem.
– Był zdradliwym głupcem. Ale to bez znaczenia. Maidenstone należy do mnie i ja stanowię tu prawo, Trzymaj go z dala od mojej matki, bo jeśli ją zdenerwuje, nie będę miał wyboru i zamknę go w lochu! Jej ojciec nie odzywał się dotąd ani słowem podczas całej rozmowy, ale na wypowiedzianą lodowatym tonem groźbę cofnął się o krok.
– Co ty tu robisz? Władam tym zamkiem w imieniu mego pana, Stefana de Blois, króla Anglii,.
– Już niedługo będzie królem! – Axton podszedł do sir Edgara, jakby miał zamiar powalić go śmiertelnym ciosem.
Linnea bez zastanowienia weszła pomiędzy nich i położyła mężowi ręce na piersi. Chwycił ją za ramiona, jakby ją chciał odepchnąć. Nie pozwoliła mu na to, zmuszając go, by jej wysłuchał.
– Proszę cię, Axtonie. Nie karz go. Błagam!
Ściskał ją aż do bólu, ale nie odepchnął jej i nie zbliżył się do sir Edgara.
– Henryk wkrótce będzie królem Anglii. Radzę, żebyś się pogodził z tym, co nieuniknione, starcze. Do Henryka należy Anglia, a do mnie Maidenstone. I twoja córka – dodał, przyciągając do siebie Linneę i obejmując ją mocno.
Uwięziona w uścisku Axtona, Linnea nie widziała miny ojca. Ale nawet ona nie mogła przewidzieć, że zareaguje aż tak gwałtownie.
– Zostaw ją! – wrzasnął. – Zabieraj swoje plugawe łapy od mojej córki!
– Nie! – Linnea przywarła do męża, pewna że będzie chciał uderzyć ojca za zniewagę. – Pomieszało mu się w głowie. On nie rozumie -
To ojciec odepchnął ją na bok. Potknęła się i spadła z kilku stopni na ziemię. Jednak nie zważając na ostry ból w kolanie i palące otarcie na dłoni, myślała tylko o tym, że musi ratować ojca przed mężem.
– Zniszczę cię! – wykrzykiwał sir Edgar. – Nadzieję cię na pal… Każe cię rozciągnąć i poćwiartować! Zatknę twoją głowę na kiju!
Linnea pozbierała się z ziemi przy pomocy Axtona.
– Nic ci nie jest? – spytał ją napiętym głosem.
– Nie waż się jej dotykać! – krzyczał sir Edgar.
Podszedł do nich jeden z ludzi Axtona, z dłonią na uchwycie miecza. Wszyscy na dziedzińcu zastygli w bezruchu i jak zaczarowani przyglądali się zajściu pomiędzy starym i nowym lordem.
Axton powierzył żonę opiece jednego ze swoich ludzi, a sam staw przed miotającym się starcem. Linnea widziała jego śmiertelny spokój i zdawała sobie sprawę, że ojciec jest w wielkim
Niebezpieczeństwie. Cóż by osiągnęła ratując Maidenstone dla Beatrix, gdyby nie zdoła uratować życia ojcu?
Wyrwała się człowiekowi który usiłował ją przytrzymać i dopadła do męża na schodach. Ojciec stał o jeden stopień wyżej, ale Axton był wyższy, więc ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie.
– Nie rób mu krzywdy!
– Nie wtrącaj się – polecił sucho Axton.
– On nie rozumie!
– Wyzwał mnie. A ja chętnie odpowiem na jego wyzwanie.
– Ja tu jestem lordem! – ryczał sir Edgar, dolewając tym oliwy do ognia. Jego twarz przybrała paskudny kolor, oczy niemal wychodziły mu z orbit, a żyły na szyi nabrzmiały jak postronki.
Linnea pomyślała, że oszalał. Tylko tak można było tłumaczyć jego zachowanie wobec Axtona. Tak czy inaczej, nie mogła porzucić ojca na pastwę gwałtownego charakteru męża.