Выбрать главу

Jej opór tylko utwierdził go w powziętym postanowieniu.

– Przyjęłaś te rolę przybierając imię siostry. Byłaś dziwka dla swojej rodziny… i bardzo to lubiłaś – dodał. Naparł na nią obolałymi z napięcia lędźwiami, rozsuwając jej nogi kolanem. – Nie ma już dla ciebie uczciwego życia. Nie zachowałaś cnoty, żeby liczyć na małżeństwo, ani posagu, żeby sobie wykupić miejsce w klasztorze.

– Nie! Mylisz się…

– Nie ma dla ciebie innego miejsca niż pod moją opieką – upierał się. Czuł jak jej opór maleje. Odpychające go ręce słabły. Zaciśnięte gniewnie usta zaczęły drżeć.

Wiedział, że rani ją tam, gdzie jest najbardziej bezbronna ale stłumił w sobie wszelkie poczucie winy. Zamierzał wygrać ten pojedynek woli. Zamierzał ją zatrzymać dla siebie, niezależnie od tego, czyjej nienawidził, czy… Nie!

Aż potrząsnął głową broniąc się przed tą szaloną myślą. Nieważne, co do mej czuł. Nie było innego wyjścia, jak ją zatrzymać. – Jedna siostra do ołtarza, druga do łoża. Nie masz wyboru, poza oddawaniem się za pieniądze każdemu mężczyźnie, który zechce zapłacić. Powinnaś mi być wdzięczna, że chcę ci oszczędzić takiego losu.

Linnea słyszała i rozumiała każde jego słowo. Wiedziała, że mówi prawdę. A mimo to nie mogła się poddać temu, co się z nią działo. Temu, co chciał z nią zrobić. Kochała go. Nie chciała go skrzywdzić.

Ale go skrzywdziła, a teraz on ją krzywdził.

Opierając się na łokciu rozpiął spodnie. Potem podciągnął jej spódnicę i ich nagie ciała się zetknęły. Był twardy i gotowy, a ona… ona także była gotowa. Kochała go mimo tego całego szaleństwa, jakie wkradło się pomiędzy nich.

Nie odepchnęła go.

Zamknęła oczy, kiedy się w niej zagłębił. – Nie dość szybko jednak, by zauważyć, jak napięte rysy jego twarzy łagodnieją. Wiedział, że jest gotowa go przyjąć, więc wiedział też, że nadal go pożądała. A skoro wiedział o pożądaniu Mógł wiedzieć, że czuje do niego coś więcej. Czy to jego matka wyjawiła mu swe przypuszczenia, czy też ona sama jakoś mu to okazała?

Zaczął się poruszać w rytmie, od którego całkiem straciła głowę. Stopniowo obejmował panowanie nad jej ciałem i duszą, w tym odwiecznym rytmie, który sprawiał, że wszystko inne przestaje się liczyć. Wreszcie jęknął i gwałtowny dreszcz wstrząsnął jego wspaniałym męskim ciałem.

Linnea straciła resztki kontroli nad sobą. Przez jeden krótki i oślepiający niczym błyskawica moment byli zespoleni w najdoskonalszy sposób, jaki Bóg wymyślił na połączenie mężczyzny i kobiety.

A zaraz potem było po wszystkim i byli tylko dwojgiem ciężko dyszących z wysiłku ludzi na jednym łóżku. Łzy znów napłynęły jej do oczu, bo rzeczywistość była zbyt trudna do zniesienia.

Axton pochylił się nad nią marszcząc czoło.

– Boli cię coś?

Pokręciła głową. Miał na myśli fizyczny ból, oczywiście, a fizycznie nic ją przecież nie bolało.

Zsunął się z niej i leżał na plecach, wpatrzony w malowidła na baldachimie matczynego łóżka, dopóki nie odzyskał tchu.

– Łzy nie zmienią twojego losu. Lepiej zachowaj je dla kogoś innego. Chociaż Henryka także nie zmiękczą – dodał bezlitośnie.

Linnea odwróciła się od niego zdruzgotana.

Szarpnęła za spódnicę, próbując zakryć obnażone uda. Axton poruszył się na łóżku. Zaklął krótko chwytając ją za rękę. Zadarł jej spódnice aż do pasa.

– Gdzie się podział łańcuszek z rubinami?

20

Wlókł ją za sobą po schodach, przez salę i dziedziniec zamkowy. Lubił, kiedy wszyscy widzieli, ze są razem, ale teraz zdecydowanie przesadził. Dla Linnei było to koszmarne przeżycie.

Na nic się zdały jej protesty, próby wyswobodzenia, bezładna szamotanina. Niczym krnąbrne dziecko była wleczona do spichlerza ku uciesze ciekawskich. Po drodze Axton chwycił pochodnię i odpalił od ognia, na którym stał kocioł z bielizną. W końcu wepchnął Linneę do spichlerza i zamknął drzwi

– Znajdź go!

Wylądowała na stercie płóciennych worków. W powietrze wzbił się potężny obłok białego pyłu.

– Masz go znaleźć! – zagrzmiał jeszcze raz. Zbliżył się do niej, trzymając pochodnię tak wysoko, ze wąskie pomieszczenie wydawało się drżeć w migocącym świetle. – I go znajdziesz! Nie wyjdziesz stąd. dopóki znowu me będziesz go mieć na sobie. Przysięgam, wcześniej stąd nie wyjdziesz! Doprowadził ją niemal do szaleństwa.

Chociaż w tej chwili wydawał się wcielonym diabłem, upiorem przepełnionym żądzą zemsty, niezdolnym do okazania choćby cienia litości Linnea na to me zważała, światło migotało, dając czerwonawy poblask, w pomieszczeniu tworzyły sie cienie o niepokojących kształtach lecz ona dostrzegała jedynie swego prześladowcę. Z okrzykiem bólu, złości i bezbrzeżnego rozczarowania natarła na niego.

Cios który mu wymierzyła, był jak uderzenie w kamienna ścianę. Axton nawet się me poruszył. Ale że niespodziewany atak go zaskoczył, upuścił pochodnię. Posypały się iskry, lecz Linnea nie zwracała na to uwagi. Jej celem był Axton. Axton i jego znienawidzone maniery, przyprawiające ją o ból i łzy.

Uderzyła go pięściami w brzuch, chociaż kosztowało ją to wiele wysiłku i chyba ona przede wszystkim to odczuła. Ale nic nie było w stanie jej powstrzymać. Nie przestawała okładać go pięściami, dopóki nie uwięził jej w niedźwiedzim uścisku.

– Przestań. Do diabła, Linneo, mówię ci, przestań!

Nie zaniechała jednak walki, aż zupełnie opadła z sił i nie była już w stanie mu się przeciwstawiać.

Mocno przyciskał ją do siebie. Jakimś cudem udało mu się zdławić nogą ogień, zanim zajął się któryś z worków. Stali teraz w ciemności, ciasno spleceni w czymś, co z pewnością nie było prawdziwym uściskiem.

Po policzkach płynęły jej łzy bezsilnej wściekłości. A przecież obiecywała sobie, że już nigdy nie będzie płakać z jego powodu. No, ale płacz w chwili wściekłości to coś zupełnie innego.

Próbowała się wyrwać, ponieważ tkwienie w jego ramionach wydawało się najgorszą rzeczą, jaką mogła teraz zrobić. Lecz trzymał ją mocno.

– Jeśli chcesz mieć ten przeklęty łańcuszek, puść mnie – powiedziała z nosem wciśniętym w gładkie sukno jego tuniki.

Zmienił pozycję; ogarnęło ją przerażenie. Był pobudzony! Co gorsza, w tej samej chwili i ona poczuła przypływ podniecenia.

Nie! Nie – krzyczała w myślach. Podjęte jeszcze jedną próbę uwolnienia. Ku jej zaskoczeniu i uldze, tym razem ją puścił.

Cofnęła się kilka kroków, dopóki nie oparła się o ścianę worków z mąką. Walcząc o złapanie tchu niepewnie spojrzała na Axtona. On też się w nią wpatrywał, a chociaż ich postacie tonęły w mroku, wyczuła jakąś zmianę w jego nastroju.

– W takim razie idź i go znajdź – ponaglił ją głosem nie wyrażającym żadnych emocji.

Nic nie mówiąc, odepchnęła się od ściany worków z mąką i wycofała w głąb spichlerza. Cisnęła łańcuszek na ziemie, idąc właśnie w tym kierunku, i chociaż zorientowanie się w terenie zajęło jej teraz trochę czasu, odnalazła prezent bez większego trudu. Odwróciła się do Axtona.

– Masz. – Rzuciła mu łańcuszek.

Uderzył go w klatkę piersiową, po czym spadł na zakurzoną podłogę do jego stóp. – Skoro nie jesteśmy już małżeństwem… przynajmniej nie w obliczu Kościoła… weź sobie z powrotem ten swój okropny prezent – Ośmielona jego milczeniem, dodała: – Nie cierpiałam go.

Bez słowa pochylił się i podniósł łańcuszek. Nawet w ciemności Linnea zauważyła błysk złota i krwistoczerwonych kamieni; ich migotanie było jak wymyślna tortura. To nieprawda, że tak zupełnie ich nie znosiła.

Axton przez chwilę bawił się łańcuszkiem, po czym zbliżył się do dziewczyny. Tym razem się nie cofnęła. Kiedy dzieliło ich już tylko kilka cali, zatrzymał się i uniósł łańcuszek.